Reklama

Samotni pomimo obrączek

Mój mąż wyjechał do pracy do Norwegii i z czasem przestał interesować się rodziną, którą tutaj pozostawił...

Na naszym osiedlu jest piękny, rozległy park. Każdej jesieni, kiedy zaczynają spadać kasztany, wybieramy się z córką ich szukać. Tamtej środy pogoda była wręcz bajeczna - lazurowe niebo i zaskakująco ciepła aura. Rozpięłam córce kurteczkę i podałam jej wiklinowy koszyczek na kasztany.

- Pozbieraj sama, a ja sobie przez chwilę poczytam - zachęciłam małą, a sama usiadłam na ławce.

Kilka minut później pod kasztanowcem pojawił się piegowaty blondynek w czerwonej bluzie, a na ławce obok mnie usiadł wysoki szatyn w okularach, zapewne jego ojciec.

Reklama

- Przepraszam, można? -  facet zreflektował się poniewczasie, jednak nie miałam nic przeciwko jego towarzystwu.

Wyglądało na to, że nasze dzieciaki od razu się polubiły, więc czemu nie mielibyśmy zamienić paru słów? Odłożyłam na bok książkę, a on zapytał, czy regularnie tu bywam.

- Niemal codziennie, a pan?

- Michał. Może będzie zręczniej, jeśli przejdziemy na "ty"? - zaproponował.

- Natalia. Miło mi. Nigdy wcześniej was tu nie widziałam - zauważyłam.

- Bo mieszkaliśmy w zupełnie innej części miasta - powiedział. - Teraz pewnie ciągle będziemy na siebie wpadać.

- Często się nim zajmujesz?

- W zasadzie na okrągło. Żona pracuje w polsko-amerykańskiej korporacji, a ja zostałem w domu, z dzieckiem.

- Mój mąż nigdy by się na to nie zgodził.

- No wiem, wiem. Mało męskie zajęcie. Stale to słyszę - skrzywił się Michał.

- Nie to miałam na myśli - zapewniłam go. - Po prostu fajnie by było, gdyby Tomasz czasem pomógł mi w opiece nad Karolinką. Ale on uważa, że wychowywanie dzieci to babskie zadanie. Kiedy była maleńka, ani razu nie wstał do niej w nocy...

- Żartujesz? Ja przewijałem, karmiłem i kąpałem młodego, i to od samego początku. Nie chcę się chwalić, ale szło mi lepiej niż żonie. Bogna nie bardzo odnajduje się w roli matki. Szybko uciekła z powrotem do pracy i chyba właśnie tam jest najszczęśliwsza - zwierzył mi się Michał.

Tamtego popołudnia rozmawialiśmy chyba przez godzinę. W końcu zadzwoniła jego komórka i powiedział, że muszą się z Bartkiem zbierać.

Dwa dni później znowu na siebie wpadliśmy, tym razem przy piaskownicy.

- Cześć, dziewczyny! - Michał pomachał nam, kiedy weszłyśmy na niewielki placyk zabaw, a Bartek od razu ruszył w stronę mojej Karolinki.

- Miło cię widzieć - uśmiechnęłam się do nowego sąsiada i usiadłam obok niego.

Niestety, ledwo zaczęliśmy rozmawiać, Bartek rozciął sobie rękę na jakimś kawałku metalu, który tkwił w piachu, i cały zapłakany poszedł z ojcem do domu.

- Do zobaczenia niedługo! - rzucił w moją stronę Michał, zanim opuścili plac zabaw, a mnie zrobiło się dziwnie ciepło na sercu.

Wracając do domu, pomyślałam, że chciałabym mieć takiego męża. Wrażliwego, czułego, potrafiącego zająć się dzieckiem. Mój Tomasz był zupełnie inny - mrukliwy, wiecznie rozdrażniony, kompletnie nieradzący sobie w roli ojca. W dodatku od półtora roku pracował za granicą i widywaliśmy się coraz rzadziej. Początkowo chciałam jechać z nim do tej Norwegii, ale powiedział, że to nie dla nas. Że mieszkanie ciasne, klimat ostry - słowem, nie chciał, żebyśmy z Karoliną do niego przyjechały. Zostałyśmy w Polsce, a ja od długich miesięcy wmawiam sobie, że wciąż jestem szczęśliwa w małżeństwie...

- Mamusiu, wracajmy! Bartek już poszedł, a ja się nudzę - głos córeczki wyrwał mnie z zamyślenia. - Kiedy przyjedzie tatuś? - zapytała, łapiąc mnie za rękę. - Czemu tata Bartka stale z nim jest, a mojego nie ma?

- Tatuś pracuje, córeczko - przytuliłam bliską łez małą, czując, że zaraz sama się rozkleję.

- A kiedy wróci?

- Pewnie na święta, przecież nam obiecał. Póki co możesz się zaprzyjaźnić z tatą Bartka, okay?

- No dobra, Michał jest fajny.

- Pan Michał - poprawiłam ją z uśmiechem, ale już nie słuchała. Rzuciła się między liście buszować wśród kasztanów i zapomniała o bożym świecie.

W następną niedzielę spotkałyśmy na placu zabaw Bartka, jednak ku mojemu rozczarowaniu nie było z nim Michała. Towarzyszyła mu za to wysoka, mało sympatyczna blondyna w czarnym płaszczu. Mały był wyraźnie do niej podobny, więc wywnioskowałam, że to musi być Bogna, żona mojego nowego znajomego.

- Idź, pobaw się z Bartkiem - zachęciłam córkę.

Niestety, matka chłopca najpierw strasznie na niego nakrzyczała z powodu upaćkanych wilgotnym piachem spodni, a później szarpnęła go za rękę i ostrym tonem kazała mu zbierać zabawki.

"Ale jędza", pomyślałam z niechęcią, bo zrobiło mi się żal dziecka.

W obecności matki chłopiec sprawiał wrażenie zdenerwowanego, a wygięte w podkówkę usta świadczyły o nadchodzących łzach. Przy Michale zachowywał się o wiele bardziej beztrosko niż przy swojej matce.

- Nie lubię tej pani - szepnęła Karolinka, kiedy Bogna pociągnęła płaczącego Bartka w stronę wyjścia z placu zabaw.

- Nie mów tak, córciu - powiedziałam, chociaż w zupełności podzielałam jej wrażenia. Ja również poczułam do tej kobiety niemal natychmiastową niechęć.

Przez następne tygodnie jakoś się z Michałem rozmijaliśmy. Karolinka stale pytała mnie o Bartka, jednak za każdym razem, kiedy zjawiałyśmy się w parku, chłopaków nie było. Zaczęłam żałować, że nie wymieniliśmy się z Michałem telefonami, bo córka wyraźnie stęskniła się za nowym kolegą, a ja... Cóż, ja bałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą, ale brakowało mi towarzystwa Michała.

W końcu wpadliśmy na siebie w markecie. Tym razem oboje byliśmy bez dzieci.

- Miło cię widzieć - powiedział.

- Ciebie również - uśmiechnęłam się, zaskoczona radością, jaką odczułam na jego widok.

- Masz czas na szybką kawę? Moglibyśmy gdzieś usiąść i pogadać - zaproponował.

Wybraliśmy niewielką kawiarenkę pełną sztucznych kwiatów i świec w kolorowych witrażach.

- Rozwodzę się z Bogną - wyznał Michał, kompletnie mnie zaskakując.

- Przykro mi - powiedziałam, nie bardzo wiedząc, co dodać.

- Zupełnie niepotrzebnie. Nasz związek sypał się praktycznie od lat - westchnął Michał. - Wiesz, wiele ostatnio o tobie myślałem. Dałabyś się kiedyś zaprosić na kolację? - zmienił nagle temat i tak wymownie spojrzał mi w oczy. - Wiem, że jesteś mężatką, ale z tego, co mówiłaś...

- Nie mogę, Michał. Tomasz przyjeżdża na święta, a ja...

- Rozumiem. Przepraszam, poniosło mnie - przerwał mi.

Kawę wypiliśmy w błyskawicznym tempie, bo oboje poczuliśmy się niezręcznie.

Kolejne dni spędziłam na przedświątecznych przygotowaniach, ale moje myśli uparcie krążyły wokół Michała.

"Powinnam myśleć o mężu", ganiłam się w duchu, jednak serce nie sługa.

Dwa dni przed Wigilią mąż zadzwonił z Norwegii i powiedział, że się nie zjawi.

- Co ty opowiadasz?! Karolinka od długich tygodni na ciebie czeka, a ty...

- Wybacz, mam tu trochę problemów i muszę zostać - wszedł mi w słowo Tomasz, a w jego głosie nie usłyszałam nawet cienia czułości.

Kiedy się rozłączył, zaczęłam płakać.

"Czy między nami już zawsze będzie tak... nijak? Niby razem, a jednak osobno... Nie chcę tak żyć", pomyślałam i chyba w tym samym momencie zrozumiałam, że jednak czuję coś do... Michała.

Spotkaliśmy się kilka dni później, na placu zabaw. Sypał właśnie pierwszy śnieg, a Karola uparła się, że chce się pohuśtać. Wytarłam siedzenie huśtawki i usadziłam małą, kiedy kątem oka zauważyłam zbliżającego się Michała. Był sam, bez Bartka, za to z niewielkim, jasnobrązowym psem na smyczy.

- To Karmel. Wziąłem go ze schroniska, żeby Bartkowi było łatwiej znieść nasz rozwód - powiedział, kiedy do nas podszedł. - A co u ciebie? - zapytał, jednak w jego tonie wyczułam jakiś żal. Jakby wciąż było mu przykro, że nie dałam się zaprosić na tę kolację.

Nagle zrozumiałam, że jeśli teraz czegoś nie zrobię, może być za późno.

- Spotkajmy się wieczorem - poprosiłam. - Zostawię Karolę u siostry i pójdziemy na drinka. Chcę pogadać, ale nie tutaj.

Michał spojrzał na mnie z nadzieją w oczach i lekko się uśmiechnął.

- Brakowało mi ciebie - szepnął, żeby Karola nie słyszała, po czym gwizdnął na psa i ruszył w stronę pobliskiej rzeczki.

Patrzyłam za nim, dopóki jego postawna sylwetka nie znikła w sypiącym coraz gęściej śniegu.

"Czy to możliwe, że się zakochałam?", uśmiechnęłam się do własnych myśli i nagle znowu zachciało mi się żyć.

 

  Natalia S., 35 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: zdrada
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy