Reklama

Podrywał Miłek razy kilka

Cóż, miałem u dziewczyn powodzenie, więc chętnie z tego korzystałem. Nie przywiązywałem się do wybranek, ale z tą ostatnią było inaczej...

Z dziewczynami trzeba umieć postępować. Ja wypracowałem sobie pewne reguły, dzięki którym biorę od życia to, co najlepsze, bez konsekwencji. Takich na przykład jak małżeństwo. Brr! Moją zasadą numer jeden jest: nie chodzić z jedną dziewczyną dłużej niż trzy miesiące. Po takim czasie można się przecież przywiązać, i nie daj Boże, zakochać.

- Jesteś pacanem. Głupkiem i pacanem! - wykrzyczała mi kiedyś w twarz pewna Julia, przy okazji wylewając mi na głowę kawę. Cóż, takie drobne przykrości się zdarzają. Julce nie spodobało się, że zacząłem spotykać się z Klaudią. Jej problem. Klaudii z kolei nie spodobała się moja fascynacja Izabelą. Izabela była bardzo odporną sztuką. Choć robiłem, co mogłem, moje wdzięki na nią nie działały. Codziennie przychodziłem na pocztę, gdzie pracowała. Mówiłem jej piękne słówka, dawałem drobne prezenciki, uśmiechałem się jednym z moich najbardziej zniewalających uśmiechów, a ona mówiła tylko:

Reklama

- Ludzie stoją w kolejce, a panu głupoty w głowie!

Czekałem na nią, gdy kończyła pracę, ale wcale nie była dla mnie milsza.

- Już ja takich znam. Podrywaczy! - parskała. - Zaleźli mi za skórę.

- A czy któryś z nich za jeden twój uśmiech skoczyłby w ogień? - popatrzyłem na nią z rozmarzeniem.

- Nie. I ty też byś nie skoczył. Widzisz tu jakiś ogień? Nie? No, to możesz sobie tak gadać - burknęła.

- Dawno bym ją olał, gdyby nie to, że jest taka śliczna, jak żadna inna - zwierzałem się kumpeli, Baśce.

- O każdej nowej tak mówisz - mruknęła, patrząc na mnie z ukosa.

- Ta jest inna. A najbardziej mnie kręci, że jest taka niedostępna!

- I tak pewnie w końcu ją poderwiesz. Zamiast gadać, lepiej chodź ze mną na zakupy. Potrzebuję twojej rady.

W drodze do sklepu wyznała mi, że ma adoratora i chce, żebym z tej okazji pomógł jej wybrać jakąś seksowną bieliznę! Baśka i adorator? Jakoś mi to nie pasowało. Była świetną kumpelą, ale do piękności raczej nie należała. I nigdy nie interesowała się mężczyznami. W sklepie Baśka bez skrępowania pokazywała mi się w coraz to nowym staniku. To różowym, to czerwonym, to z czarnej koronki! Wyglądała rewelacyjnie! Nigdy bym nie pomyślał, że pod sportowymi koszulkami skrywa takie atuty! Męczyłem się okrutnie, patrząc na nią. Po raz pierwszy dostrzegłem w niej kobietę. I to jaką! Poczułem, że jeszcze chwilka i zrobię coś głupiego.

- Baśka już przestań. Bierz ten różowy i idziemy! - mruknąłem w końcu, starając się na nią nie patrzeć. Próbowałem na odtrutkę myśleć o Izie, ale nie mogłem! W głowie wciąż miałem Baśkę. Musiałem zdusić w sobie te myśli. Całą drogę do Baśki domu w ogóle się nie odzywałem. W domu Basia poszła zaparzyć herbatę, podreptałem za nią do kuchni i przyglądałem się, jak wykonuje kolejne czynności. Robiła to z taką gracją... "A gdyby tak zakręcić się koło niej?", wpadłem na szatański pomysł. "Zobaczyć, jak to jest z bliską koleżanką..." Już miałem wstać z krzesła, podejść do Baśki i zacząć bajer, gdy ona wypaliła:

- Co mi się tak przyglądasz, podobam ci się, czy co?

- Noo wiesz... - trochę mnie zatkało, ale postanowiłem kuć żelazo, póki gorące. - W tej przymierzalni pokazałaś, że masz wdzięki... - pochwaliłem.

- Tak myślisz? - zauważyłem, że komplement sprawił jej przyjemność.

"Będzie moja", pomyślałem z satysfakcją. "I żaden adorator mi w tym nie przeszkodzi." Musiałem tylko działać rozważnie. Tego wieczoru pożegnałem się grzecznie, tylko mocniej się przytulając do Bachy na pożegnanie. Chyba się jej spodobało, bo aż dała mi całusa. Buziaka od niej czułem jeszcze, gdy kładłem się spać. Całą noc zresztą śniła mi się Basia. Ściągała z siebie ten różowy staniczek, który kupiliśmy. Ach! Co się ze mną działo?! Od tej pory całymi dniami obsesyjnie myślałem o Basi. Zresztą, ona nie dawała mi o sobie zapomnieć - dzwoniła, zapraszała do siebie, ubierała się inaczej. Kusiła...

Nawet o Izie z poczty zapomniałem, póki sama mi się nie przypomniała, wysyłając walentynkę. Spryciula, znała mój adres. "Stęskniłam się za moim podrywaczem", napisała. Pokazałem tę kartkę Basi.

- A nie mówiłam? Teraz bez trudu ją zbajerujesz - zawyrokowała. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale mówiąc to, chyba posmutniała.

- Może ja już nie chcę jej podrywać?

- O, to jakaś nowość - zdziwiła się Basia. - Ale dlaczego?

- Bo się zakochałem - wydukałem. - W tobie, Basia.

- A to ci dopiero! - zaśmiała się.

- Co w tym śmiesznego?

- To, że ja w tobie nie - powiedziała stanowczo, a mnie zatkało, gdyż byłem niemal przekonany, że i ja się jej podobam.

- I co, jak się czujesz? - spytała tymczasem Baśka, której błąkał się po ustach złośliwy uśmieszek.

- No... kiepsko - westchnąłem.

- To teraz wiesz, jak się czuły dziewczyny, które rzucałeś - sarknęła.

- Baśka! Jak możesz?!

- A ty jak mogłeś?! - spojrzała na mnie ze złością. - Już nie umiałam słuchać twoich przechwałek o kolejnych podbojach. Było mi żal tych dziewczyn. Musiałam dać ci nauczkę.

- Znaczy... wszystko zaplanowałaś? Różowy staniczek też? - byłem bliski łez.

- Jasne. Wiedziałam, że temu się nie oprzesz, donżuanie od siedmiu boleści - rzuciła z niechęcią i... poszła. "No to mam za swoje", pomyślałem. Takich konsekwencji mojego korzystania z życia nie przewidziałem.

Miłosz

Imiona bohaterów zostały zmienione

Najpiękniejsze romanse
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy