Reklama

Anioł w diabelskim przebraniu

Co ciekawego może się zdarzyć podczas zabawy karnawałowej w klubie seniora? Oj, wiele, łącznie z miłością...


Krystyna

Siedziałam w fotelu, popijając słodką kawę. Dobrze wiedziałam, że z moją cukrzycą powinnam wystrzegać się słodkości jak ognia. Ale ta łyżeczka cukru w mojej małej czarnej była jedynym odstępstwem, na które postanowiłam sobie pozwolić. Miałam swoje lata i świadomość, że większość życia już za mną. Zamierzałam więc cieszyć się tym, co mi pozostało...

- Cześć, Krysiu! - z zamyślenia wyrwał mnie świdrujący głos mojej sąsiadki, Halinki.

- Ach, witaj... - odparłam. - wybacz, ale nie słyszałam, jak pukałaś.

Reklama

- Bo nie pukałam. Po co tracić czas na takie głupoty?! - spytała zdumiona, opierając dłonie o biodra. Cóż, mogłam coś napomknąć o dobrych manierach, ale wiedziałam, że starych przyzwyczajeń Halinki i tak nie zmienię, więc dałam sobie spokój.

- Co cię sprowadza? - zapytałam.

- A, no właśnie! - klasnęła w dłonie. - ubieraj się, kochana, bo lecimy do klubu seniora. Spojrzałam na nią szczerze zdumiona.

- Do klubu? tego, jak się wyraziłaś z tydzień temu, "siedliska staruchów"? - upewniłam się jeszcze.

- Och, to było tydzień temu! - rzuciła, uznając najwyraźniej, że to zdanie wystarczy mi za całe wyjaśnienie. - No, zbieraj się, zbieraj, bo idziemy! - ponagliła. Z ociąganiem, ale dałam się namówić. Zresztą, co lepszego miałam do roboty? O tej porze w telewizji dawali jedynie powtórki seriali. A na dłuższy spacer było jeszcze stanowczo za chłodno.

- To powiesz mi chociaż, Halinko, co jest prawdziwym powodem naszej wizyty w klubie seniora? - dociekałam, wkładając ciepły płaszcz.

- Prawdziwym? - sąsiadka zagrała zdziwienie. - Po prostu zmienił się prezes klubu i teraz mają ciekawszy program, to wszystko. Zauważyłam, że słowo "prezes" powiedziała dziwnie miękko i zaciekawiona zaczęłam snuć domysły...

Wojciech

- Drodzy państwo - zwróciłem się do zgromadzonych. - Przed sobą macie zarys tego, co planujemy przygotować w bieżącym roku. Będą wyjazdy, zabawy, spotkania dyskusyjne. Mówiąc krótko, dla każdego coś miłego...

- Och, przepraszam, najmocniej przepraszam! - rozległo się z tyłu sali. Nie miałem w zwyczaju przerywać innym i nie znosiłem, jak ktoś mi przerywał, więc odsunąłem mikrofon od twarzy i zaczekałem chwilę. Harmider jednak nie ustał, bo dwie panie z impetem przedzierały się do pierwszych rzędów, z piskiem odsuwając krzesła. Spróbowałem coś powiedzieć, ale znowu rozległ się trzask.

- Przepraszam, czy ja paniom przeszkadzam? - spytałem zirytowany.

- Ależ skąd! - odparła prowodyrka całego zamieszania, czyli pani Halinka, którą mimo krótkiej bytności w klubie zdążyłem już zapamiętać jako hałaśliwą wielbicielkę pstrokatych spódnic.

- W takim razie - podjąłem - Proszę usiąść i nie przeszkadzać mi...

Kobiety jak na komendę zajęły najbliższe wolne siedzenia, a ja już bez przeszkód dokończyłem przemowę: - Chciałem jeszcze dodać, że w przyszłą sobotę z okazji karnawału planujemy bal przebierańców. Liczę więc na waszą pomysłowość i wsparcie.

Na wieść o planowanej zabawie rozgorzała wielka dyskusja. Każdy, rzecz jasna, miał swój pomysł na to, jak wszystko zorganizować, by było tanio, miło i przyjemnie. Najwięcej do powiedzenia miała pstrokata Halinka, co nawet specjalnie mnie nie zdziwiło. Udając skupienie, wodziłem wzrokiem po sali i pozwoliłem jej się wygadać. Nagle, zupełnie niespodziewanie, mój wzrok spoczął na jej towarzyszce. Eleganckiej damie o uroczym uśmiechu i tym dziwnym blasku w oczach, który rzadko widuje się u osób w naszym wieku...

Krystyna

Wizyta w klubie już od początku wprawiła mnie w stan lekkiego zażenowania. Weszłyśmy do środka akurat w połowie przemówienia prezesa. Zaproponowałam Halince, żebyśmy siadły z tyłu i w spokoju pozwoliły mu skończyć. Ale ona uparła się, żeby podejść bliżej. Próbowałam oponować, jednak szybko zrozumiałam, że to bez sensu. Sąsiadka najwyraźniej pragnęła znaleźć się jak najbliżej prezesa i żadna siła na niebie czy ziemi nie była w stanie jej powstrzymać. No prawie żadna. Bo celna riposta przemawiającego jakoś zdołała ją usadzić. Ogromnie szczęśliwa usadowiłam się tuż obok niej i wlepiłam wzrok w pana prezesa.

Cóż, trzeba przyznać, że Halinka ma dobry gust. Na tego człowieka naprawdę przyjemnie się patrzyło. Wysoki, postawny, o silnym męskim głosie, budził respekt. Patrzyłam tak na niego dobrą chwilę, nim się zorientowałam, że on też mi się przygląda. Mimowolnie odwróciłam wzrok i zaczerwieniłam się jak za dawnych czasów. "co się ze mną dzieje?", pomyślałam zdumiona.

Wojciech

Na krótką chwilę udało mi się podchwycić spojrzenie nieznajomej, ale towarzyszka pani Halinki szybko odwróciła wzrok. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nagle zapragnąłem po prostu podejść i z nią porozmawiać. Gdy znalazłem się już dostatecznie blisko, usłyszałem:

- Będę papugą! A pan? Zdumiony, odwróciłem się i spojrzałem prosto w rozmarzone oczy pani Haliny.

- Nie rozumiem... - przyznałem szczerze, a ona uśmiechnęła się przyjaźnie i dodała: - Na zabawie...

Niestety, nadal nie nadążałem.

- Hm? - spytałem cicho.

- Na zabawie będę przebrana za papugę - wyjaśniła całym zdaniem. - A pan?

- Jeszcze nie wiem - odparłem szorstko i wykorzystując okazję, zwróciłem się do stojącej obok kobiety. - My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Wojtek. Pani należy do klubu?

- Ależ skąd! - zawołała właścicielka pstrokatych spódnic, nie dając swojej znajomej dojść do głosu. - Krysia przyszła ze mną. Wie pan, żeby zobaczyć, co i jak...

- W takim razie zapraszamy na zabawę karnawałową - zwróciłem się bezpośrednio do uroczej Krysi.

- Dziękuję - odparła miękko i... O ile mnie wzrok nie mylił, oblała się rumieńcem.

Krystyna

"Dziękuję", tylko tyle udało mi się wykrztusić, gdy nieznajomy obrzucił mnie spojrzeniem. Znów się zaczerwieniłam i tym razem on to chyba zauważył! kiedy wróciłam do domu, wciąż jeszcze paliły mnie policzki. "Oj, Kryśka, Kryśka! Amorów ci się zachciało na stare lata!", zbeształam się w myślach. Bo kto to widział, żeby stara baba płoniła się jak panienka pod wpływem męskiego spojrzenia? zaparzyłam sobie ziółka i włączyłam telewizor, żeby odegnać uporczywe myśli. Ale zamiast śledzić losy mostowiaków, wciąż wspominałam to życzliwe Wojtkowe spojrzenie. "Dawno nikt tak na mnie nie patrzył", uświadomiłam sobie. Kiedy mój świętej pamięci Filip udał się na wieczny spoczynek, pogodziłam się z tym, że resztę życia spędzę sama. A tu proszę! nagle znów zatęskniłam za szybszym biciem serca i męskim towarzystwem.

Wojciech

"Co za kobieta!", myślałem, gdy po zamknięciu klubu seniora nieśpiesznie ruszyłem w stronę domu. "Piękna, elegancka i do tego taka urocza. Zupełnie nie widać po niej lat", rozmarzyłem się na dobre i nieświadomie zacząłem pogwizdywać.

- Humor dopisuje, panie Wojtku? - zagadnął mnie znajomy dozorca.

- Ano dopisuje, panie Staszku - przyznałem z uśmiechem.

- Tak też myślałem - odparł. - Wygląda pan jak zakochany nastolatek!

- Też coś! - speszyłem się lekko. - Za stary jestem na amory.

Pan Staszek pokręcił głową i uśmiechnął się nieznacznie.

- Na to, drogi panie, nigdy nie jesteśmy za starzy - odparł. Mimowolnie przyznałem mu rację. Postanowiłem też, że choćbym miał stanąć na głowie, zaproszę panią Krystynę na naszą zabawę karnawałową!

Krystyna

- Krysiu, śpisz?! - około siódmej rano rozległo się głośne pukanie do drzwi. Podniosłam się z łóżka i wciągnęłam na siebie szlafrok, by osłonić ciało przed chłodem poranka.

- Już nie, Halinko... - odparłam, otwierając drzwi.

- To świetnie! - stwierdziła sąsiadka, wchodząc do mieszkania. A potem westchnęła ciężko:

- Ech, zimno tu, chętnie napiłabym się kawy... Jeśli można? - dodała szybko, widząc moją minę.

- Można, można - odparłam zaspana i ruszyłam do kuchni. - Już parzę.

Kwadrans później zaserwowałam Halince aromatyczną kawkę i podałam kawałek sernika.

- To za co się przebierasz? - spytała, mieszając kawę.

- Mówisz o zabawie? - upewniłam się, a gdy Halinka skinęła głową, dodałam:

- Nie wiem jeszcze, czy pójdę...

- Ale musisz! Wczoraj Wojtek, wiesz, ten nasz prezes, dzwonił do mnie, żeby się upewnić, czy będziemy.

- Naprawdę?... Pytał o ciebie czy o nas? - drążyłam zaciekawiona.

- Och, jeśli musisz wiedzieć, to zapytał, czy ja i, jak się wyraził, "moja urocza przyjaciółka" zamierzamy pojawić się na zabawie... - Tak powiedział? - rzuciłam, czując, że się czerwienię.

- Mhm... - odparła, pałaszując ciasto. - Wiesz, myślę, że nie jestem mu obojętna. Co ja poradzę na to, że wciąż mam w sobie ten kobiecy czar? - dodała i spojrzała na zegarek. - Na mnie już czas! będę lecieć, bo chciałabym dopracować mój kostium papugi! Muszę doszyć trochę cekinów i piórek, a to jednak sporo czasu zajmuje!

Kiedy Halinka zniknęła, postanowiłam, że nie mogę przegapić tego balu. Problemem pozostawał jedynie kostium... W pośpiechu przerzuciłam zawartość szafek. Żadna z moich garsonek się nie nadawała. I wtedy dostrzegłam kostium diabełka, który rok wcześniej zrobiłam dla mojego wnuka, Grzesia, specjalnie na jasełka. Rzecz jasna nie miałam najmniejszych szans, by zmieścić się w dziecięcy rozmiar. Ale czarcie różki i ogonek w połączeniu ze spodniami i koszulką będą w sam raz... Wyjęłam przebranie z szafy i dokładnie je wyczyściłam, by w dzień zabawy wszystko było w porządku. Miałam wrażenie, że znów jestem podlotkiem, który szykuje się na pierwszy w życiu bal. I to uczucie wydało mi się niezwykle przyjemne...

Wojciech

Zjawiłem się na zabawie z twarzą przesłoniętą wenecką maską. Liczyłem na to, że ów chytry fortel pozwoli mi się ukryć przed czujnym wzrokiem pani Halinki i w spokoju wypatrzeć jej przyjaciółkę. Rozejrzałem się po sali. Kolorowa papuga brylowała w tłumie, więc na wszelki wypadek przysiadłem za stołem zastawionym ciastami. Gdy pstrokaty ptak oddalił się w odległy róg sali, wyszedłem z ukrycia. Nie potrzebowałem wiele czasu, by odnaleźć tę, na której zależało mi najbardziej. Stała pod ścianą, sącząc sok przez słomkę i niepewnie spoglądając na towarzystwo. Znać było, że czuła się obco. Podszedłem i uśmiechnąłem się najserdeczniej, jak potrafiłem.

- A pani to się chyba pomyliła - zagadnąłem.

- Ja? Ale jak to? - kobieta spojrzała na mnie zaskoczona.

- Diablica? - udałem zdumienie. - Przecież widać, że pani to prawdziwy anioł.

- Dziękuję za komplement - odparła i oblała się uroczym rumieńcem.

- Nie ma za co. Przecież prawdę mówię - wyjaśniłem spokojnie, a potem wyciągnąłem do niej rękę. - Czy mogę prosić do tańca? W pierwszej chwili wyciągnęła do mnie dłoń, ale potem szybko ją cofnęła.

- Chyba nie powinnam... - stwierdziła w końcu. - Wie pan, moja sąsiadka, Halinka, coś do pana czuje... Nie chciałabym, żeby źle to odebrała.

Rozejrzałem się po sali, a potem odparłem pewny swego:

- Pani Krysiu, sądzę, że nie musimy się specjalnie martwić o Halinkę. Z tego, co widzę, znalazła już sobie adoratora. Proszę spojrzeć tam, tańczy z krokodylem - wskazałem ręką przytuloną parę.

- Myśli pan, że im się uda? - zapytała rozbawiona.

- Papudze z krokodylem? - zastanowiłem się. - Niewykluczone. Wie pani, dziwniejsze związki widywałem - odparłem, a potem ponownie zaprosiłem ją do tańca. Tym razem nie oponowała. Kiedy znalazła się w moich ramionach, zrozumiałem, że nie chcę jej z nich wypuścić i byłem przekonany, że ona czuje to samo.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy