Reklama

Alicja w krainie bezduszności

Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha, ten sam, który mówił niedawno, że niektóre śmiertelnie chore dzieci "nie zamierzają umierać w sensownym czasie", co nadmiernie obciąża hospicja, teraz zapowiada, że Polska odwoła się od wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Alicji Tysiąc.

Przypomnijmy. W momencie zajścia w ciążę Alicja miała dwoje dzieci i poważną wadę wzroku. Nosiła okulary minus 20 dioptrii. Trzech okulistów orzekło, że ciąża może spowodować pogorszenie wzroku. Alicja chciała dokonać aborcji, ale musiała urodzić. Państwo zadecydowało za nią. Zgodnie z marcowym orzeczeniem Trybunału w Strasburgu Polska naruszyła artykuł 8. Konwencji Praw Człowieka i ma wypłacić Alicji Tysiąc 25 tysięcy euro zadośćuczynienia i zwrócić koszta procesu. Jeśli rząd się odwoła, Alicja jeszcze długo nie zobaczy przyznanych jej pieniędzy.

Reklama

Alicja Tysiąc mieszka z trójką dzieci i bezrobotnym mężem w 29-metrowym mieszkaniu. Ze względu na tragiczną sytuację finansową przez lata nie płaciła czynszu. Sąd wydał już nakaz eksmisji. Jeśli w najbliższym czasie nie zapłaci 15 tys. złotych, czeka ją bezdomność. Polska zmusiła ją do urodzenia dziecka i zostawiła samą, bez środków do życia. Z 57 organizacji katolickich, które potępiły Alicję za skierowanie sprawy do Strasburga, żadna nie zaoferowała jej pomocy. Wręcz przeciwnie, domagają się, by rząd odwołał się od wyroku Trybunału. O życie jej i jej dzieci nikt nie zamierza się troszczyć.

Alicja Tysiąc na własnym przykładzie wykazała, że kobieta, której zdrowie jest zagrożone, nie może skorzystać w Polsce z przysługującego jej prawa do aborcji. Na przeszkodzie stoją poglądy lekarzy oraz brak procedur odwoławczych. Teraz na własnym przykładzie wykazuje, że w Polsce brak jest procedur, a przede wszystkim chęci, by pomagać ludziom w tragicznych sytuacjach.

Alicja utrzymuje się z renty, co nie wystarcza na potrzeby trójki dzieci. W Polsce nadal obowiązuje zasada, że skoro Bóg dał dzieci, to da i na dzieci. A że nie zawsze daje? Na to nic nie można poradzić.

- Trudno z pozycji rządu zajmować się takimi sprawami - mówi Joanna Kluzik-Rostkowska, pełnomocniczka rządu ds. kobiet i rodziny. Ale to ten rząd miał budować Polskę solidarną, której śladu nie widać. Do tego jeszcze sama idea Polski solidarnej jest ośmieszana nawet przez wielbicieli PiS-u. Na przewrotną prośbę "Dziennika" Maciej Rybiński miał doszukać się w IV RP czegoś, czego nie lubi. Nie było łatwo, ale się udało. Przede wszystkim nie lubi jej krytyków. A poza tym nie podoba mu się hasło Polski solidarnej, które jest - jego zdaniem - "powszechnie rozumiane jako odpowiedzialność zaradnych, mądrych i pracowitych za niedołęgi, głupców i wałkoni". Mam nadzieję, że to "powszechne rozumienie" ogranicza się tylko do pana Rybińskiego, który ponadto wyjaśnia, że państwo nie może zwalniać indywidualnego Polaka od minimalnej choćby odpowiedzialności za własny los.

A co z sytuacją, gdy państwo odbiera obywatelom prawo do decydowania o swoim losie? Gdy podejmuje za kobiety decyzje, że mają rodzić dzieci, choćby miały oślepnąć i nie były w stanie ich utrzymać? Mam nadzieję, że Polska nie będzie dłużej uchylać się od odpowiedzialności za własne decyzje. Nakazuje to nie tylko Trybunał w Strasburgu, ale zwykła ludzka przyzwoitość. Troska o życie, które powinno mieć wartość także po narodzinach.

Hanna Samson

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy