Trzeba umieć zwolnić

Odprężony i szczęśliwy wrócił właśnie z rodzinnych wakacji w Egipcie. Tylko SHOW mówi, jak udaje mu się odnaleźć w życiu równowagę między pracą a życiem prywatnym.

Wciąż udaje mu się zachować w życiu równowagę / fot. J. Antoniak
Wciąż udaje mu się zachować w życiu równowagę / fot. J. AntoniakMWMedia

A po co ci na przykład trzy harleye?
- To jest akurat moja największa pasja. Jedyna, którą udało mi się zrealizować dzięki zarobionym pieniądzom. Mam rzeczywiście trzy motocykle. Zwłaszcza ten, który ostatnio kupiłem, jest naprawdę szybki...

Jeździsz taką maszyną po polskich drogach?
-Tak. Na szczęście tu, gdzie mieszkam, na Śląsku, są bardzo dobre drogi, więc jest gdzie pojeździć (śmiech).

Sukces bardzo cię zmienił?
- Myślę, że po prostu z roku na rok staję się coraz bardziej dojrzały. Nabieram świadomości samego siebie.

Tylko tyle? Nie wierzę. Przecież popularność musi jakoś zmieniać. Albo chociaż męczyć!
- Jestem pewien, że nikt, kto mnie zna, nie ma poczucia, że obcuje z jakąś wielką gwiazdą. I cieszę się, że tym różnię się od innych artystów pop. Oczywiście popularność jest czasami bardzo męcząca. Szczególnie że na początku naszej kariery z Feelem wszystko działo się bardzo szybko, a ja byłem ufny i otwarty wobec ludzi. Teraz myślę sobie, że może zbyt ufny... Dlatego zacząłem bardziej chronić swoją prywatność.

Czyli poznałeś ciemne odcienie życia na świeczniku?
- Na początku płynęliśmy z falą, przyjmowałem wszystkie możliwe propozycje współpracy i rozmawiałem z każdym. Niemal codziennie pojawiałem się w różnych programach telewizyjnych i gazetach. Nie było dla mnie problemem, aby tego samego dnia rozmawiać z kimś o totalnych głupotach, a za chwilę dyskutować o rzeczach bardzo poważnych. Czułem, że muszę wykorzystać każdy moment. Ale pewnego dnia zorientowałem się, że wcale nie jest konieczne, żebym w telewizji odpowiadał na pytania w rodzaju: "Dlaczego małżonki zdradzają swoich mężów i co ty o tym sądzisz?".

Skąd przyszła taka refleksja?
- Uświadomiłem sobie, że wolę funkcjonować na scenie niż w przestrzeni popkulturowej. W świecie popkultury łatwo zatracić gdzieś swoją pasję i ciekawość, łatwo się zgubić. Jest na to wiele przykładów nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Genialni muzycy stawali się nagle celebrytami.

Czujesz, że inni artyści z branży ci zazdroszczą? Na przykład liczby sprzedanych płyt?
- Nie obchodzi mnie to. Razem z Feelem potwierdzamy naszą markę jakością koncertów. Pochodzę ze Śląska, gdzie wpojono mi, jak należy traktować innych. Dlatego staram się być przede wszystkim partnerem dla mojej publiczności. To od ciebie przecież zależy, czy jesteś otwarty dla ludzi, czy stajesz się jakąś obłąkaną gwiazda rocka.

Co często przychodzi razem ze sławą, to strach, że kiedyś nagle się ona skończy.
- Takie myślenie, że zawsze będziemy najlepsi i ciągle na szczycie, trochę przypomina błędne koło. Moim zdaniem artysta potrzebuje zmian. Tak przecież jest w życiu: raz jestem w smutnym nastroju, za chwilę w radosnym. Zdarza mi się też płakać ze szczęścia.

Zdarza ci się też być zmęczonym. Latem media donosiły nawet, że źle wyglądasz...
- W tym sezonie wakacyjnym, podobnie jak w poprzednich, zagraliśmy bardzo dużo koncertów. Kiedy ukazał się artykuł, o którym mówisz, to była już końcówka trasy i rzeczywiście byłem wyczerpany. Ale w końcu zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że ważna jest nie tylko praca... Na szczęście wciąż jeszcze potrafię szybko się regenerować.

To twoja żona, Agata, kazała ci zwolnić i jechać na wakacje?
- Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas na odpoczynek. Chcieliśmy trochę pobyć razem i nabrać sił. Więc pojechaliśmy do Egiptu.

Feel wciąż jest na szczycie, ale Piotr Kupicha wie, że to się może zmienic / fot J.Antoniak
MWMedia

Potrafisz na wakacjach zupełnie odciąć się od myśli związanymi z koncertami ?
- Całe szczęście nadal potrafię, jak w dzieciństwie, wrócić do stanu zupełnej beztroski. Poza tym w rodzinnym domu wpajano mi, że o najbliższe osoby trzeba dbać. Dlatego zawsze wybieram miejsce, gdzie moja rodzina będzie czuła się dobrze. Z dala od fleszy: w Egipcie, w Turcji...

Nie wszyscy wiedzą pewnie, że zanim stałeś się gwiazdą, byłeś taternikiem. Wciąż masz uprawnienia taternicze?
- To prawda. Jest mnóstwo rzeczy, których nauczyłem się, zanim zostałem liderem grupy Feel. Imałem się różnych zajęć. Dlatego zawsze będę patrzył na świat inaczej niż muzyk, który od dziecka śpiewa, i którego prowadzono za rękę do sal koncertowych. Taki, który nie zdążył poznać życia.

A gdyby twoi synowie też chcieli zostać muzykami, pozwoliłbyś im na to?
- Na pewno bym im nie zabronił. Próbowałbym ich jednak ostrzec, by nie popełnili moich błędów. Chciałbym, aby pamiętali, że nie warto poświęcać się tylko karierze. Czasem trzeba zwyczajnie odpocząć. To zauważa się dopiero później, kiedy trochę się już dorośleje.

Chłopcy odziedziczyli po tobie talent do muzyki?
- Tak, szczególnie młodszy Adaś. Muszę powiedzieć, że od jakiegoś czasu wykorzystuje wszystkie możliwe przyrządy do tego, żeby na nich grać. Na przykład gdy wracaliśmy z Egiptu, Adaś zabrał mi gazety, zwinął w rulon i przez większość drogi udawał, że gra na perkusji. Starszy, Pawełek, także jest muzykalny. Bardzo mnie to cieszy.

Jesteś odpowiedzialnym mężem i ojcem?
- Bardzo się staram, by znaleźć w życiu harmonię. Bo jeśli jest małżeństwo, które po latach decyduje się rozstać, to nie ma chyba tragedii, kiedy nie ma dzieci. Ale w momencie, gdy one się pojawiają, wszystko się zmienia. Staram się zawsze o tym pamiętać.

Podobno jesteście z żoną bardzo towarzyscy. Wasz dom jest zawsze pełen gości.
- Mój dom jest zawsze otwarty dla przyjaciół i rodziny. Tak zostałem wychowany. I tego nie zamierzam zmieniać!

Często podkreślasz, że jesteś przywiązany do tego, jak cię wychowano, do rodzinnych tradycji. A czy podobnym sentymentem darzysz Śląsk?
- Oczywiście! Tu mieszkam, tu jestem po prostu u siebie! W "Bitwie na głosy" prowadziłem przecież grupę ze Śląska. I wygraliśmy! Na Śląsku na koncerty Feela przychodzą całe rodziny. Moja żona Agata prawie zawsze jest na naszych występach razem z Adasiem i Pawełkiem. Ale tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie gramy. W innych miastach Polski - i w Stanach, do których niedługo wylatujemy koncertować - mamy fantastyczną, pełną energii publiczność.

Kim chcesz być za pięć lat?
- Za pięć lat w moim życiu będzie cały czas bardzo fajnie (śmiech). Wiem na pewno, że będę nadal zajmował się muzyką. To się nie zmieni.

Oskar Maya

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas