Moc tworzenia płynie ze Wschodu

Rozmawiał z jednymi z największych współczesnych pisarzy i poetów. Poznał sekrety ich twórczości, poglądy, a nawet szczegóły z życia prywatnego. Tym wszystkim Grzegorz Jankowicz dzieli się z czytelnikami, aby stać się pośrednikiem i przewodnikiem. Pośrednikiem, który pomoże spotkać się z ulubionymi pisarzami i przewodnikiem, który poprowadzi do niezwykłego świata doświadczeń literackich.

Grzegorz Jankowicz w rozmowie z Orhanem Pamukiem, fot. Jan Graczynski
Grzegorz Jankowicz w rozmowie z Orhanem Pamukiem, fot. Jan GraczynskiEast News/ Zeppelin

Izabela Grelowska, INTERIA.PL: Tadeusz Różewicz powiedział kiedyś: "Po to pisałem, żeby nie mówić". Po co rozmawiać z pisarzami? Może trzeba ich po prostu czytać...

Grzegorz Jankowicz: - Lektura to pierwszy krok. Ale dzieło, które przedkłada nam autorka lub autor, nie zaspokaja naszej bezgranicznej ciekawości. Przeciwnie - rozbudza ją. Interesuje nas przecież nie tylko opowieść, lecz także życie prywatne pisarzy oraz ich poglądy (polityczne, literackie, religijne etc.), a o tym dzieło zazwyczaj milczy. Powieść, opowiadanie i wiersz są, rzecz jasna, efektem doświadczeń i poglądów, ale nie zamykają rozmowy między autorem a czytelnikiem, lecz stanowią zaproszenie do jej kontynuacji. Ponieważ nie każdy czytelnik ma bezpośredni kontakt z pisarzem lub pisarką, potrzebny jest pośrednik. W tej książce przyjmuję na siebie taką właśnie rolę.

Czego powinny dotyczyć rozmowy literackie: życia prywatnego, polityki, treści książek?

- Temat rozmowy zależy od ciekawości i temperamentu wywiadującego. We wstępie do książki podkreślam, że dla mnie tym, co najbardziej fascynujące, są poglądy pisarzy, ich sposób myślenia o literaturze, o świecie, o języku...

- Jeśli pojawia się życie prywatne, to wyłącznie jako kontekst dla pisania, pozwalający lepiej zrozumieć pewne decyzje literackie (czasem polityczne czy instytucjonalne) moich rozmówców. Orhan Pamuk wyznał mi na przykład, że przez długi czas poszukiwał używanych szczoteczek do zębów z lat 70. XX wieku. Na pierwszy rzut oka wygląda to podejrzanie. Cóż to za szczoteczkowa perwersja opanowała tureckiego noblistę? W rzeczywistości poszukiwania Pamuka były ściśle związane z realizowanym przez niego projektem literacko-muzealnym.

- Zatem, powtórzę, interesuje mnie, w jaki sposób literatura (ten niezwykły twór, który w pewnym momencie został wynaleziony przez gatunek ludzki) wpływa na naszą percepcję. Zastanawiam się - wraz z Pamukiem, Amosem Ozem, Etgarem Keretem, Dubravką Ugrešić i innymi - czy opowieść może nasze postrzeganie świata zmienić, jak oddziałuje na nasze życie, jak kształtuje nasze myślenie o tym, co pojedyncze, i o tym, co wspólne.

Jak wyobraża pan sobie czytelnika pańskiej książki? Czy to człowiek, który czytał, zna i chce się dowiedzieć czegoś więcej o swoich ulubionych autorach, czy też ktoś, kto nie wie, co powinien czytać i potrzebuje przewodnika po literaturze?

- To książka dla zaawansowanych i początkujących. Ci, którzy fascynują się literaturą i uwielbiają powieści Oza, na pewno chętnie dowiedzą się czegoś więcej na temat swego ulubionego pisarza. Ale ci, którzy szukają dopiero drogi do literatury - co nie jest łatwe ze względu na bogatą ofertę wydawniczą - mogą te rozmowy wykorzystać jako rodzaj przewodnika. Z tą listą nazwisk z pewnością przez długi czas nie będą się nudzić.

Większość pana rozmówców była gośćmi Festiwalu Conrada. Wszyscy wiemy, na czym polega atrakcyjność np. festiwali muzycznych, a jaki sens mają festiwale literackie?

