Perełka z talentem
O tym, po co człowiek idzie do "Mam Talent", o tym, co nie do końca jest tak kolorowe, jak to widać z ekranu i o tym, że z naszą muzyką nie jest tak źle, a będzie jeszcze lepiej, opowiada Kasia Sochacka.
Karolina Matuszek: - Niedawno zakończyłaś przygodę z programem "Mam Talent". Jak wyglądała ta przygoda?
Kasia Sochacka: - Wszystko zaczęło się od precastingu, na który wyciągnęli mnie znajomi. Byłam totalnie nieprzygotowana, zaśpiewałam pierwszą lepszą piosenkę, do której miałam podkład. 4 dni po precastingu dostałam telefon z zaproszeniem na casting. To, co działo się później, można już było obserwować w telewizji.
A co było przed "Mam Talent?"
- Normalne życie. Studiowałam, uczyłam się. Angażowałam się we wszelakie projekty muzyczne dostępne w mojej gminie, powiecie. Kiedyś zdarzyło mi się odnosić jakieś małe sukcesy na festiwalach, ale zdecydowanie nie można porównywać tych osiągnięć z finałem Mam Talent.
Jak sama przyznajesz, odniosłaś już kilka sukcesów, skąd w takim razie ta skromność?
- Bo sukcesy to rzecz względna. Czasami odnosi się je przez przypadek, czasem nie ma dobrej konkurencji. Poza tym myślę, że jest we mnie potrzeba ciągłego udoskonalania się i dążenia do jakiejś perfekcji. Wiadomo, że człowiek nigdy nie osiągnie ideału. Chyba dlatego, nigdy nie czuję się wystarczająco dobra.
W takim razie, co czułaś słysząc komplementy od jury? Sama Agnieszka Chylińska gratulowała ci talentu.
- Na początku wielkie niedowierzanie a później, z każdą kolejną sekundą ogarniała mnie euforia. Byłam przeszczęśliwa, że ktoś docenił mój głos, mój śpiew. Poza tym bardzo mnie to zmotywowało, żeby iść w kierunku muzyki i nie porzucać swoich marzeń.
Interesuje cię wielka kariera w show biznesie? Interesuje cię komercja?
- Interesuje mnie nagranie płyty z której będę zadowolona i o której będę mogła z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to moja płyta.
- Moje życie naturalnie trochę się zmieniło. Jest więcej koncertów (przed programem rzadko koncertowałam), więcej różnych propozycji dotyczących współpracy. Ale od czasu zakończenia programu trochę minęło, wiem już czego chcę i myślę, że wszystko zmierza ku dobremu, spokojnie, małymi krokami do celu.
W programie wspominałaś o zespole, teraz mówisz o solowej płycie.
- Praca z moim zespołem, co często zaznaczałam, miała charakter bardziej hobbistyczny. Nie mogę oczekiwać od chłopaków, że rzucą wszystko i wciągną się w mój wir pracy, skoro nie wiadomo, czy osiągniemy wymierne korzyści. Niektórzy mają już swoje rodziny, stałą pracę... Nie każdy może się poświęcić tak, jak to potrzebne. Ale jeśli tylko jest taka możliwość to staramy się grać razem. Niektóre koncerty na przykład zagram ze swoim starym zespołem.
W takim razie, jaki ma być twój repertuar?
- Inspiruje mnie wielu artystów i cały czas szukam swojego miejsca w muzyce. Nie chcę się też dać zaszufladkować. Chcę, żeby moje muzyka była w jakiś sposób oryginalna, odzwierciedlała moją wrażliwość i dotykała nowych brzmień.
W takim razie kiedy ta płyta?
- Chciałabym stworzyć płytę, która będzie jak najbardziej moja. Przekonałam się, że pośpiech jest nie wskazany w tych sprawach, dlatego spokojnie będę nad nią pracować. Chciałabym, żeby była tą perełką (śmiech)
Udział w tak kasowym programie w pewnym sensie już uczynił z ciebie gwiazdę, na pewno stałaś się bardziej rozpoznawalna
- Nie lubię określenia gwiazda. Nie wiem dlaczego jest ostatnio tak mocno nadużywane. Jeżeli już o tym wspominamy, to zdecydowanie bardziej podoba mi się słowo "artysta". Oczywiście w trakcie trwania programu stałam się popularna, ale jak wiadomo taka popularności jest chwilowa, ulotna . Teraz mojej ulubione 3 słowa to "praca, praca, i praca", żeby ktoś kiedyś mógł mnie nazwać "artystką".
Co myślisz o osobach, które kilka lat temu brały udział na przykład w Idolu, były w takiej samej sytuacji jak ty i właśnie po paru latach wszystko przycichło, ludzie o nich zapomnieli?
-To zależy, o czym mówimy. Jeżeli mówimy o komercji, to może przycichło, ale myślę, że każde z nich coś tworzy i koncertuje. Może nie słychać o nich w mediach, ale z pewnością ciągle coś robią.
Nie myślisz o nich, jako o przegranych? Skoro poszli do Idola, chcieli być sławni. Nie udało się.
- Nie, nie uważam tak.
Nie boisz się tego, że ktoś o tobie kiedyś powie, że przegrałaś?
- Każdy ma prawo do swojej subiektywnej oceny i może mówić, co chce. Tak naprawdę ważne jest to, co ja czuję i czy ja jestem zadowolona z tego co zrobiłam po programie. Myślę, że podobnie jest z uczestnikami Idola.
Ale poszli do takiego programu, żeby się pokazać szerszej publiczności...
- Ja nie wzięłam udziału w programie po to, żeby zrobić od razu jakąś zawrotną karierę.
Więc po co tam przyszłaś?
- Myślę, że każdy chce się sprawdzić i przekonać, czy to, czemu się poświęca całe życie, ma sens. W moim przypadku tak właśnie było. Dostałam zielone światło i teraz działam... do następnego skrzyżowania. Zobaczymy, co będzie dalej.
Konkurencję miałaś rzeczywiście ogromną. Pojawiły się wręcz głosy krytyki, że program powinien promować różnie rozumiane talenty, nie tylko śpiew.
-Tyle nas było w finale, ile nas wybrano. Myślę, że bezpośrednią przyczyną tylu śpiewających w finale było też to, że muzyka, śpiew oddziałuje na człowieka w wyjątkowy sposób, poruszając wrażliwość i chyba nie ma na świecie człowieka, który przed tym potrafiłby się uchronić. Na precastingu ok.90 procent osób śpiewało, tym bardziej cieszę się, że to akurat w tej edycji, tak mocno śpiewającej, mogłam brać udział i doszłam do finału.
Czyli mile wspominasz program?
- Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś na to pytanie, odpowiedział "nie". Oczywiście, ze miło wspominam program. To była niesamowita przygoda. Wszystko, co działo się w programie było tak różne od zwykłej, szarej codzienności. Uwielbiałam to odliczanie przed wejściem na wizję...10,9,8...wchodzimy! Ludzi, których poznałam, z którymi pracowałam będę wspominać do końca życia.
Myślisz, że potrzebujemy jeszcze w Polsce więcej takich programów, czy może już starczy nam nowych talentów?
- Prawdziwych talentów nigdy dość. Ja myślę, że my w Polsce potrzebujemy ludzi, którzy chcą się tymi talentami zająć. Zająć się ludźmi, którzy z tych programów wychodzą. Bo to nie jest wcale takie łatwe i kolorowe, jakby mogło się wydawać.
Nie było takich ludzi?
- Po programie oczywiście odzywało się wielu. Producenci, kompozytorzy, którzy chcieli współpracować, ale nie zawsze ich cele zgadzały się z moimi celami. Brakuje ludzi, którzy chcieliby iść pod prąd dzisiejszym trendom. Pojawiają się na przykład osoby, które twierdzą, że są specjalistami od popu, zrobią ze mnie gwiazdę i będzie super.
- Mamy taki rynek w Polsce, jaki mamy, ewidentna jest potrzeba tego, żeby coś się zmieniło. Niedawno przeczytałam, że na Eurowizji nasza piosenka zajęła przedostatnie miejsce. Jakkolwiek nie można porównywać dzisiejszej Eurowizji z tym festiwalem sprzed kilkudziesięciu lat, gdy wygrywała Abba, to jednak o czymś to świadczy. Mamy coraz więcej głosów krytyki na temat tego, czego słuchamy dzisiaj w radiu, więc dlaczego nie ma ludzi, którzy chcieliby to zmienić?
- W Polsce jest zapotrzebowanie na inną, nową muzykę i to jest ewidentne, to się da odczuć. Ale mówiąc o tym wszystkim nie można popaść w takie przekonanie, że jest bardzo źle. Nie zapominajmy o Brodce, Comie, Hey czy Myslowitz, którzy na swoje koncerty mają zawsze wyprzedane wszystkie bilety i prezentują prawdziwa klasę. Nie muszą być rozpropagowani w mediach, wystarczy, ze grają dobrą muzykę. Mam też nadzieję, że po wspomnianych wcześniej programach muzycznych powieje świeżością na naszym rynku.
Wierzysz, że uczestnicy programu, którzy weszli w tę machinę z takimi założeniami jak ty, nie zatracą się w tym gąszczu? Będzie w nich dość siły i odwagi, by jednak nie popłynąć całkowicie z nurtem?
- Wierzę, że tak. To też zależy od tego, jakie człowiek wyznaje wartości. Czy ktoś chce szybko i byle jak, czy ktoś chce porządnie. Czy komuś zależy na muzyce, czy komuś zależy na czymś zupełnie innym. Myślę, ze każdy ma szanse. Ja z pewnością będę się starać robić wszystko tak, jak naprawdę czuję, wiem, że każda inna opcja się nie sprawdza i na dłuższą metę nie da się z nią żyć.
Rozmawiała Karolina Matuszek