Reklama

Umberto Eco: W średniowieczu nie palono czarownic!

Umberto Eco, włoski semiolog i światowej sławy powieściopisarz, jest nienasyconym bibliofilem. Zebrał ponad 50 000 książek, a szczególną pasję budzi w nim wszystko co zmyślone, okultystyczne a nawet urojone.

- Interesują mnie historie nieprawdziwe, błędne  - powiedział w wywiadzie.  - Nie mam Galileusza, ale Ptolemeusza już tak, bo on się mylił.

 Przetrząsając swoją bibliotekę, Eco skompletował "Historię krain i miejsc legendarnych", ilustrowany przegląd miejsc mitycznych, takich jak: Atlantyda, El Dorado, Camelot - wraz z opisem rzeczywistego piętna, jakie odcisnęły w historii.

 Książka jest ostatnim z jego intelektualnych albumów. Wcześniejsze dotyczyły sztuki oraz idei piękna, brzydoty i "szaleństwa katalogowania".

 Pana książka zaczyna się od kłamstwa, które przetrwało do dnia dzisiejszego: ludzie w średniowieczu myśleli, że ziemia jest płaska.

Reklama

 Umberto Eco: - Tak. Nawet wykształceni ludzie powtarzają to do dziś. Oficjalna kultura średniowiecza była całkowicie przekonana o tym, że Ziemia jest kulista i akceptowała grecką ideę pomiaru długości równika.  

To po prostu intelektualne i kulturalne lenistwo. Ciągle się też powtarza, że w średniowieczu palono czarownice, podczas gdy w rzeczywistości palenie czarownic rozpoczęło się w renesansie.

 Nad czym pan teraz pracuje?

 - Jestem w wirze pracy nad bardzo skomplikowanym dziełem. W Stanach publikowana jest ogromna kolekcja książek w serii "Biblioteka żyjących filozofów".  Zaczyna się ona od Johna Deweya i Bertranda Russela, a ostatni tom traktował  o Richardzie Rorty. Z tajemniczych powodów - prawdopodobnie ponieważ nikogo innego nie było pod ręką - zostałem wybrany na następnego.

Są to książki po 1500 stron. Mam napisać 100 stron swojej filozoficznej autobiografii. Jest też 25 osób, które obecnie pracują, pisząc o mojej filozoficznej działalności. Ja mam to wszystko przeczytać i odpowiedzieć każdemu co najmniej 3 lub 4 strony. Myślę, że mam na to dwa lata, ale mam nadzieję, że umrę zanim będę to musiał zrobić.

 Jest pan sceptyczny wobec wszystkich doniesień o upadku włoskiej kultury?

 - Jakim upadku? Przecież jestem ja! (śmiech) Myślę, że nikt nie jest w stanie ocenić czasu, w którym żyje. Myślę, że kiedy Joyce publikował swoją pierwszą książkę, w Irlandii było mnóstwo ludzi, mówiących, że irlandzka kultura całkowicie upada. Ten kto będzie uważany za największego pisarza 21 wieku, gdzieś teraz żyje, ale my go nie rozpoznajemy.

 Powiedział pan, że powieści detektywistyczne są barometrem produkcji narracyjnej w danym kraju. Jak oceniłby pan Włochy, stosując tę miarę?

- Narracyjność zakłada szczególny gust jeśli chodzi o fabułę.  Obecność dobrego smaku wyjaśnia wysoką jakość powieści detektywistycznych w krajach anglosaskich.

To prawda, że do niedawna we Włoszech nie było nikogo na miarę Agaty Christie albo Iana Fleminga, nie mówiąc już o Sherlocku Holmesie. Ale pojawiło się coś nowego. Podobnie jak w kulturze szwedzkiej, gdzie jest powstaje wiele kryminałów, we Włoszech w ciągu ostatnich lat rozwinęła się ogromna produkcja dobrej jakości prozy detektywistycznej. To cud - nagle we włoskiej kulturze pojawiła się sztuka tworzenia fabuły.

 Co się zmieniło?

- W ciągu ostatnich 50 lat mieliśmy w naszym kraju sporo cudów, które prawdopodobnie poruszyły wyobraźnię młodych pisarzy. Cuda polityczne i kryminalne, pewne niewyjaśnione powiązania między terroryzmem lat 70. i grupami politycznymi. Mamy przypadek Emanueli Orlandi, dziewczyny żyjącej w Watykanie, w rodzinie urzędników Państwa Watykańskiego, która zniknęła 30 lat temu. Wciąż nie wiemy, czy żyje i czy została porwana. We Włoszech mamy mnóstwo tego typu historii.

 Często pan mówi o tym, że chce pan, aby pana  książki pana przeżyły. Dlaczego to takie ważne?

- Każdy pisarz, każdy artysta, każdy muzyk, naukowiec jest głęboko zainteresowany tym, aby jego praca przetrwała po jego śmierci. W innym przypadku byliby idiotami. Wierzą państwo że Rafael nie był zainteresowany tym, co stanie się z jego malowidłami po jego śmierci? To jest inna strona normalnego ludzkiego pragnienia, aby osobiście w jakiś sposób przetrwać.  Są to korzenie każdej religii. Jest rzeczą zasadniczą - jeśli pracuje się twórczo - mieć tę nadzieję. W innym przypadku jest się tylko człowiekiem robiącym coś,  by zarobić pieniądze, mieć na kobiety i szampana. Nie kocha się swojej pracy, jeśli nie ma się takiej nadziei.


Czytasz książki Umberto Eco? Podyskutuj na FORUM!

The New York Times Syndicate
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy