Męczennicy z Pariacoto - Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek

5 grudnia beatyfikowani zostaną Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek - dwójka Franciszkanów, którzy zmarli męczeńską śmiercią podczas swojej misji w Pariacoto. Z okazji dnia Wszystkich Świętych przypominamy ich życiorysy i publikujemy fragment nowej książki Krzysztofa Hołowni "Świeci codziennego użytku".

Polscy franciszkanie pracowali w Peru przez dwa lata
Polscy franciszkanie pracowali w Peru przez dwa lata123RF/PICSEL

Mieli trzydzieści trzy i trzydzieści jeden lat. Byli polskimi franciszkanami, od dwóch lat pracowali na misjach w Pariacoto w Peru.

Zamordowali ich terroryści ze słynnego niegdyś Świetlistego Szlaku, organizacji o tak kretyńskiej ideologii, że to się nie mieści w głowie. Do ciał zabitych zabójcy, których nigdy nie odnaleziono (bo pewnie nigdy ich zbyt gorliwie nie szukano), przyczepili "wyrok", w którym oskarżali braci, że serwują ludności "opium dla ludu", jakim zdaniem marksistów jest religia. Że otumaniają ją i uspokajają Mszami, różańcami i modlitwami, podczas gdy potrzebna jest rewolucja. A poza tym są sługami imperializmu, którego głową jest polski papież.

Te spisane podobno krwią jednego z zakonników brednie były efektem prania mózgu, jakie przechodzili wszyscy bojownicy Świetlistego Szlaku, którym ich przywódcy kładli do głów toksyczną mieszankę wynurzeń Lenina, Marksa oraz chińskiego arcyzbrodniarza towarzysza Mao. Na czele tej organizacji jeszcze w latach sześćdziesiątych stanął Abimael Guzman Reyonso, pseudonim Towarzysz Gonzalo, pomylony profesor filozofi i ze stołecznego uniwersytetu, a o wybitnych umysłach ogarniętych manią wiemy z historii, że zdolne są do zupełnie ponadprzeciętnych okrucieństw.

Kto ciekaw jest dziejów zmagań Świetlistego Szlaku o wyzwolenie mas pracujących peruwiańskich miast i wsi, łatwo znajdzie tony fachowych opracowań. Tu wystarczy powiedzieć, że komunistyczni terroryści zabijali równo wszystkich, nie tylko burżuazję. Organizacja w czasie trwania peruwiańskiej wojny domowej (1980-2000) pozbawiła życia ponad trzydzieści tysięcy ludzi. Wśród nich naszych dwóch franciszkanów z Pariacoto. Na tym terenie Świetlisty Szlak miał silne struktury, w okolicznych górach zaś bazy i poligony.

Zbrodniarze przyjechali po franciszkanów po Mszy, wywlekli ich z kościoła (ojcom udało się jeszcze ochronić kilku kandydatów do zakonu, krzycząc do terrorystów, że tamtych chłopaków trzeba zostawić w spokoju, bo przecież księżmi są tylko oni). Do samochodu zapędzili też siostrę zakonną, którą później po drodze wyrzucili, i burmistrza wioski. Michała i Zbyszka zamordowali strzałami w tył głowy w okolicy miejscowego cmentarza.

Ich pogrzeb zamienił się w manifestację. Mimo że polscy franciszkanie pracowali tu od niedawna, zżyli się z miejscową ludnością. Pomogli dociągnąć do Pariacoto wodę, zainicjowali program opieki zdrowotnej, zwłaszcza ochrony przed cholerą, wzięli się do tworzenia szkoły, organizowali wsparcie dla najbiedniejszych z biednych, zajęcia katechetyczno-zabawowe dla dzieci. Byli z ludźmi.

Parafia Pariacoto to siedemdziesiąt trzy andyjskie wioski, do których dotarcie zajmuje czasem godziny, a nawet dni. Ludzie żyją tam w niewielkich osadach wysoko w górach, są twardzi, ich zaufanie zdobywa się latami. Dwóch młodych Polaków przegadało w miejscowych domach tyle godzin i zjadło wraz z gospodarzami tyle świnek morskich (tradycyjny przysmak peruwiańskich Indian), że zostali uznani za swoich. Wielu z miejscowych wróciło do Kościoła, bo gdy wreszcie mieli u siebie księdza (wcześniej były tu tylko siostry zakonne), zrezygnowali z pseudoewangelikalnych sekt.

Fragment pochodzi z książki Krzysztofa Hołowni "Świeci codziennego użytku".

materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas