Reklama

Moralność i Oszczędność, czyli dwa w jednym

MEN nie próżnuje. Po zebraniu wyników ankiet o liczbie ciężarnych uczennic, przyszła pora na wyciągnięcie wniosków. Trzeba przestrzegać uczennice przed seksem przedmałżeńskim.

"Musimy przygotować świadomość młodej dziewczyny do tego, żeby poczekała z inicjacją do czasu, kiedy założy rodzinę" - poinformował wiceminister Mirosław Orzechowski. - "Powinna być przygotowana do wszystkich cnót, które są niezbędne dla takiej sytuacji, a więc cnoty wierności i cnoty czystości".

Biorąc pod uwagę, że kto nie współżyje, ten nie zachodzi w ciążę, plany ministerstwa wydają się słuszne. A jednak naszły mnie pewne wątpliwości. Bo co z chłopcami? Czy i oni nie powinni dochować cnoty czystości? O tym wiceminister nie wspomina. Wiadomo, chłopcy muszą się wyszumieć. Ich nie trzeba przed niczym przestrzegać, bo to nie oni zachodzą w ciążę. Mnie jednak niepokoi co innego. Jeśli wiceminister przygotuje dziewczęta do cnoty czystości, z kim chłopcy, którym wolno, będą współżyć? Chyba minister by nie chciał, żeby współżyli z innymi chłopcami? Albo oddawali się onanizmowi, który wyniszcza organizm? Więc co mają robić, skoro koleżanki aż do ślubu będą im odmawiać?

Reklama

Nie dziwi mnie, że minister stoi na straży tylko kobiecej moralności, bo to przecież nie nowość w patriarchacie. Może trochę dziwi mnie język, bo czy nie lepiej nazywać dziewczyny niewiastami? Ale nie będę pouczać ministra. Chcę tylko zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa, które wiążą się z jego programem. Bo jeśli ministrowi uda się to, co nie udało się Kościołowi, czy nie lepiej zawczasu przewidzieć skutki? Więc wracam do pytania. Z kim mają współżyć chłopcy? Z innymi chłopcami? Popełniać grzech Onana? Uwodzić mężatki? To ostatnie z pewnością się nie uda! Jeśli plan ministra się powiedzie, mężatki będą żyły w cnocie wierności. Zostają tylko rozwódki. Co do rozwódek nie będę protestować. Skoro już raz zboczyły z prostej drogi, niech dalej tkwią w grzechu. Ale czy starczy nam rozwódek dla rzesz młodych chłopców? One w dodatku mogą być wybredne. Skoro nawet męża nie chciały, to z byle młodzieniaszkiem nie pójdą do łóżka. Więc co ci biedni chłopcy mają robić? Oni muszą się trochę rozerwać. Nabrać doświadczeń. Upewnić w swojej męskości. Ale z kim?

Nie chciałabym być złym prorokiem, ale Pański program wychowania w czystości może mieć skutki uboczne. Wzrośnie popyt na usługi prostytutek. Popyt kształtuje podaż. Im więcej dziewcząt zachowa wstrzemięźliwość, tym więcej będzie kobiet lekkich obyczajów. One nie biorą się znikąd. Są odpowiedzią na męskie zapotrzebowanie, zresztą zwykle przez mężczyzn organizowaną. Ale to paniami lekkich obyczajów się gardzi, na mężczyzn korzystających z ich usług żadne odium nie spada. Nikt nie nazywa ich panami lekkich obyczajów, no bo po co ich tak nazywać? Lepiej ocenom moralnym poddawać wyłącznie kobiety. Dajmy się chłopcom wyszumieć, dziewczyny niech żyją w czystości. Ale znowu nasuwa się wątpliwość. Skoro przez wieki nie udało się Kościołowi, to czy Panu się uda, Panie Ministrze?

Tu trzeba wzmocnić metody. Samo słowo nie wystarcza. Matki nieletnie już dziś nie mają praw. Ani do swego dziecka, ani nawet do becikowego. Chyba że wyjdą za mąż. Dopiero wtedy stają się pełnoprawnymi obywatelkami. A gdyby tak iść za ciosem? Narodowy Fundusz Zdrowia niby nie wprowadza limitów na porody, ale z ich liczbą szpitale nie powinny przesadzać, bo nie ma pieniędzy. Może się przez to zdarzyć, że porządna żona będzie musiała rodzić na ulicy, bo nie znajdzie na czas szpitala, który zechce ją przyjąć. A gdyby te limity jednak otwarcie wprowadzić i zastosować je tylko do uczennic? Jak któraś zajdzie w ciążę, sama sobie jest winna, skoro brała lekcję czystości. Potem można to jeszcze rozszerzyć na matki samotne. Wtedy się baby nauczą, że bez męża nie wolno zachodzić w ciążę. Zero tolerancji. Oszczędność i Moralność. Dwa w jednym.

I jeszcze tylko ostatnia wątpliwość. Czy nie lepiej sprawy czystości zostawić w gestii Kościoła i rodziny, a w szkołach prowadzić edukację seksualną? Mówić o seksie i o miłości. O rodzinie, ale także o AIDS i prezerwatywach. I o innych środkach antykoncepcyjnych. Uczyć dziewczyny asertywności, uświadamiać im, że mają prawo odmówić i zadbać o swoje bezpieczeństwo. A obydwie płcie uczyć odpowiedzialności. Bo do zajścia w ciążę trzeba dwojga. Nie wierzę, żeby Pan o tym nie wiedział, Panie Ministrze.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: wiceminister | chłopcy | dziewczyny | moralność | oszczędność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy