Ich święta
Anna Popek: Opłatek, którym się dzielimy, polewamy miodem - bo, jak mawiała moja babcia Małgorzata, przynosi to słodkie spełnienie życzeń.
Święta staramy się zawsze spędzać całą wielką rodziną. Lubię razem z mamą, siostrą i córkami przygotowywać świąteczne potrawy. Uwijamy się jak w ukropie i lamentujemy, że nie zdążymy ze wszystkim. A i tak zawsze zdążymy, bo taka jest magia świąt. Dbamy o to, żeby zawsze była zupa grzybowa. I żeby była kutia. Prawdziwa, z dużą ilością bakalii. To na cześć dziadków, którzy pochodzili ze Lwowa. Jeśli w święta rozładuje mi się telefon, to wcale się tym nie martwię....
Będzie kolacja wigilijna, będzie sianko pod naszym obrusem,będzie tyle potraw, ile być powinno. Mikołaj nie pojawi się osobiście. Prezenty dla moich synów Julka (4) i Franka (13) wrzuci przez komin. Pochodzę z Kalisza i na świątecznym stole będą makiełki, takie kluseczki z rodzynkami, orzechami i makiem. Jedzenie ich zapewnia szczęście w kolejnym roku.
Dla mnie Wigilia ma dwa skojarzenia: choinka i pasterka. Na pasterkę kiedyś chodziłem regularnie. Teraz, po operacji wymiany stawów biodrowych, już siedzę w domu. Natomiast jak umiem, tak pomagam przy ubieraniu drzewka. Święta spędzę jak zawsze, w domu z rodziną. Będą synowie, będzie wnuczka Weronika, która właśnie kończy dwa latka. A na wigilijnym stole będzie, jak nakazuje tradycja, dwanaście potraw. Lubię je wszystkie oprócz... smażonego karpia.
W te święta najważniejsza jest bliskość. To, żeby popatrzeć sobie w oczy, porozmawiać, po prostu przysiąść z tymi, których kochamy i na których najbardziej nam zależy. Jestem wierna tradycji tych szczególnie rodzinnych świąt. Zawsze spędzamy je w większym gronie rodziny i przyjaciół. Im więcej osób, tym lepiej.
W naszym domu połączyła się tradycja mojej rodziny, pochodzącej ze wschodu, z tradycjami, które przyniósł ze sobą mój mąż Ślązak. On na święta przygotowuje "makówki". To jest jakie ciasto makowe, ale na ciepło. Natomiast moją skromną specjalnością jest kompot z suszu: suszone śliwki, gruszki, jabłka, bakalie. Ma specyficzny smak i zapach.
Punktem obowiązkowym w Wigilię jest u nas śpiewanie kolęd. Ja siadam w salonie przy pianinie, które pamięta jeszcze czasy mojego dzieciństwa, gram i śpiewam. A potem wszyscy idziemy na pasterkę do kościoła Dominikanów na Starym Mieście. Msza o północy ma tam niezwykłą oprawę.
Spędzam zwykle święta razem z dziećmi, w niewielkim gronie. Na Wigilię nie przygotowuję zbyt wielu potraw. Staram się zawsze, aby przed świąteczną kolacją wszystko było gotowe na dwa dni świąt. Żeby nie spędzać potem czasu w kuchni.
Na samą wieczerzę idę do córki, z karpiami i sernikiem. Sama go robię. I bardzo się tym szczycę. Powiem nieskromnie, że jest bardzo smaczny.
W Nowy Rok najbardziej lubię... pracować, żeby móc zarobić na nadchodzący rok. Podobno tego dnia trzeba trzymać w garści pieniądze. Nie lubię szampana. Gdy wybija dwunasta, wypijam kieliszek cherry i ewentualnie zapalam dobrego papierosa.
Spędzamy święta w E Ehotelu "Las" w Szklarskiej Porębie. To taka nasza własna tradycja od kilku lat. Tak jest łatwiej i prościej. Wszystko jest już tam na miejscu przygotowane i pięknie przyozdobione. Jest olbrzymia choinka, a w restauracji serwowane są przepyszne potrawy wigilijne. My przywozimy ze sobą prezenty. No i osobiście śpiewamy kolędy.
Największą naszą radością wigilijną jest to, że się spotykamy całą wielką rodziną. Zabieramy narty i zostajemy tam do 29 grudnia. Na sylwestra wracamy do Warszawy.
Święta są pretekstem, żeby się spotkać. Spędzamy je całą rodziną we wsi Witonia pod Kutnem, u mojej babci. I będzie jak zawsze duża kolacja wigilijna. A na stole tradycyjnie zupa... owocowa z suszonych owoców z makaronem. To danie bardzo charakterystyczne dla Łodzi i Ziemi Łódzkiej.
A reszta potraw jak u wszystkich: pierogi, krokiety, ryba. A później część rodziny idzie na pasterkę, część zostaje w domu.
Ja jestem zawsze zapraszana na kolację wigilijną do przyjaciół. I chętnie z zaproszenia korzystam. Moją uwielbianą potrawą świąteczną są... kluski z makiem. Nikt ich nie je, a ja się nimi zajadam. Tam, gdzie jestem zapraszana, wszyscy razem obowiązkowo śpiewamy kolędy. Nawet ci, którzy nie mają słuchu. I tylko, jeżeli ktoś naprawdę fałszuje, to daję delikatnie znak, żeby może przeszedł na melorecytację.