- Podobny - tu także się słucha i spotyka ludzi, którzy tworzą fascynujące nas dzieła. Jedyna różnica polega na tym, że podczas festiwali literackich można także o swej pasji porozmawiać. Zawiązuje się gęsta sieć relacji między namiętnymi miłośnikami literatury. Niekończące się dyskusje, prezentacje, wystawy, projekcje filmowe, spektakle teatralne, a nawet koncerty - wszystko związane z literaturą, inspirowane wierszami lub powieściami, ciągły ruch słów, myśli, obrazów, dźwięków i opowieści.

- W jednym z tekstów Petrarka powiada, że jego najlepszymi przyjaciółmi są książki. Nasi przyjaciele mają innych jeszcze przyjaciół i znajomych, którzy również stają się naszymi przyjaciółmi. Sieć powiększa się z miesiąca na miesiąc, z roku na rok (co zresztą widać gołym okiem, gdy patrzymy na Conradowską publiczność, tłumnie odwiedzającą centrum festiwalowe).

- Wbrew powszechnie panującemu przekonaniu literatura nie przynależy jedynie do domeny prywatnego doświadczenia. Czytelnicy i pisarze prowadzą ze sobą nieustający dialog. Festiwal Conrada to ich miejsce schadzek, ich przestrzeń wspólna, ich królestwo. Jako organizatorzy dbamy jedynie, by w królestwie literatury działo się coraz lepiej. Ale bez naszych gości (autorów i publiczności) tej wspólnej przestrzeni by nie było.

Wielu jest takich czytelników?

- Wielu! Mimo doniesień o postępującym kryzysie czytelnictwa w Polsce. W ciągu tygodnia Festiwal odwiedza około 17 000 osób. Przychodzą po to, by podzielić się z nami swą wiedzą lub ją poszerzyć. Nie jest to zatem publiczność w rodzaju "przyjść-kupić-wyjść", lecz grupa aktywistów, wymagających pasjonatów, których znakiem rozpoznawczym jest zaangażowanie. Trzeba bowiem pamiętać, że literatura - jak każdy wynalazek człowieka - będzie istotną częścią naszego doświadczenia tak długo, jak długo ktoś o nią będzie dbał.

- Bez publiczności, bez aktywistów, bez animatorów i amatorów, bez nowicjuszy, których tutaj przyjmuje się z niezwykłą życzliwością, literatura utraci swe miejsce w przestrzeni publicznej. Liczą się zatem nie tylko spektakularne liczby i symboliczne gesty, ale przede wszystkim sposób myślenia o literaturze jako jednym z najważniejszych języków, za pomocą których odnosimy się do rzeczywistości. Liczą się zatem nie tylko spektakularne liczby i symboliczne gesty.

- Chodzi przede wszystkim o traktowanie literatury jako najważniejszego języka, za pomocą którego odnosimy się do rzeczywistości.

Wszyscy pańscy rozmówcy są gwiazdami literatury, ale w wielu wypadkach są to gwiazdy nieoczywiste. Świecą co prawda jasnym blaskiem, ale nie każdy patrzy akurat na tę konstelację. Innymi słowy, nie jest to top 10 najlepiej sprzedających się autorów. Jakim kluczem się pan posłużył?

materiały prasowe

- Niektórzy są bardzo popularni, świetnie znani polskim czytelnikom, ale rzeczywiście nie kierowałem się doniesieniami o sprzedaży. Wybrałem tych, którzy rozbudzali moje lekturowe (i nie tylko lekturowe) namiętności, od których najwięcej się nauczyłem, których dzieła najbardziej mnie poruszyły, pozwoliły mi dostrzec to, co wcześniej wydawało mi się nieistotne lub niedostępne.

- Wybrałem takie pisarki i takich pisarzy, wobec których nie sposób pozostać obojętnym. To jest wspólnota, do której przynależę. Wspólnota, która stawia mi wysokie wymagania, zmusza mnie do emocjonalnego i intelektualnego wysiłku, oddziałuje na mnie, roznieca pasję i zapewnia intensywne doznania.

Wśród tych autorów jest duża reprezentacja pisarzy z takiego rejonu świata, gdzie tradycja ustnej opowieści jest może nie tyle żywa, co jeszcze ciepła. To Turcja, Iran, Bliski Wschód. Ci pisarze czerpią z tej tradycji pełnymi garściami. Czy może być ona zastrzykiem sił witalnych dla literatury europejskiej?

- W połowie XX wieku pojawiła się na Zachodzie uzasadniona nieufność wobec wielkich narracji, uniwersalnych opowieści, które okazały się nieadekwatne wobec sfragmentaryzowanej przestrzeni (realnej i duchowej) powojennej Europy. Ale potrzeba opowiadania nie zniknęła.

- Nowy impuls przyszedł ze strony innych kultur. Zachód zderzył się z odmiennym rodzajem opowieści. To zderzenie wydaje mi się niezwykle inspirujące. I tak - myślę, że odnawia nasze narracyjne siły, daje nam nową - bardziej samoświadomą, bardziej krytyczną - moc tworzenia.

Drugi wątek ściśle związany z przenikaniem się kultur to miejsce. Są pisarze nomadowie, którzy przemieszczają się w kulturach, zmieniają kraje i są pisarze silnie zakotwiczeni w jednym miejscu, jak Pamuk, który mówi, że nigdy nie mógłby wyprowadzić się ze Stambułu. Czy to przekłada się jakoś na twórczość, czy nomadowie mają większą łatwość w nawiązywaniu międzykulturowych więzów?

- Postawa Pamuka jest w tym kontekście znamienna. Z jednej strony mówi, że nie mógłby się wyprowadzić ze Stambułu. Przytacza nawet dane statystyczne, z których wynika, że większość ludzi żyje w jednym miejscu. Z drugiej strony mieszka po trosze w Turcji, po trosze w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada. Mimo swojej zadeklarowanej stacjonarności, prowadzi zatem życie na walizkach.

- Inaczej jest w przypadku Alameddine'a, który z przemieszczania się uczynił jeden z tematów swych powieści i opowiadań. Ciągły ruch, zawieszenie między miejscami, kulturami i językami, doświadczenie różnicy - bez tego nie byłby w stanie pisać.

- Tymczasem Marjane Satrapi, autorka znakomitych powieści graficznych i reżyserka, emigrantka z Iranu, szuka takich metod opowiadania, które pozwolą jej pokonać granice między państwami, narodami i językami. W rozmowie ze mną mówi, że niektóre rysunki z łatwością przezwyciężają bariery komunikacyjne i zamieniają się w powszechnie zrozumiałe znaki opowieści.

Ci autorzy muszą się w jakiś sposób odnieść się do literatury i kultury europejskiej. Natomiast pisarze europejscy mogą całkowicie ignorować to, co się dzieje na "obrzeżach świata"...

- Dziś owe obrzeża świata są tematem rozważań wielu pisarzy zachodnich, o czym można się przekonać podczas Conradowskich dyskusji. Dla nas - jako organizatorów Festiwalu Conrada - ta perspektywa jest szczególnie ważna. Autor "Lorda Jima" jest znany wszędzie, to wręcz wymarzony patron festiwalu literackiego, czytany i komentowany w każdym zakątku świata, piszący w jednym z najpopularniejszych języków, a przy tym tak ściśle związany z Polską i polską literaturą. Jest nie tylko naszym patronem, ale też emisariuszem.

- Trzeba jednak pamiętać, że w jego powieściach widoczne są ślady ideologicznych schematów, które narzuciła mu epoka. Chodzi o sposób prezentacji przedstawicieli innych kultur. Nawet jeśli celem Josepha Conrada był opis piekła kolonializmu i zgubnego wypływu działalności Europejczyków w Afryce, to jednak on sam nie był całkiem wolny od uprzedzeń właściwych jego czasom. Właśnie to zarzucał mu zmarły pół roku temu nigeryjski prozaik Chinua Achebe. W ramach festiwalowych dyskusji podejmujemy te krytyczne rozważania na temat samego Conrada, a także literatury zachodniej.

Nie ma wątpliwości, że Conradowi to właśnie język angielski otworzył drogę do literatury zachodniej. To także kolejny wątek pańskich rozmów. Część autorów jest wielojęzyczna, inni czują się jakby zamknięci w obrębie własnego języka. To są rzeczy, nad którymi czytelnicy rzadko się zastanawiają...

- Wątek ten wiąże się ściśle z praktyką przekładu, którą przez długi czas traktowaliśmy jako sprawę drugorzędną. Jeszcze dziś wielu czytelników uważa, że przekład jest neutralnym pośrednikiem pomiędzy oryginałem a odbiorcą. Wiele festiwalowych wydarzeń zwraca uwagę na ten niezbywalny aspekt komunikacji literackiej.

- Co zaś się tyczy wielojęzyczności i jednojęzyczności pisarzy, to sytuacja wydaje się najciekawsza wtedy, gdy mamy do czynienia z tekstem pisanym w jakimś mocnym zachodnim języku - np. w angielszczyźnie - języku, który z definicji powinien otwierać drogę do czytelników z całego świata, ale ze względu na hermetyczną formę dostęp do owego tekstu jest utrudniony. To przykład znakomitego amerykańskiego poety Johna Ashbery'ego. Okazuje się, że nie tylko różnice między językami, ale także między sposobami pisania w obrębie tego samego języka, mogą być wyzwaniem dla odbiorcy.

- Na temat pomieszania języków i zagubienia, które się z tym wiąże, wspaniale opowiada Alberto Manguel. Mimo że pochodzi z Argentyny, najpierw nauczył się angielskiego. Potem - kolejno - niemieckiego, hiszpańskiego i francuskiego.  W pewnym momencie uświadomił sobie, że ta wielojęzyczność jest przekleństwem.

- Na pozór doskonale radził sobie z komunikacją. Bez trudu porozumiewał się z ludźmi władającymi różnymi językami.  A jednak narastało w nim poczucie braku kontroli nad słowami i ich znaczeniami. Języki wypadły z nawiasów, a wraz z nimi - świat Manguela. Czytanie i pisanie było dlań próbą przezwyciężenia tego kryzysu. Znamy wiele takich prób. Nie tylko z literatury. Codziennie wszyscy podejmujemy je na własną rękę.

Część rozmów z "Cmono" była przeprowadzana przy udziale publiczności. Czym różni się taka rozmowa prowadzona na scenie od rozmowy w cztery oczy, gdzieś w zaciszu gabinetu?

- Wolę rozmowy publiczne, otwarte debaty, do których w sposób naturalny przyłącza się publiczność. W kontakcie z grupą 800-900 osób pisarze bardziej się mobilizują. Intensywność rozmowy jest dużo większa. Wszystko to stanowi nie lada wyzwanie dla prowadzącego. W każdej chwili coś może się wymknąć spod kontroli, a jednak to nie kontrola jest głównym celem, lecz skłonienie pisarki czy pisarza do wypowiedzi na określony temat.

- W rozmowie w cztery oczy można do pewnych wątków powracać, można korygować, autoryzować, układać opowieść od nowa. Rozmowa publiczna wiąże się z doświadczeniem nieprzewidywalności. Lubię być zaskakiwany i staram się, by to zaskoczenie stało się także udziałem publiczności.

Dwie rozmowy w tym zbiorze są inne, inaczej zapisane...

- Jest to format, który często pojawia się w prasie zachodniej, np. brytyjskiej czy amerykańskiej. Nazywany bywa wywiadem komentowanym. W opowieść o pisarce lub pisarzu wplata się jej lub jego wypowiedzi. Zdecydowałem się na wykorzystanie tego formatu z kilku powodów. Po pierwsze chciałem urozmaicić książkę. Poza tym w przypadku tych dwóch twórców - Herty Müller i Amosa Oza - chodziło o zagospodarowanie materiału, który zgromadziłem podczas kolejnych spotkań z nimi. Wywiad komentowany lepiej się do tego nadawał.

Przytacza pan we wstępie piękną legendę dotyczącą słowa "cmono", ale użycie go w tytule książki to o dość ryzykowne posunięcie...

-  "Cmono" to przysłówek, który pojawia się w dawnym polskim naśladownictwie Epikteta. Jeden z pionierów polskiego słownikarstwa, Samuel Bogumił Linde, doszedł do wniosku, że słowo to skrywa tajemnicę mowy, największą tajemnicę języka. By ją przeniknąć, poświęcił całe życie i wszystkie środki finansowe, jakimi dysponował. Bez skutku. Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka tytuł nie jest - jak się mówi - "marketingowy", ale wierzę - bezgranicznie wierzę! - w ciekawość czytelników i ich feblik do przygody. W książce wyjaśniam bowiem sens tego słowa...

Z Grzegorzem Jankowiczem rozmawiała Izabela Grelowska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas