Epidemia tajemniczej choroby w Korei Północnej. Polski wynalazek może pomóc
Od kilku dni światowe media donoszą, że w Korei Północnej szerzy się tajemnicza choroba. Epidemiolodzy z tego kraju przypuszczają, że może być to tyfus lub cholera. Nasi przodkowie od pokoleń musieli radzić sobie z tymi “chorobami brudnych rąk”. Świat zmagał się w swej historii siedmiokrotnie z pandemią cholery, także dur brzuszny dziesiątkował ludność niekiedy nawet skuteczniej niż wojny i kataklizmy naturalne. Na polu walki z tyfusem bezkonkurencyjni okazali się Polacy.
- Tyfus dziś znany jest jako dur brzuszny. Jest to jedna z tak zwanych chorób brudnych rąk. Przez wieki dur brzuszny był niezwykle niebezpieczny. Podobnie jak przenoszony przez wszy tyfus plamisty. Dziś dur nie jest już takim zagrożeniem jak niegdyś, a to za sprawą dwóch lekarzy: Tadeusza Browicza i Rudolfa Weigla.
- Tyfusowa Mary była nosicielką bakterii duru, ze względu na wykonywaną pracę zaraziła chorobą wiele osób.
- Dwaj polscy lekarze wykorzystali strach Niemców przed tyfusem i w sprytny sposób zapewnili bezpieczeństwo ludziom podczas II wojny światowej.
Tyfus to bakteryjna choroba zakaźna, dziś znana jako dur brzuszny. Tyfus wywoływany jest przez pałeczki salmonelli. Do najczęstszych objawów choroby należą: wysoka gorączka, ból brzucha, różowa wysypka w okolicach klatki piersiowej i nadbrzusza, zapalenie spojówek, powiększenie wątroby, śledziony oraz węzłów chłonnych, spowolnienie pracy serca, krańcowe wyczerpanie, majaczenie.
Dur brzuszny nazywany jest “chorobą brudnych rąk", bo źródłem zakażenia może być brudna woda, nieumyte owoce, nieczystości zawierające pałeczki bakterii. Historia zna wiele przypadków, gdy w wyniku braku higieny i tak podstawowej czynności, jak mycie rąk na tyfus zapadały całe wioski, oddziały, a nawet armie.
Obok duru brzusznego istnieje też tyfus plamisty. Choroba wywoływana przez bakterie Rickettsia prowazekii, które przenoszone są przez wszy ludzkie. Ostatnie przypadki zachorowań w Europie na dur plamisty odnotowano w latach 60. Tyfus plamisty nazywany też europejskim to jedna z chorób zabijających najszybciej. Jeśli chory nie jest leczony, umiera po około 10 dniach.
Dur brzuszny jako choroba zakaźna
Dur brzuszny uwielbia brud, zatem od zarania szerzył się wszędzie tam, gdzie nie dbano o higienę. Brak kąpieli, rzadkie mycie rąk w chłopskich chatach, czy brud i nieczystości wylewane na ulice miast były dla niego niczym kraina cukierków dla łakomczucha — wymarzoną pożywką.
Jednak nie był to jeszcze prawdziwy tyfusowy raj, ten pojawiał się na Ziemi wraz z wybuchem wojny. Ogólny brak higieny, wyczerpane organizmy, ranni, warunki polowe — czyż może być coś piękniejszego dla chorobotwórczej bakterii? Dur rozwijał się tym łatwiej, że w takich warunkach żołnierze mieli niekiedy utrudniony dostęp do czystej wody, a nawet jeśli było jej pod dostatkiem, to ostatnim, o czym myśleli, było mycie rąk...
Nie dziwi zatem, że często tam, gdzie wojna, pojawiał się też tyfus. Dziesiątkował on rycerzy podczas wypraw krzyżowych i wojny trzydziestoletniej, trzebił oddziały napoleońskie, siał spustoszenie wśród żołnierzy w czasie I wojny światowej — zabił wówczas 3 miliony ludzi. W latach 1900 - 1902 podczas wojen burskich w Afryce na dur zmarło niemal o połowę więcej Anglików niż w trakcie walk! Z tyfusuem musieli zmagać się także walczący i ludność Polski podczas wojny bolszewickiej w latach 20. XX w.
Mary Mallon była piętnastolatką, gdy w 1884 r. wyruszyła z Iralndii do Stanów Zjednoczonych, by spełnić swój “amerykański sen". Po dotarciu na Wschodnie Wybrzeże zaczęła robić to, co potrafiła najlepiej — gotować. Jej popisowym daniem były lody brzoskwiniowe, które sprawiały, że z łatwością pozyskiwała podniebienia nowych pracodawców. Niestety co roku Mary musiała szukać nowej pracy, bo prześladował ją prawdziwy pech — kolejne bogate rodziny, u których pracowała, popadały w chorobę.
Jej ostatni pracodawca okazał się wyjątkowo dociekliwy i zatrudnił inżyniera sanitarnego, którego zadaniem było zbadanie, w jaki sposób sześć osób z Long Island zaraziło się durem brzusznym. Podejrzenie padło na Mary. Okazało się, że w siedmiu z ośmiu domów, w których pracowała, wybuchła zaraza.
Kobietę odizolowano i regularnie pobierano próbki jej kału, w których lekarze stwierdzali obecność bakterii. Mary uparcie twierdziła, że nie jest nosicielką zaraz i wysyłała próbki do prywatnego laboratorium, które niczego w jej stolcu nie wykrywało.
Po trzech latach odosobnienia władze zlitowały się nad “Tyfusową Mary" i postanowiły ją wypuścić. Warunkiem była obietnica, że już nigdy nie powróci do zawodu kucharki.
Mary złożyła solenne zapewnienie i wyszła na wolność. Opinia publiczna o sprawie zapomniała, aż do 1915 r. kiedy w szpitalu dla kobiet w Nowym Jorku pojawiło się kolejne ognisko zarazy. Jej źródłem okazała się kucharka Mary Brown, którą był nie kto inny jak “Tyfusowa Mary". Tym razem Mary Mallon została skazana na dożywotnią kwarantannę.
Epidemie tyfusu plamistego przez wieki wywoływały strach w całych narodach. Strach przed tą chorobą, był tak wielki, że obawiali się jej też żołnierze walczący na frontach II wojny światowej, choć istniała już wówczas szczepionka. Fakt ten w niezwykle sprytny sposób wykorzystali dwaj polscy lekarze.
Eugeniusz Łazowski i Stanisław Matulewicz odkryli, że zarażenie niegroźną dla zdrowia bakterią Proteus daje pozytywne wyniki w testach na tyfus plamisty. Przekonali więc Niemców, że w okolicach Stalowej Woli szaleje epidemia tej choroby. W efekcie naziści objęli ten teren kwarantanną i ze strachu przed zarażeniem omijali go szerokim łukiem. Szacuje się, że lekarze podstępem ocalili życie nawet 8 tysięcy osób.
Tyfus przez wieki zbierał krwawe żniwo wśród światowej populacji. Z czasem zauważono, że pojawienie się epidemii duru ma związek z wszechobecnym brudem, jednak medycy nie znając wroga, mogli jedynie starać się łagodzić objawy choroby i nawoływać do higieny. Nie było to łatwe, skoro jeszcze na początku XIX w. mycie rąk uważano niemal za fanaberię. A policję sanitarną ustanowioną w zaborze pruskim, by pilnowała zachowania elementarnych zasad czystości w miastach (aby mieszkańcy nie wyrzucali na ulicę śmieci i nieczystości) za sposób szykan i represji ze strony zaborcy. Te przykłady dobrze oddają, jak większość społeczeństwa traktowała higienę. Pod względem brudu i smrodu u schyłku XVIII w. polskie miasta niewiele różniły się od zachodnioeuropejskich stolic.
Brudne zwyczaje średniowiecznej Europy >>
Stan ten trwał aż do XIX w., kiedy wiele pod względem higieny zaczęło się zmieniać. W tym czasie medykom dano do ręki również broń w walce z durem brzusznym. Zrobił to polski lekarz anatom i patolog, późniejszy rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, który odkrył pałeczki salmonelli odpowiedzialne za szerzącą się od wieków zarazę. Tomasz Browicz w 1874 r. zidentyfikował pałeczkę duru brzusznego, co było pierwszym krokiem na drodze do wytępienia tej choroby. Odkrycie Browicza sprawiło, że zaczęto poszukiwać szczepionek, które podniosłyby odporność ludzi na tę chorobę.
Obok Tadeusza Browicza ogromne zasługi w zwalczaniu tyfusu, miał też Rudolf Weigl. Z pochodzenia Austriak, jednak po śmierci ojca wychowywany w polskiej tradycji kulturowej. Profesor biologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie jako pierwszy na świecie opracował skuteczną szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu. Było to możliwe, dzięki wymyślonej przez niego rewolucyjnej metodzie badań. Bakterie Rickettsia prowazekii rozwijają się jedynie wewnątrz żywych komórek, toteż uczeni nie mieli możliwości hodowania ich w laboratorium. Rudolf Weigl w latach 1918 - 1920 postanowił zarazić tyfusem wszy i w nich hodować bakterie chorobotwórcze.
Ten pomysł pozwolił mu pozyskiwać materiał do eksperymentów, a efektem była wyjątkowo skuteczna szczepionka na zarazę. Pierwsze szczepienia przeprowadzili misjonarze belgijscy w Chinach — efekty oszołomiły świat. Za swoje odkrycie Weigl został nominowany do Nagrody Nobla. Choć nie otrzymał tego prestiżowego wyróżnienia, to nie zmienia faktu, że uratował życie tysięcy, jeśli nie milionów ludzi.