Największe wpadki w polskiej telewizji

W polskiej telewizji nie brakuje wpadek, pomyłek i wypadków, które widzowie zapamiętali na długo. Żyzną glebą dla takich potknięć są programy na żywo, relacje terenowe, ale i programy śniadaniowe. Przypomnijmy sobie największe telewizyjne wpadki.

Marzena Rogalska na długo zapamiętała incydent z gwoździem. Wokół wpadki narosło też wiele niewyjaśnionych spekulacji
Marzena Rogalska na długo zapamiętała incydent z gwoździem. Wokół wpadki narosło też wiele niewyjaśnionych spekulacjiMateusz JagielskiEast News

Historia pewnego gwoździa i to, co nastąpiło potem

W 2016 roku na planie "Pytania na śniadanie" doszło do bardzo nieprzyjemnego, a nawet dramatycznego incydentu. Goszczący w studio iluzjonista Pan Ząbek przedstawiał sztuczkę ze znikającym gwoździem, skrytym w jednej z papierowych toreb. Prowadząca program Marzena Rogalska miała uderzyć dłonią w jedną z nich, ufając, że postawionego na sztorc gwoździa tam nie będzie. Niestety był. Później tylko krzyk, chwilowa panika, konsternacja.

Chyba bardziej interesujące od tej słynnej wpadki na wizji były wydarzenia, które rozegrały się w kolejnych dniach i tygodniach. Niektórzy internauci rozpoczęli prywatne śledztwo, starając się dowieść, że wypadek tak naprawdę nie miał miejsca i - niczym w dobrym kryminale - był sztuczką ukrytą w sztuczce. Twierdzili, że iluzjonista błyskawicznym ruchem doczepił gwóźdź do dłoni Rogalskiej już po fakcie uderzenia w papierowe opakowanie. Cała akcja według domorosłych detektywów miała na celu podniesienie oglądalności programu śniadaniowego.

Co ciekawe Pan Ząbek w kilku udzielonych wywiadach starał się dać do zrozumienia, że tak właśnie wyglądało to naprawdę i że do żadnego uszkodzenia ciała dziennikarki nie doszło. W końcu kolejny tekst wspierający tę tezę, który opublikowała na swoich łamach Super Expres, sprowokował do reakcji samą Marzenę Rogalską.

"Miałam szczery zamiar nie wypowiadać się już na temat wypadku, który miał miejsce w sobotę w PNŚ. Dzisiejsza publikacja w Super Expresie, że nie wspomnę o 'dowcipnych' komentarzach w internecie, ośmieszających to, co się stało, spowodowała, że zmieniłam zdanie. Jestem dziennikarką, dla której wiarygodność, prawda i rzetelność to wartości nadrzędne. Ich się trzymam zawsze, także i w tej sprawie. Podkreślam - to był wypadek i wydarzył się na wizji. To, co się stało z moją dłonią chirurg opisał: 'rana szarpana dochodząca do grzbietu dłoni'. Po moim powrocie ze szpitala, w obecności całej redakcji, Pan Ząbek przepraszał i płakał, że jego kariera jest skończona. Stanęłam w jego obronie, prosząc o mniej hejtu, a więcej wyrozumiałości. Nie rozumiem postawy Pana Ząbka, który stara się chronić swój wizerunek moim kosztem, nie mówiąc, jak było naprawdę, że doszło do wypadku w PNŚ i pozwalając snuć domysły" - napisała dziennikarka w social mediach.

Iluzjonistę szybko skrytykował też współprowadzący PNŚ i obecny przy całym zajściu Tomasz Kammel. Niedługo potem środowisko polskich iluzjonistów odcięło się od postawy Pana Ząbka.

Parafrazując kultowe słowa Kamila Durczoka z 2009 roku: "Ząbku, a jak się okaże, że gwóźdź był w torbie, to też będziesz się tak tłumaczył?".

Kamil Durczok, stół i Rurek z TVN

"Rurku" to klasyka polskich wpadek dziennikarskich, z kontrowersyjnym Kamilem Durczokiem w roli głównej. W 2009 roku wulgarna połajanka dziennikarza zaczynająca się od słów "Rurku... no to dobrze, że mnie słuchasz. Kto odpowiada za to, jak tu wygląda w tym studiu? Taaaa..." stała się rozpoznawalna niczym kultowe cytaty z filmów Stanisława Barei.

Niektórym mediom udało się nawet zidentyfikować osobę, do której Kamil Durczok kierował ostre słowa. Tajemniczym "Rurkiem" okazał się ówczesny realizator wizji Faktów TVN Artur Rurarz.

Czary mary w TVP ABC

Programy z udziałem dzieci to kopalnia śmiesznych momentów i zaskakujących zwrotów akcji. W jednym z nich młody Andy rzucił zaklęcie, które na sekundę pozbawiło głosu prowadzącego. Podobno nie zadziałało, ale nam wydaje się, że jednak jakaś moc w nim była.

Rozmowa z profesorem Musimy Kończyć

Każdemu dziennikarzowi prowadzącemu programy na żywo z pewnością co najmniej raz w karierze przytrafi się jakaś wpadka. Oczywiście im bardziej rozpoznawalna jest to osoba, tym bardziej bawi nas każdy jej lapsus. Taka już ludzka natura.

Tym razem przypominamy rozmowę Hanny Lis z prof. Adamem D. Rotfeldem, na zakończenie której dziennikarka zapomniała z kim właściwie rozmawia. Błyskawiczne sprawdzenie notatek niestety nie przyniosło odpowiedzi, więc do historii przeszła rozmowa z profesorem Musimy Kończyć.

Ogólnie rzecz biorąc

Zawody sportowe wiążą się zawsze z ogromnymi emocjami, tak dla zawodników, jak i publiczności i komentatorów sportowych. Do historii przeszedł niejeden komentarz rzucany przez dziennikarza w ogniu zmagań na boisku piłki nożnej - można by o nich napisać wręcz osobny tekst.

Tym razem jednak przypominamy wpadkę komentatora i byłego łyżwiarza Pawła Zygmunta, który relacjonował wyścig na lodzie Romana Krecha i Kaia Verbija. Ten ostatni zaliczył upadek i uderzenie w bandę, na szczęście niegroźne. Zygmunt skomentował to uspokajającymi słowami, że nic się zawodnikowi nie stało, jedynie "trochę mu kostium pękł na du*pie, to znaczy na pośladkach, ogólnie rzecz biorąc". I ogólnie rzecz biorąc, miał rację.

Niestety ta wpadka zakończyła się zerwaniem współpracy TVP z Pawłem Zygmuntem. W naszym odczuciu były to konsekwencje niewspółmierne do winy.

Szyny były złe

Kolejna wpadka, która przeszła do historii telewizji, to opis wykolejenia pociągu w Nowogradzie. Równocześnie jest to dowód anegdotyczny na to, że w swoich relacjach czasem lepiej skupić się na ogólnikach, niż próbować wdawać się w szczegóły, których nie znamy.

"Najprawdopodobniej albo... albo... szyny, które nie są równie, albo tak jak mówiłam we wcześniejszym wejściu, szyny były złe... a podwozie... podwozie... też było złe" - powiedziała dziennikarka Ewa Michalska.

Od czasu emisji tego nagrania minęło prawie 15 lat... a my pamiętamy.

Złośliwość rzeczy martwych?

Czasami zawiedzie nie człowiek, a maszyna. Gdy podczas jednego z losowań Lotto automat losujący "wypróżnił się" z kulek z numerami na podłogę, prowadzącą przez chwilę nie miała pojęcia, co począć. Zachowała jednak zimną krew i wybrnęła z tej nietypowej sytuacji.

Jesteście cali?

Pechowy wjazd skuterem w publiczność programu “Europa da się lubić" przez lata była plamą na honorze Conrado Moreno, a równocześnie jedną z najbardziej kultowych i rozpoznawalnych wpadek w polskiej telewizji. Wszystko to wyglądało trochę groźnie, na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Za to bardzo długo po tej wpadce słynny Hiszpan unikał tematu skutera i widać było, że wciąż gryzie go ta ogólnokrajowa kompromitacja. Udało mu się jednak w końcu zbudować dystans do samego siebie i w marcu tego roku autoironicznie powtórzył słynną kwestę “Jesteście cali?" w spocie serialu kryminalnego "Sky Rojo".

***

Zobacz również:

Dorota Goldpoint o kobietach w rozmiarze XXLNewseria Lifestyle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas