Przyjdź słodka śmierci

Znów coś się stało. Ale dzień, który tak się zaczyna, później może być tylko jeszcze gorszy.

Przyjdź słodka śmierci
Przyjdź słodka śmierciWydawnictwo G+J

Piątek trzynastego też dla mnie nic nie znaczy. Ponieważ był poniedziałek dwudziestego trzeciego, kiedy Ettore Sulzenbacher leżał na środku Pötzleinsdorfer Strasse i płakał tak przejmująco, że kamień by się wzruszył.

Kiedy pani Sulzenbacher go zobaczyła, pomyślała w pierwszej chwili, że znów odezwał się dawny żal z powodu imienia, jakie siedem lat temu nadała synowi. Ale szybko dostrzegła powód jego rozpaczy. Obok zanoszącego się szlochem Ettore leżał jego martwy kot Ningnong.

Ningnonga rozjechała pędząca na sygnale i błyskająca niebieskim światłem karetka ratownictwa medycznego. Kiedy Ettore znalazł martwego kota, ambulans już dawno zniknął z pola widzenia. Gnał w dół Pötzleinsdorfer Strasse z taką prędkością, że można mówić o dużym szczęściu, skoro czarny Ningnong pozostał jego jedyną ofiarą.

Ale cały lament na nic się zda. Kot był martwy. Tylko teraz nie wiem, czy to przynosi mniejszego, czy większego pecha, kiedy przejedziesz czarnego kota, który przebiega ci drogę.

W każdym razie sanitariusz Manfred Gross w ogóle nie zaprzątał sobie tym głowy. Był tak pochłonięty jazdą, że nawet nie zauważył, kiedy rozpłaszczył Ningnonga na czarny placek. Tak się spieszył, że przemknął przez następnego skrzyżowanie, kiedy jeszcze paliło się czerwone światło.

Ponieważ wśród kierowców karetek pogotowia obowiązuje dzisiaj taka moda, że liczą, ile skrzyżowań przejadą na czerwonym podczas jednego wyjazdu na wezwanie. Coś w rodzaju pogoni za rekordem, co obecnie jest powszechnym zwyczajem. Ale musisz wiedzieć jedno. Ustawodawca zabrania karetkom przejeżdżania przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Ludzie sądzą, że jest to dozwolone, ponieważ często widzą, jak migający niebieskim światłem i z wyjącą syreną pojazd gna, nie zważając na czerwoną sygnalizację. Jednak w zasadzie jest to zabronione. Czerwone to czerwone. Również dla karetek.

Również dla Manfreda Grossa, którego koledzy sanitariusze już dawno nazwali Bimbo. Nie wiem, skąd przyszło im do głowy to przezwisko, ale przypuszczam, że ma to coś wspólnego z wyłupiastymi oczami i grubą czerwoną szyją orangutana. A krótko przycięte włosy jeszcze to wszystko podkreślały. Tylko że dwudziestoośmioletniemu Bimbo już trochę wyszły włosy i pewna pielęgniarka, która wcześniej była fryzjerką, za jedyne sto dziewięćdziesiąt szylingów prywatnie robiła mu loczki, które sprytnie maskowały łysinę. Co ciekawe, im mniej miał włosów na głowie, tym grubsze i mocniejsze rosły mu wąsy.

Teraz jazda na czerwonym świetle była zabroniona. Oczywiście Bimbo właśnie przejechał skrzyżowanie na czerwonym. Ponieważ był to rodzaj protestu kierowców karetek pogotowia. Protest skierowany przeciwko ustawodawcy. No bo ty dzień w dzień ryzykujesz życie dla innych, żeby w porę zgarnąć ich z ulicy, zanim rozszarpią ich sępy, a czyż ustawodawca cię w tym wspiera? Czy wierzysz w to, że ustawodawcy przejdzie przez usta słowo "dziękuję"? Albo że pozwoli ci jeździć na czerwonym świetle? Zapomnij o tym. Ustawodawca położy ci jeszcze kamień na drodze, a nie pozwoli jechać na czerwonym. Tak było zgodnie z prawem.

A zgodnie z praktyką było całkiem inaczej. Otóż Ningnong jeszcze nie zdążył wylądować na asfalcie, kiedy Bimbo Gross już przeleciał następne skrzyżowanie na czerwonym świetle.

Bo nie wolno ci zapomnieć o jednym. Bimbo miał umowę z kilkoma sanitariuszami. Tak dla rozrywki. Dlaczego nie, jeśli to trochę urozmaicało codzienną pracę? Kierowca karetki pogotowia musi być bardzo skoncentrowany na jeździe, czemu więc nie miałby pozwolić sobie na odrobinę rozrywki, nawet jeśli z prawnego punktu widzenia nie jest ona całkiem zgodna z przepisami.

Fragment powieści Przyjdź słodka śmierci

Posłuchaj, na czym to polegało: kiedy przez radio nadchodziło wezwanie, Bimbo wołał "Pięć!" lub "Osiem!" albo "Stawiam trzy!" - w zależności od miejsca, w którym się znajdował. A to znaczyło, ile minut potrzebuje na dotarcie do miejsca wypadku. Jeśli sanitariusz odpowiedział "Więcej", oznaczało to, że robił zakład. I jeśli Bimbo potrzebował dłuższego czasu na dojazd, sanitariusz dostawał setkę od Bimbo, a jeśli zdążył, wówczas sanitariusz płacił mu stówę.

Ponieważ jednak Bimbo prawie za każdym razem się wyrabiał, sanitariusze zakładali się coraz rzadziej. Ostatnio Bimbo musiał proponować czasy, od których włos się jeżył na głowie, żeby sanitariusze jeszcze dawali się nabierać. A potem oczywiście musiał pędzić jak szalony.

Wystarczy, że powiem: Südtirolerplatz-Taborstrasse osiem minut w godzinach szczytu. Jest to samobójstwo i każdy członek zespołu karetki, który kiedyś to przeżył, przysięgał sobie, że już nigdy więcej nie założy się z Bimbo, i to nie z obawy o przegraną stówę, lecz ze strachu o własne życie.

Dzisiaj pomocnikiem Bimbo był Hansi Munz. Tego poniedziałku Hansi Munz nie zapomni do końca życia. Nie dlatego, że Bimbo z szaleńczą prędkością pędził w dół Gersthofer Strasse, lecz - ale poczekaj.

Tym razem zakład z Hansi Munzem nie był powodem, dla którego Bimbo gnał jak wariat na sygnale w kierunku szpitala. Ponieważ z Hansi Munza był taki kutwa, że nie założyłby się nawet o szylinga. Bimbo musiał odebrać wątrobę dawcy ze szpitala miejskiego.

- Milka! - wrzasnął naraz Hansi Munz, kiedy Bimbo z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę pędził w dół Währinger Strasse. - Milka!

Ponieważ nie zdołał wykrztusić z siebie nic więcej, kiedy zauważył, że przed supermarketem Spara zatrzymuje się ciężarówka z logo Milki, a Bimbo, nie hamując, wali prosto na nią. I chociaż Hansi Munz dobrze wiedział, jak Bimbo się wścieka, kiedy osoba siedząca obok wtrąca się do jego jazdy, nie mógł się powstrzymać, żeby nie wydać ostrzegawczego okrzyku. Ale ze strachu nie był w stanie wydobyć z siebie nic więcej niż to jedno słowo, prawdopodobnie dlatego, że znał je od dziecka.

Możesz wierzyć lub nie: Bimbo nie uderzył w ciężarówkę Milki ani w ostatnim momencie nie skręcił ostro i nawet nie zahamował.

Tylko z szerokim uśmiechem na twarzy ominął ciężarówkę z prawej strony, tak że koła karetki tylko zadudniły po chodniku pomiędzy ciężarówką a supermarketem Spara. A skoro karetka ma dwa metry szerokości, a odległość pomiędzy ciężarówką i budynkiem wynosiła jakieś dwieście centymetrów, na pewno nie więcej, Hansi Munz poczuł tak silne współczucie dla lakieru na karoserii samochodu, że zdawało mu się, jakby to jemu zdzierano skórę z ramienia.

Ale jedno trzeba Bimbo przyznać: rzeczywiście elegancko przemknął pomiędzy ciężarówką Milki a supermarketem Spara, nie wiem jak, lecz udało mu się uniknąć nawet drobnego zadrapania.

Hansi Munz oczywiście odetchnął z ulgą. Ale uszkodzenie lakieru nie było jedyną przyczyną, dla której ciarki przeszły mu po plecach. Wyobraził sobie, co zrobi z nimi ich szef, kiedy wrócą do bazy rozbitym samochodem.

- Jeśli znowu rozbijemy nowiutką siedemsetczterdziestkę, Junior obedrze nas ze skóry.

- Nikt mu niczego nie rozbije - Bimbo jeszcze śmiał się ze swojego wyczynu, kiedy wjechał pod prąd na Währinger Gürtel. Naprzeciw nich trzema pasami jechali piraci drogowi. Ale oni znajdowali się na właściwym pasie, prowadzącym prosto do szpitala.

- A co byś zrobił, gdyby w ciężarówce otworzyły się drzwi?

- Zamknąłbym oczy.

- Nie bujaj.

- Chodzi o Spenderleber, "wątrobę dawcy", Munzi.

- Jeśli dalej będziesz tak jeździł, to szybko sami staniemy się dawcami narządów. Co byś zrobił, gdyby ktoś akurat wyszedł z banku?

- Ale nikt nie wyszedł.

- A gdyby wyszedł!

- I tak miałby szczęście. Jeśli dzisiaj wpadniesz pod samochód, możesz mówić o szczęściu, jak akurat jest to karetka. Bo od razu odwiezie cię do szpitala.

- Ty to masz nerwy.

- Jeśli nie masz silnych nerwów, idź na emeryturę.

Prowadzenie karetki pogotowia to nie wycieczka za miasto.

Fragment powieści Przyjdź słodka śmierci

Hansi Munz zauważył, że Bimbo ma już dość tej rozmowy, i ucieszył się, że jeszcze zdążą załatwić wątrobę.

Ponieważ była za trzy piąta, a oni praktycznie dojeżdżali na miejsce. Dzięki manewrowi po chodniku i jeździe ulicą jednokierunkową Bimbo z pewnością zyskał dwie minuty.

- Cholera! - zaklął Bimbo, kiedy byli już prawie na podjeździe do szpitala. Ponieważ z przeciwnego kierunku, jakby płynąc w rzece pojazdów, jechała wprost na nich, również na sygnale i błyskając światłami, siedemsetdwudziestka.

- Co za dupek jeździ dzisiaj siedemsetdwudziestką?

Oczywiście nie ustąpił siedemsetdwudziestce nawet o milimetr. Główna brama zamknęła się może dziesięć metrów przed nimi.

- Lanz.

- No właśnie.

Bimbo nie chciał uwierzyć, że stary niedojda Lanz ubiegł go w wyścigu po wątróbkę.

- Jeszcze nic straconego - Hansi Munz próbował uspokoić Bimbo.

Samochód nie zdążył się zatrzymać, kiedy Bimbo już pędził przed siebie jak sprinter w zawodach. Ponieważ w nieparzyste dni zawsze kierowca musiał przynosić wątróbkę, a w parzyste pomocnik, taką mieli umowę, a dzisiaj był poniedziałek dwudziestego trzeciego, czego Hansi Munz nigdy nie zapomni, nawet kiedy będzie miał sto dziesięć lat jak pani Süssenbrunner, cierpiąca na chorobę Parkinsona, którą przed dwoma tygodniami ostatni raz zawozili na zajęcia rehabilitacyjne.

Z parkingu do budki z jedzeniem jest mniej więcej piętnaście, dwadzieścia metrów. Ponieważ kiosk stoi już na trawie, zaraz obok nowego pawilonu muzycznego. Bimbo miał jeszcze ponad minutę na przebycie piętnastu metrów, a więc wcale nie musiał się tak spieszyć. Dwa razy wątróbka z ostrą papryką i słodką musztardą, w każdym razie udało się przed zamknięciem, które następowało punktualnie o piątej. Jako że w barze "U Rosi" obowiązywała żelazna zasada: kto złoży zamówienie przed piątą, jeszcze coś dostanie, ale od piątej koniec.

Munzowi już burczało w brzuchu i też był teraz zły, że Bimbo musiał stanąć w kolejce za Lanzem. Więc pogodził się myślą, że jeszcze trochę to potrwa, zanim dostanie swoją gorącą wątróbkę.

Nie wiem, który z kierowców wymyślił kiedyś tę nazwę, ale wszyscy szybko ją podchwycili. Już przed kilkoma laty na tablicy obok okienka napisane było kredą: Spenderleber, "wątroba dawcy", 32, Spenderherz, "serce dawcy", 60 (tak było wtedy, dzisiaj już 39 szylingów za wątróbkę, a zobaczysz, że jest tylko kwestią czasu, kiedy cena wzrośnie do 40 szylingów).

Ale oczywiście wywoływało to liczne skargi pacjentów i administrator szpitala tak zmył głowę Rosi, że znowu posłusznie napisała na swojej tablicy 1/4 kilograma wątróbki i 1/2 kilograma wątróbki. Ale administrator oczywiście nie mógł nic poradzić na to, że w przekazie ustnym po wieczne czasy przyjęło się określenie Spenderleber na małą porcję wątróbki i Spenderherz na dużą.

A Hansi Munz po wcześniejszych emocjach poczuł taki głód, że już prawie żałował, że zamówił u Bimbo tylko małą porcję wątróbki. Ale z drugiej strony głód nie jest aż taki duży i od dużej porcji może się człowiekowi zrobić niedobrze.

Mimo to Hansi Munz wcale się nie nudził. Przypatrywał się parze zakochanych w wąskim przejściu pomiędzy barem "U Rosi" a pawilonem muzycznym, którzy nie potrzebowali pieczeni. Groziło im raczej niebezpieczeństwo, że sami pożrą się nawzajem.

Kobieta miała na sobie biały fartuch pielęgniarki, była przynajmniej o głowę niższa od mężczyzny, który tak mocno przyciskał jej głowę do swojej szyi, że Hansi Munza od samego patrzenia rozbolał kark.

Fragment powieści Przyjdź słodka śmierci

- Co za lubieżna świnia - mruknął Munz, kiedy pielęgniarka coraz bardziej wyginała głowę.

Nigdzie mu się teraz nie spieszyło, ponieważ musiał czekać na powrót Bimbo, i spokojnie rozkoszował się przedstawieniem. "Co za lubieżna świnia!", wykrzykiwał co chwila, chociaż nie osiągnął jeszcze wieku, w którym człowiek zaczyna mówić sam do siebie. Hansi Munz ledwie przekroczył trzydziestkę, ale z powodu kołtuńskiego sposobu bycia ludzie uważali go za o wiele starszego. Oczywiście staromodne okulary i rzadka fryzura emeryta też nie ujmowały mu lat. I nawet bezbarwny meszek na górnej wardze sprawiał, że nie wglądał na młodzieńca, tylko na słabowite chuchro.

Ale dzisiaj Hansi poczuł drugą wiosnę: Ty lubieżna świnio - nagle przeszedł na ty z pielęgniarką, jakby mogła go usłyszeć, jakby nie siedział w oddalonym od niej o piętnaście metrów samochodzie, jedynie obserwując ją przez szybę.

Ciężko dyszał, jakby był tak blisko pielęgniarki jak ten wysoki blady mężczyzna w ciemnoszarym garniturze, który pomiędzy barem a pawilonem muzycznym tak gorliwie zajmował się kobietą, że można by sądzić, iż to nie pocałunek, lecz operacja migdałków, tylko chwilowo wszystkie sale na bloku operacyjnym są zajęte.

Kiedy Hansi Munz obserwował, jak pielęgniarka powoli, centymetr po centymetrze osuwała się w dół po piersi swojego kochanka, zrobiło mu się tak gorąco, że przednia szyba ambulansu całkowicie zaparowała.

- I co zrobisz teraz? - Hansi Munz zapytał lubieżną świnię zza szyby.

Ale po chwili wyskoczył z samochodu jeszcze szybciej, niż wcześniej zrobił to Bimbo. Nie dlatego, że nie mógł wytrzymać dłużej z podniecenia. Nie chciałbym teraz przedstawiać Hansi Munza w gorszym świetle, niż jest w rzeczywistości. Albo może trochę i z podniecenia, lecz nie w tym sensie. Z podniecenia, jakie odczuwa mężczyzna, który widzi to, co właśnie widział sanitariusz Munz.

Bo pielęgniarka osuwała się coraz niżej. Ale i mężczyzna również się osuwał. Oboje osuwali się coraz niżej. Aż legli oboje nieruchomo na kawałku trawy pomiędzy barem a pawilonem.

Tak podnieciło to sanitariusza Munza, że prawie wyrwał z zawiasów drzwi mercedesa i popędził w ich stronę.

Mógł jedynie stwierdzić, że oboje nie żyją. Czego oficjalnie sanitariuszom nie wolno. Ponieważ tylko lekarz może stwierdzić zgon. Musisz mieć wyjątkowego pecha, żeby przytrafiło ci się to co tej pielęgniarce. Ktoś brutalnie strzelił mężczyźnie w ciemnoszarym garniturze prosto w kark, tak że kula utkwiła w pielęgniarce.

Przez kark króla pocałunku kula nie miała daleko do jej ust, a że oczywiście oboje mieli usta szeroko otwarte, pocisk nie doleciał do mnie ani do ciebie, tylko utkwił w mózgu pielęgniarki.

I widzisz, to jest to, co chciałem powiedzieć wcześniej. Powód, dla którego Munz Hansi tak szybko nie zapomni tej daty. Poniedziałek, dwudziesty trzeci maja, godzina siedemnasta i trzy minuty.

Fragment powieści Przyjdź słodka śmierci

Wydawnictwo G+J
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas