Agnieszka Osiecka wyprzedziła swoją epokę

- Agnieszka Osiecka nie była królową balu. Ale jak już coś mówiła, było to tak interesujące, że się tą królową niechcący stawała - mówi Beata Biały, autorka książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie", która przeprowadziła dziesiątki rozmów o poetce z jej przyjaciółkami, byłymi partnerami i znajomymi. - Miała odwagę żyć tak, jak chciała - dodaje.

Beata Biały - dziennikarka, autorka książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie"
Beata Biały - dziennikarka, autorka książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie"Wojciech Białymateriały prasowe

Katarzyna Pawlicka, Interia: Przeprowadziła pani kilkadziesiąt rozmów o Agnieszce Osieckiej. Która z nich była najważniejsza lub najbardziej poruszająca?

- Ostatecznie do książki trafiło 27 rozmów. Starałam się dotrzeć do ludzi, którzy do tej pory nie opowiadali o Agnieszce Osieckiej lub zabierali głos rzadko. Agnieszka napisała przecież o sobie dużo w dziennikach, powstało o niej wiele książek. Spuścizną jest też 2 tys. piosenek, mnóstwo wierszy, dużo dobrej prozy, często inspirowanej jej życiem.

- Nie potrafię wskazać jednej, najważniejszej rozmowy. Wszystkie były bardzo osobiste, intymne, szczere. Rozmawiałam z tymi, którzy od zawsze są kojarzeni z Osiecką, jak np. Magda Czapińska czy Katarzyna Gärtner, ale też z tymi, którzy jeszcze się nie wypowiadali, a na jakimś etapie byli z poetką blisko, jak np. Michał Kott, który mieszka w Waszyngtonie, a kiedyś planował nawet z Osiecką ślub!

- Z takich nowych osób, które do tej pory nie mówiły o swojej przyjaźni z Agnieszką, pojawiła się także Dorota Stalińska, Krystyna Demska-Olbrychska, bo wszyscy wiemy, że Daniel Olbrychski przyjaźnił się z Agnieszką, ale nie każdy wie, że jego żona Agnieszkę znała z bardzo dawnych czasów, gdy szefowała w teatrze we Wrocławiu. Tam się poznały, notabene to Osiecka zapoznała panią Krystynę i Daniela i do dziś są szczęśliwym małżeństwem. Następnie Manuela Gretkowska, która napisała książkę o związku Osieckiej i Jerzego Giedroycia pt. "Poetka i książę". Ale też znała Agnieszkę osobiście. Jest jeszcze Zofia Sylwin, redaktorka z radiowej Trójki, która zorganizowała Osieckiej pierwszy wielki koncert w Trójce. Poetka dziękowała jej za to zresztą do końca życia, przy każdej możliwej okazji. Także Ewa Zadrzyńska, znakomita dziennikarka, była żona Janusza Głowackiego i Zuzanna Głowacka - ich córka - która pamięta moment, gdy Głowacki otrzymał telefon o śmierci Agnieszki i został poproszony o komentarz.

Agnieszka Osiecka i Hanna Bakuła przyjaźniły się
Agnieszka Osiecka i Hanna Bakuła przyjaźniły sięMarek ZielińskiEast News

Niektórzy z pani rozmówców pamiętają Osiecką jako duszę towarzystwa, inni mówią, że była spokojna, wycofana. Tych sprzeczności jest zresztą dużo więcej. Jak to możliwe, że pojawiają się tak skrajne głosy?

- Magda Czapińska powiedziała, że Agnieszka była jak lustro, w którym odbija się świat ze wszystkimi jego barwami i emocjami. I kiedy po jej śmierci to lustro się rozpadło na tysiące kawałeczków, każdy zachował jeden i widzi Agnieszkę w taki sposób, w jaki w ogóle postrzega świat.

- Agnieszka była jak kameleon. Hanna Bakuła powiedziała np., że Agnieszka potrafiła być zwariowana i szalona, ale sama Hanka jest jak kolorowy motyl i być może wciągnęła Agnieszkę w ten swój barwny świat. Zupełnie inną relację poetka tworzyła z Magdą Czapińską czy Magdą Umer. Choć miała też opinię "psotnicy". Kiedyś Agnieszka uczestniczkom Lamentów, czyli babskich spotkań, w których żaden mężczyzna nie mógł uczestniczyć: Krystynie Jandzie, Magdzie Umer, Zuzannie Łapickiej, Magdzie Czapińskiej zapowiedziała niespodziankę. Siedziały roześmiane rzędem na maleńkim tapczaniku w jej pokoju, gdy nagle ich oczom ukazał się pisarz Janusz Głowacki. Trzeba było znać Janusza, a ja go znałam, żeby wiedzieć, jak bardzo niekomfortowo musiał się czuć w gronie samych kobiet. Janusz był bardzo nieśmiały, a zupełnie nie wiedział, w jakiej roli przyjdzie mu wystąpić. Był przekonany, że Agnieszka zaprosiła go na kawę. Magda Czapińska pamięta błysk w oczach Agnieszki, która całą sytuacją była zachwycona.

- Nie nazwałabym jednak Agnieszki duszą towarzystwa. Większość osób podkreślała, że Agnieszka nie była królową balu. Ale jak już coś mówiła, było to tak interesujące, że się tą królową niechcący stawała.

Była nieśmiała?

- Z opowieści moich rozmówców wyłania się obraz kobiety o bardzo dużej pokorze, i tak - również nieśmiałości.

- Stan Borys, który w 1971 roku był sąsiadem Agnieszki - mieszkali przez płot w Falenicy - opowiadał, że potrafiła przyjść do niego ze swoim wierszem i nieśmiało zapytać, co on o nim myśli. Przy czym Osiecka była już wówczas u szczytu popularności, on dopiero zaczynał. Piękna jest anegdota mówiąca o tym, jak powstał tekst "Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma" - wielkiego przeboju śpiewanego przez Borysa. Agnieszce przyśnił się sen, w którym Stan był królem Cyganów i w czarnym, błyszczącym płaszczu i butach ze złotymi ostrogami, jechał na białym koniu przez Falenicę i rozdawał prezenty ubogim. I to on stał się główną inspiracją.

Więcej o książce "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" Beaty Biały przeczytasz TUTAJ.

Agnieszka Osiecka nie przywiązywała wagi do dóbr materialnych
Agnieszka Osiecka nie przywiązywała wagi do dóbr materialnychKrzysztof WójcikAgencja FORUM

Skromność manifestowała się również w stylu życia Osieckiej. Nie zależało jej na dobrach materialnych?

- W ogóle nie przywiązywała wagi do rzeczy. Była osobą, która rozdaje i to hojnie. W książce jest kilka takich anegdotek, jak np. przyjechała do Urszuli Dudziak, do Nowego Jorku, w przepięknym, długim, czarnym kożuchu. Kiedy Dudziak skomplementowała strój, Osiecka natychmiast się rozebrała i podarowała jej ten kożuch. Odmowę traktowała jak obrazę, robiło jej się wówczas bardzo przykro.

- Agnieszka uwielbiała robić ludziom prezenty. Janusz Anderman opowiadał, że czasem były śmieszne, jak np. tablica rejestracyjna z Dakoty, ale bywały też bardzo drogie, jak obrazy Katarzyny Ważyk, które ma do dzisiaj. W domu Ewy Błaszczyk wisi natomiast na ścianie obrazek, który Agnieszka przywiozła jej, gdy aktorka spodziewała się bliźniaczek. Wracała wtedy chyba z Zielonej Góry. W tamtejszym muzeum ujrzała stary wielki obraz "Bliźniaki". Znalazła miejscową malarkę, która namalowała jego miniaturkę. Podarowała ją Ewie jeszcze mokrą, z niewyschniętą farbą.

Pani rozmówcy są zgodni właściwie co do dwóch rzeczy: tego, że Osiecka była piekielnie uzdolniona i tego, że źle się ubierała...

- Michał Kott, z wykształcenia filozof, powiedział mi, że Agnieszka była najbardziej utalentowaną osobą, jaką w życiu znał. Miała jakiś naturalny dar, umiejętność patrzenia i dostrzegania piękna czy puenty, których inni nie zauważali. Według niego miała też talent do alchemii. Jego ojciec, prof. Jan Kott, nazwał Agnieszkę poetką złamanego koloru. Michał Kott powiedział mi też, że bardzo lubił u Agnieszki taki rodzaj skupienia połączony z uśmiechem. Miała nieprawdopodobną zdolność do bycia skupioną.

- Agnieszka była osobą wielu talentów i miała niezwykły, absolutny słuch do świata wokół. Wiele z jej wierszy zawiera frazy, które gdzieś usłyszała. O, choćby wiersz "Na zakręcie", w którym Janda tak pięknie śpiewa: "A ja jestem, proszę pana, na zakręcie". Michał Kott wspomina, że Agnieszka zapamiętała tę frazę z przypadkowej rozmowy zasłyszanej w pociągu. Miała pamięć jak dźwiękowiec. Ale przyznaje, podobnie jak inni jej przyjaciele i znajomi, że ubierać się nie umiała. Porównał styl Osieckiej do stylu polonistki czy bibliotekarki z pseudoarystokratycznymi pretensjami.

Okładka książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" Beaty Biały
Okładka książki "Osiecka. Tego o mnie nie wiecie" Beaty Białymateriały prasowe

Przyjaciółki próbowały to zmienić, podpowiadały Agnieszce, co ma założyć?

- Kiedyś Elżbieta Czyżewska w Nowym Jorku kazała się Agnieszce rozebrać i spaliła wszystkie jej ciuchy w kominku. Oczywiście w nowych ubraniach Agnieszka czuła się źle, jak w przebraniu. Hania Bakuła zwróciła uwagę na torebki, które zawsze były jakieś dziwne, uszyte z łatek, ale co najciekawsze, te torebki były prawie puste! Ołówek, kartki, chusteczka to wszystko, co Agnieszka miała przy sobie... Była inna niż większość kobiet, która ma najczęściej przy sobie jakąś kosmetyczkę, lusterko, szminkę.

- Ale widzi pani, wszyscy mówią, że nie potrafiła się ubierać, a kiedy przeglądam zdjęcia w książce, myślę sobie: "tak źle nie było". Wiele jej ubrań sama chciałabym założyć, bo moim zdaniem ubierała się z delikatną nonszalancją... Ale nawet Agnieszka uważała, że nie potrafi się ubrać. Maria Szabłowska opowiadała mi historię, jak kiedyś zobaczyła Agnieszkę ładnie ubraną - w czerwonej spódnicy, w słomkowym kapeluszu, podobno wyglądała jak dama z obrazu. Powiedziała jej nawet komplement, na co poetka: "No co ty, przecież wiesz, że ja się ubrać nie umiem!" Hanka Bakuła śmiała się, że nawet te jej słynne kapelusze, choć same w sobie interesujące, były dość przypadkowo dobierane do reszty stroju.

Agnieszka Osiecka całe życie nosiła kapelusze
Agnieszka Osiecka całe życie nosiła kapeluszeJacek BarczAgencja FORUM

Słynne kapelusze, jak się okazuje, służyły w pewnym momencie przede wszystkim maskowaniu skutków chemioterapii...

- Krystyna Janda ma smutne wspomnienie związane z tym tematem. Agnieszka, która zawsze lubiła kapelusze, w pewnym momencie zaczęła nosić je non stop. Pani Krystyna kupiła jej na urodziny brązowy kapelusz i usłyszała od solenizantki: "Och, dziękuję, jaki piękny! Ale dlaczego nie czerwony?. Czerwony byłby bardziej radosny..." Pod kapeluszami ukrywała, że już nie ma tego pięknego, słynnego końskiego ogona.

Fragmenty książki poświęcone chorobom Agnieszki Osieckiej: nowotworowej i tej alkoholowej są szczególnie dramatyczne. O żadnej z nich nie chciała mówić. Dlaczego?

- Agnieszka Osiecka w ogóle nie chciała mówić o problemach. Maryla Rodowicz powiedziała mi, że Agnieszka była cudowną pocieszycielką dla innych, natomiast ją trudno było pocieszyć, bo nigdy się nie zwierzała. Uważała, że sama powinna radzić sobie z problemami i, jak wiadomo, radziła sobie heroicznie. Magda Czapińska opowiadała mi, że gdy pytała Agnieszkę: "Jak się czujesz", zwykle słyszała: "A jak mam się czuć?" Kategorycznie dawała do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o chorobie.

- Prawie nikt nie wiedział, że bierze chemię. Nawet Barbara Wiszniewska, prezes Teatru Atelier w Sopocie, gdzie Osiecka spędziła ostatnie lata. A były ze sobą bardzo blisko! Kiedy przyjeżdżały razem do Warszawy, Agnieszka mówiła do niej: "Basiu, muszę się spotkać z jednym artystą, przejdę się". Potem okazało się, że wtedy jechała do szpitala, na chemię.

Dlaczego Osiecka nie zgodziła się na operację?

- Agnieszka uciekała od myśli o chorobie, chyba nie przyjmowała jej do wiadomości. Pewnie gdyby zdecydowała się na operację, aktywniej wzięła udział w leczeniu, przedłużyłaby sobie życie o parę lat, a w związku z tym nam podarowała kilka piosenek więcej. Dlaczego tego nie zrobiła? Może to za dużo powiedziane, ale mam wrażenie, że była już trochę zmęczona życiem.

- Ewa Błaszczyk opowiedziała mi pewną historię, być może to był prawdziwy powód. Kiedy Agnieszka była już bardzo chora, opowiedziała Ewie o odchodzeniu swego ojca, przy którym była do końca. Nie mogła pogodzić się z jego umieraniem, czuła wielki żal do losu. Zwierzyła się Ewie, choć przecież nie była skłonna do zwierzeń, że ojciec na łożu śmierci powiedział jej: "Agnieszko, nie rozpaczaj. Ja już nie chcę tu być. Mnie się tu nic nie podoba". Błaszczyk uważa, że Agnieszka nie powiedziała jej tego bez powodu, że czuła wtedy to samo. Jej się też już tu nie podobało. Dlatego nie podjęła walki.

Agnieszka Osiecka pod ulubionym barem Sax przy ul. Francuskiej
Agnieszka Osiecka pod ulubionym barem Sax przy ul. FrancuskiejAgnieszka Meissner-Klosek Agencja FORUM

Portret Osieckiej, który wyłania się z przeprowadzonych przez panią rozmów, pełen jest rys, pęknięć. Pani rozmówcy wspominają także, że komfortowo czuła się zarówno w towarzystwie profesorów, jak i bywalców warszawskich melinek. Nie potrafiła żyć bez skrajności?

- Chyba tak... Sama mówiła, że z tej brudniejszej codzienności czerpie historie. Rozmawiała rzeczywiście ze wszystkimi. Potwierdził to w rozmowie ze mną Marek Samselski, dziennikarz, który znał Osiecką ze słynnego w owym czasie baru Sax, którego dziś już nie ma.

- Sax był maleńkim barkiem na kilka stolików, Agnieszka zwykle siadała przy oknie, żeby obserwować ulicę. Początkowo do tej niewielkiej knajpki przy Francuskiej 31 przychodzili literaci, muzycy, malarze, ale to towarzystwo mieszało się z innym. Myślę o tych, którzy dzień zaczynali od kieliszka i właściwie niewiele więcej niż picie mieli do roboty. Agnieszka doskonale czuła się w towarzystwie ludzi kultury i sztuki, bardzo lubiła z nimi rozmawiać. Ale tak samo chętnie rozmawiała także z tą drugą grupą. Wszyscy opowiadali mi o słynnej Marzence. Niestety, nie udało mi się jej odnaleźć. Na pewnym etapie życia była prawdopodobnie jedną z przyjaciółek, które najlepiej rozumiały Agnieszkę.

Agnieszka Osiecka, Maryla Rodowicz i Daniel Passent z małą Agatą na rękach
Agnieszka Osiecka, Maryla Rodowicz i Daniel Passent z małą Agatą na rękachMarek KarewiczAgencja FORUM

Ludzie lgnęli do Osieckiej?

- Osiecka była bardzo uważna na ludzi, była świetnym słuchaczem i to procentowało. Kasia Żak, która poznała Agnieszkę we Wrocławiu, gdzie trwały prace nas spektaklem "Sztukmistrz z Lublina", opowiedziała mi ilustrującą te cechy historię. Po próbach wszyscy szli do kawiarni czy restauracji, przechadzając się przy okazji wrocławskim rynkiem. Agnieszka pewnego razu ucięła sobie pogawędkę z jedną z kwiaciarek. Dwa tygodnie później, gdy znów mijali jej stragan, pamiętała wszystko: jak jej rozmówczyni ma na imię, ile ma dzieci, co jej doskwiera. Niespotykane, wręcz niewiarygodne skupienie na drugiej osobie!

Osiecka nie tylko tych historii innych ludzi słuchała, ale też bardzo je przeżywała.

- Była wrażliwcem. Magda Czapińska opowiadała mi, jak kiedyś siedziały w kawiarni i Agnieszka nagle przerwała rozmowę, by powiedzieć: "Popatrz! On ją rzucił!". Łzy natychmiast stanęły jej w oczach, bo zobaczyła, że przy sąsiednim stoliku jakiś mężczyzna zostawił właśnie kobietę. Ona to wyczuła z jego gestów, z jej spojrzenia, mowy ciała i przejęła się tym tak, jakby to ona właśnie została porzucona.

Być może właśnie dlatego Osiecka nie potrafiła skupić się na sobie. Jej uwaga była cały czas kierowana na drugiego człowieka.

- Dla niej ludzie i ich problemy były zawsze najważniejsze. Zawsze liczyła się z ludźmi, choć niektórzy mówią, że nie była lojalna w przyjaźni i nie była lojalna w pracy. Potrafiła dać jedną piosenkę kilku osobom. Sama zresztą mówiła, że rozwija się przez zdradę. Wiem o tym między innymi od Michała Kotta, który wyjaśnił, że Agnieszka umiała porzucać środowiska, z którymi była związana. Rozwijała się poprzez zmienianie środowisk, wykonawców czy kompozytorów, ale też mężczyzn.

Tak było też z monodramem "Biała bluzka".

- Tekst dostały równocześnie Krystyna Janda i Dorota Stalińska, choć pewnie na tym lista obdarowanych się nie kończy. Ale obie usprawiedliwiają Agnieszkę: ona lubiła, żeby jej twórczość jak najszybciej wychodziła na światło dzienne, trafiała do słuchaczy. Zresztą, sama mówiła, że zdrada napędza ją do życia i twórczości. Zmienianie środowisk, przyjaciół było elementem jej rozwoju. Była wolnym ptakiem: nie wiem czy w czasie kwarantanny, udałoby się ją zatrzymać w domu. Żyła w ciągłej podróży, na walizkach, zawsze była w drodze.

Za tym uzależnieniem od bodźców kryje się chyba także głód ciągle nowych historii, których potrzebowała, by tworzyć.

- Ciekawe historie zmieniały się u Osieckiej w piosenki. Maryla Rodowicz opowiadała mi, jak wróciła do Polski i nie miała gdzie się podziać - rozstała się wtedy ze swoim czechosłowackim narzeczonym, z którym zbudowała dom w Pradze. Zatrzymała się w hotelu MDM i zadzwoniła po Agnieszkę, która oczywiście od razu przyjechała. Maryla zaryczana żali się, że znowu jej się rozwalił związek, że znowu została z niczym. Na co Agnieszka: "A co ty płaczesz, zaraz napiszę ci tekst". I napisała słynną piosenkę "Ja w podróży", do której Maryla zresztą skomponowała muzykę. "Walizki moje pełne snów dziś puste są. Kto powróży, kto powie, gdzie mój będzie dom (...). Kto powróży, kto zgadnie przyszłość z pustych rąk".

Agnieszka Osiecka w 1989 roku
Agnieszka Osiecka w 1989 rokuJacek BarczAgencja FORUM

Wszystko zmieniło się dla Osieckiej w latach 90., które były dla niej najtrudniejsze nie tylko pod względem zdrowotnym.

- To był moment, kiedy rzeczywiście wszystko się zmieniło, zaczęto grać inną muzykę. Maryla Rodowicz opowiadała mi w jednym z wywiadów, że nagle nikt nie chciał z nią rozmawiać. Skończył się dobry czas dla dawnych artystów. Do 1989 roku ludzie z Polskiego Radia dzwonili do niej i mówili: "Przynieś nowe piosenki, a jak nie masz, pomożemy ci z repertuarem". Po roku 1990 nikt jej nie chciał. Młode pokolenie dziennikarzy uważało, że jest reliktem Peerelu. Radia nie grały wokalistów z minionego ustroju. Liryczne piosenki stały się niemodne. Przyszedł czas na młode głosy - Edyta Górniak, Anita Lipnicka, Kasia Nosowska... Maryla sama musiała zawalczyć i zrobiła to znakomicie.

- Ta zmiana dotknęła też Agnieszki i jej tekstów. Manuela Gretkowska poprosiła Osiecką o napisanie wstępniaka do pierwszego numeru polskiego "Elle", ale podkreślała, że to wówczas (mowa o 1994 roku) nie było już modne nazwisko. Na bankiecie z okazji premiery magazynu poetka powiedziała jej, że chodzi od redakcji do redakcji, ale nikt nie chce już z nią współpracować.

Jak radziła sobie wówczas z finansami?

- Agnieszka Osiecka nigdy nie przywiązywała wagi do pieniędzy, na pewno nie była rozrzutna, ale też zawsze te pieniądze miała. Zmieniło się to właśnie pod koniec życia. Janusz Anderman opowiadał mi, że po jednym ze spotkań, zaproponował, że zamówi jej taksówkę. "Ja już nie jeżdżę taksówkami tylko tramwajami" - powiedziała. Wtedy zrozumiał, że sytuacja finansowa Agnieszki się zmieniła. Choć dla niej oczywiście nie stanowiło to żadnego problemu.

Problemy natomiast, i to przez całe życie, miała z mężczyznami. Do dziś wątek związków i romansów Osieckiej rozpala wyobraźnię.

- Miłość dla większości ludzi jest bardzo ważna, a kto pisał o niej tak pięknie, jak Agnieszka? Ona wyprzedziła swoją epokę. Żyła w czasach, kiedy ludzie mieli zupełnie inne podejście do małżeństw, tym bardziej do rozwodów. Nie dawało się ludziom prawa do szczęścia, a Osiecka go szukała. Gdy było źle, po prostu odchodziła. Była niezależna finansowo, co w znacznej mierze jej pomagało, brała życie w swoje ręce. Miała odwagę żyć, tak, jak chciała i rzeczywiście była kochliwa... W życiu Agnieszki było wielu mężczyzn. Ale ciągle powtarzała, że jest petentką w miłości. Że to ona bardziej o tę miłość zabiegała. Jaka była prawda? Kiedyś zwierzyła się Magdzie Czapińskiej, że zawsze pociągali ją chłopcy czy mężczyźni nie do zdobycia. A tymi, których serce miała na dłoni, szybko traciła zainteresowanie.

I, jak mówi Krystyna Janda, "lubiła kochać nieszczęśliwie".

- Nie wiem, czy faktycznie lubiła. Ale rzeczywiście, chyba nie znalazła szczęścia w miłości. Kasia Gärtner powiedziała, że Agnieszka nie umarła na raka, tylko umarła z braku miłości. Cały czas jej szukała, jak w piosence "Szukam kogoś na stałe". Dlaczego jej się to nie udało? Nie potrafiła stworzyć domu, a może po prostu go nie potrzebowała. Magda Czapińska powiedziała mi, że według niej Agnieszka nie była do tego stworzona, że to dlatego nigdzie nie potrafiła się zakorzenić. Sama poetka napisała: "Bo mnie peszą poważne zamiary i długie życie zgięte wpół: Ach, łoże, łoże, stół... Może jestem jak but nie do pary, a może z górki pędzę w dół...". Jerzy Satanowski powiedział: "Agnieszka miała kłopot z miłością, a może szczęście? Bo gdyby była szczęśliwa, nie powstałoby tyle wspaniałych tekstów". Rzeczywiście wiele osób mówiło mi, że Osiecka zrozpaczona była bardziej twórcza. Sama o swoim życiu mówiła natomiast: "zła historia dobrze opowiedziana". Chyba trudno o lepsze podsumowanie. 

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas