Reklama

To miejsce, ten czas...

Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że w związku z drugim człowiekiem ważny jest sposób i miejsce, w którym z naszą miłością się spotkaliśmy.

Okoliczności pierwszego spotkania wpływają potem na nasze wzajemne relacje.

W rodzinie

Spotkania mogą być różne - aranżowane przez rodzinę czy krąg przyjaciół, którzy nagle wpadają na to, że znajoma znajomej pani domu świetnie zgrałaby się z wciąż poszukującym swej połówki bratem gospodyni. Oczywiście konfiguracje mogą być różne i bynajmniej nie ma to charakteru namolnego swatania, lecz nagłego olśnienia, że dwie znane nam osoby mogą stanowić zgraną parę.

Aranżacja taka ma dodatkowy plus w postaci umówienia spotkania i wtajemniczenia w to większego kręgu życzliwych. Trudno wówczas wykręcić się od uczestnictwa w imprezie, a jej wynik może być wkrótce oznajmiony publicznie - co dodatkowo pieczętuje rodzący się związek.

Reklama

Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że życzliwość organizujących spotkanie przekroczy pewne granice prywatności zainteresowanych osób, a stąd już niedaleko do totalnej klapy. Gdy jednak wszyscy zachowują stosowny umiar, przyszła para ma im co zawdzięczać.

Miejsce pracy

Swoją połówkę można też spotkać na... rozmowie kwalifikacyjnej. Między bajki włóżmy jednak przypadek współczesnego Kopciuszka, tu chodzi o relacje, w jakie wchodzimy z ludźmi w pracy. Biurowe romanse doczekały się dogłębnych opracowań z psychologii czy socjologii, wciąż stanowią jednak przyczynek do zmian w życiu wielu z nas.

Prawdę mówiąc rozmowa kwalifikacyjna ma wiele wspólnego z pierwszą randką. Każda ze stron stara się zrobić na rozmówcy jak najlepsze wrażenie, licytuje się jeśli chodzi o swe zalety. I - co najważniejsze - udana "randka kwalifikacyjna" załatwia dwie sprawy za jednym zamachem: i miłość, i pracę. A to już pełnia szczęścia.

Nieszczęścia tworzą... parę

Serce nie sługa, miłość nie wybiera i na swoją połówkę można natrafić nawet w trakcie niezbyt miłych wydarzeń, jak kolizje czy wypadki. Tu w zależności od tego, jak dotkliwe są szkody i kto jest winowajcą, sprawy mogą się różnie potoczyć, lecz zwykle wspólne przeżycie sytuacji mrożącej krew w żyłach powoduje zbliżenie między partnerami. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że po otrząśnięciu się z szoku nie znajdujemy jednak siły i powodu, by być razem.

Z sieci do życia

Znakiem naszych czasów jest poznawanie on-line i randkowanie w sieci. Mamy tam większą swobodę, ale i prawdopodobieństwo sortowania ewentualnych znajomości pod kątem naszego światopoglądu, wiary, zainteresowań itp. Jednak aby znajomość miała mocny grunt w rzeczywistości, konieczne jest szybkie porzucenie sieci na rzecz spotkania w realu. Tylko przez kontakt i rozmowę twarzą w twarz możemy stwierdzić, że zadziałała chemia. Stąd szukanie w sieci musi jednego dnia (i oby stało się to jak najprędzej) przejść do realu.

Urlopowa miłość

Zwykle mamy większą zdolność i skłonność przyciągania płci przeciwnej, gdy jesteśmy na urlopie, naszej głowy nie zaprzątają codzienne problemy, a dobre samopoczucie otwiera na drugiego człowieka. Mamy wtedy większą szansę trafienia na kogoś radosnego, optymistycznego, kogoś, kto porzucił na czas urlopu nieodłącznego laptopa i garnitur od Versace. Na dobrą sprawę w normalnych okolicznościach nie zwrócilibyśmy na niego uwagę, będąc na urlopie możemy sobie pozwolić na chwilę śmiałości.

W jakich okolicznościach wy się spotkaliście? Jakimi ludźmi wtedy byliście? Co wpłynęło na chęć pogłębienia znajomości aż do decyzji o byciu razem? Opowiedzcie nam o tym!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama