Reklama

Mniej niż zero

Brrr, mroźno! Otulasz się szalikiem, marzysz o gorącej kąpieli? Na rozgrzewkę nie ma jak spacer w temperaturze... minus 120 stopni.

To nie żart, to dla zdrowia. Przemyśl wszystko na chłodno, a potem ruszaj na krioterapię. Zimno poprawia nastrój, odporność i kondycję.

Byle do lata, myślisz, stojąc zmarznięta na przystanku i energicznie przytupując. Oho, już czujesz, że łapie Cię przeziębienie. Jak się przed nim uchronić? Popularne sposoby znasz: ciepło się ubierać, pić tran i tak dalej.

Ale można też inaczej, żeby nie powiedzieć na odwrót. Uwaga, wkładamy kostiumy kąpielowe i idziemy się hartować do kriokomory. Pierwsze specjalnie schładzane urządzenie do leczenia zimnem skonstruowali Japończycy w latach 70. ubiegłego wieku. Kilka lat później w Niemczech powstała pierwsza taka maszyna w Europie. Ale za prawdziwych specjalistów od krioterapii (kryos po grecku oznacza zimno) od kilkunastu lat uchodzą wcale nie Niemcy czy Japończycy, tylko Polacy. Dlaczego? Eksperci z Katedry Rehabilitacji AWF we Wrocławiu zapoczątkowali tzw. polską szkołę krioterapii. Przeprowadzili najwięcej badań nad tą metodą i opatentowali kilkadziesiąt urządzeń do leczenia zimnem. Można je dziś znaleźć w wielu ośrodkach rehabilitacji u nas, a coraz częściej także w Europie.

Reklama

- Na Zachodzie krioterapia jest jeszcze słabo znana. Na przykład Amerykanie nie mają o niej pojęcia. Stosują ją Niemcy, Portugalczycy, Hiszpanie czy Włosi. Kilka lat temu w centrum odnowy w Battersea w Wielkiej Brytanii zainstalowano pierwszą w tym kraju kriokomorę wyprodukowaną właśnie w Polsce. Korzystają z niej m.in. piłkarze, którzy chcą się zregenerować i zwiększyć swoją wydolność na boisku - mówi dr Piotr Kwaśnica, kierownik Przychodni Krioterapeutycznej Centrum Kształcenia i Rehabilitacji w Konstancinie pod Warszawą.

Zbawienny chłód

Krioterapia uchodzi za jeden ze skuteczniejszych sposobów na odzyskanie formy: korzystają z niego nie tylko zawodowcy, ale i amatorzy, np. narciarstwa. - Wystarczy kilka wejść do kriokomory, by zahartować organizm, przygotować ciało do większego wysiłku i zapobiec ewentualnym kontuzjom - zapewnia dr Kwaśnica.

Rozgrzewka przed sezonem? W minus 120 stopniach? Brzmi nieprawdopodobnie, ale działa. Mróz hartuje, bo na skutek szoku, jakim jest krótkotrwałe obniżenie temperatury skóry o kilka stopni, organizm wzmacnia siły obronne. Układ immunologiczny wytwarza limfocyty NK, czyli wyspecjalizowane komórki odpornościowe, z angielskiego "natural killers", które niszczą zaatakowane przez infekcję komórki organizmu. Zabieg jest całkowicie bezpieczny, bo narządy wewnętrzne i krew utrzymują w tym czasie swoją stałą temperaturę, czyli 36,6.

Choć zimno źle się kojarzy, potrafi działać jak pigułka szczęścia. Pod jego wpływem organizm zaczyna wytwarzać m.in. endorfiny i enkefaliny, substancje, które zmniejszają odczuwanie bólu i odpowiadają za uczucie zadowolenia. Wzrasta też poziom adrenaliny i noradrenaliny, czyli hormonów stresu blokujących również impulsy bólowe i mobilizujących do działania.

- To zalety, które sprawiają, że z leczenia zimnem korzysta wielu chorych. Przede wszystkim osoby mające problemy z poruszaniem się - mówi dr Kwaśnica. Uczucie po zabiegu: jakby dostało się potężnego "kopa". Przez trzy do pięciu godzin mięśnie, zwłaszcza te wokół stawów, są rozluźnione, a to oznacza, że mogą znieść więcej wysiłku. Kręgosłup, ręce i nogi mniej bolą, dlatego pacjenci ze sztywnością stawów, niedowładami czy ze stwardnieniem rozsianym łatwiej poddają się potem rehabilitacji. - Odpowiednio dozowane niskie temperatury zwiększają ukrwienie tkanek i zmniejszają obrzęki, dzięki czemu wspomagają regenerację chorych stawów i nadwerężonych przy urazach mięśni - tłumaczy ekspert. Bonus: na skutek zmienionego wydzielania hormonów pojawia się uczucie relaksu i jednocześnie ożywienie. Nic więc dziwnego, że jak pokazują badania prowadzone m.in. w Katedrze Psychiatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu - także osoby cierpiące z powodu depresji, przewlekłego zmęczenia czy kłopotów ze snem czują się lepiej po wizycie w kriokomorze.

Oprócz krążenia krwi lecznicze zimno przyspiesza też wiele innych procesów zachodzących w ciele. Organizm poddany działaniu niskich temperatur broni się przed wyziębieniem i zaczyna spalać zapasy, m.in. tkanki tłuszczowej. Dlatego krioterapia jest także zalecana osobom z nadwagą. Zauważyłaś, że po spacerze na mrozie masz ładniejszą, zaróżowioną i jakby zdrowszą cerę? Pobyt w kriokomorze jeszcze lepiej niż zimowe powietrze poprawia ukrwienie skóry, ujędrnia ją i dotlenia.

Znane jest pozytywne działanie krioterapii w łuszczycy, trądziku i alergiach, m.in. atopowym zapaleniu skóry. Ale uwaga: osoby, które mają kłopot z pękającymi naczynkami, powinny najpierw skonsultować wizytę z dermatologiem, bo wystawienie skóry na gwałtowne zmiany temperatury potęguje ten problem.

Na seansie

Kriokomora to niewielkie pomieszczenie, w którym unosi się biała para, czyli powietrze schłodzone do 120-140 stopni poniżej zera. Nie można do niego wejść tak z ulicy. Do zabiegu trzeba się przygotować. Najpierw czeka cię obowiązkowa wizyta u lekarza, który zadecyduje, czy to terapia dla ciebie. Ze zrozumiałych powodów do zabiegów nie kwalifikują się osoby cierpiące na klaustrofobię. Ale są też inne schorzenia, które wykluczają pobyt w komorze. - Przeciwwskazaniem do krioterapii są przede wszystkim ciężkie problemy z sercem, jak przebyty zawał, niewydolność krążenia, wszczepiony rozrusznik, wady zastawek, zaburzenia rytmu serca, wysokie nieustabilizowane lekami nadciśnienie, a także kłopoty z krzepliwością krwi. Zimno powoduje gwałtowny skurcz, a następnie rozkurcz naczyń krwionośnych i zwiększa krzepliwość krwi, co może być u takich chorych niebezpieczne. Nie leczymy w ten sposób osób z nowotworami, bo nie mamy pewności, jak ich organizmy zareagują na działanie tak niskich temperatur. Także choroby tarczycy, jak np. niedoczynność, nie kwalifikują do leczenia zimnem, bo u wielu takich pacjentów ono po prostu nie działa tak, jak powinno - wyjaśnia dr Piotr Kwaśnica.

Ciepło, zimno

Przed każdym wejściem do kriokomory pielęgniarki sprawdzają ciśnienie krwi oraz tętno. Jeśli nic ci nie dolega, możesz iść na mróz. Boisz się? To naturalna reakcja. Osoby, które nie miały wcześniej do czynienia z krioterapią, wyobrażają sobie ziąb zapierający dech w piersiach i sprawiający fizyczny ból.

- W rzeczywistości na skórze czuje się jedynie lekkie mrowienie, a nad oddechem wystarczy popracować - przekonuje dr Kwaśnica. Na każdy seans trzeba ze sobą zabrać odpowiedni strój: kostium kąpielowy albo bawełniane bokserki i koszulkę na ramiączkach (bez metalowych sprzączek i zapinek), czapkę albo opaskę na uszy, rękawiczki, ciepłe podkolanówki oraz, na później, tenisówki i ubranie do ćwiczeń. Na miejscu dostaniesz chodaki do dreptania po kriokomorze oraz specjalną jednorazową maseczkę chirurgiczną, która ogrzewa wdychane powietrze. Każdy, kto przychodzi na krioterapię, a szczególnie osoby cierpiące na nadpotliwość, przed wejściem do komory musi dokładnie osuszyć ciało, zwłaszcza pod pachami i w zgięciach pod kolanami.

W przeciwnym razie można doprowadzić do odmrożeń. Z tego samego powodu przed wejściem do komory zdejmuje się zegarek, biżuterię, okulary (soczewki kontaktowe są bezpieczne). Przed zabiegiem najlepiej nie wcierać w skórę kremów ani balsamów, by zimno równomiernie zadziałało na skórę. Nad przebiegiem terapii czuwa lekarz. Pomoże opanować stres i podpowie, jak zachowywać się w czasie zabiegu. Oto kilka zasad: stopy marzną najszybciej, więc przytupuj i chodź w miejscu, by pobudzić krążenie. Nie trzymaj rąk przy sobie, nie "nacieraj" się ani nie obejmuj ramionami, choć możesz mieć na to ochotę w reakcji na chłód. Nie dotykaj też ścian pomieszczenia: dzięki temu nie nabawisz się odmrożeń. Oddychaj powoli i niezbyt głęboko. Najpierw krótki wdech nosem, potem długi wydech ustami. To ważne, bo mroźne powietrze zwiększa w płucach swoją objętość i może wywołać duszności. Z tego powodu osoby, które mają problemy z oddychaniem, jak chorzy na astmę czy przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, powinny skonsultować się ze specjalistą, bo zimne powietrze i stres nasilają skurcz oskrzeli. Tyle środków ostrożności.

Cykl zabiegów zwykle zaczyna się od krótkiego, minutowego pobytu w kriokomorze. Następne trwają już ok. trzech minut (więcej się nie da bez groźby odmrożeń). Kiedy przyjdzie czas opuścić komorę, usłyszysz dzwonek. To sygnał, że możesz się przebrać i iść do sali gimnastycznej. Po co? - Żeby metoda zadziałała, sam pobyt w kriokomorze nie wystarczy. Chyba że zależy nam tylko na efektach kosmetycznych, jak np. zmniejszeniu cellulitu - wyjaśnia dr Piotr Kwaśnica. W pozostałych przypadkach, żeby odnieść jakiekolwiek korzyści, konieczne są dodatkowe ćwiczenia: pół godziny na rowerku stacjonarnym, bieżni, wiosłach czy drabinkach pod okiem rehabilitanta lub fizykoterapeuty. Gimnastyka pomoże odzyskać elastyczność, rozgrzeje wyziębione ciało i wzmocni kondycję. Odczujesz to już po pierwszym razie. Jednak niezależnie od wskazań, z jakimi wybierasz się na terapię, trzeba poddać się co najmniej 10-15 zabiegom, by poprawa zdrowia czy nastroju utrzymała się dłużej. Najlepiej przychodzić codziennie lub co drugi dzień. - Całą sesję dobrze jest powtórzyć raz na pół roku - poleca dr Piotr Kwaśnica. Skutków ubocznych nie zanotowano, ale na wszelki wypadek eksperci odradzają przesadnie częste wizyty w kriokomorze. Zaleca się nie więcej niż 30 zabiegów w serii.

Chłodne podejście

Gdzie się na nie wybrać? Adresy ośrodków, które prowadzą terapię zimnem, znajdziesz w internecie. Kriokomory zaczynają się pojawiać w centrach odnowy biologicznej czy spa, ale według ekspertów najlepiej korzystać ze sprawdzonych miejsc, w renomowanych placówkach sportowych czy instytucjach zajmujących się rehabilitacją.

Z leczenia można skorzystać za darmo w ramach ubezpieczenia. NFZ refunduje 10 zabiegów dwa razy w roku. Aby bezpłatnie poddać się krioterapii, konieczne jest skierowanie od specjalisty: ortopedy, lekarza rehabilitacji medycznej, reumatologa lub neurologa oraz komplet aktualnych badań: morfologii, OB, moczu, EKG, i rentgen klatki piersiowej. Jeśli często się przeziębiasz i chcesz poprawić odporność, jesteś przepracowana, zestresowana albo planujesz trening przed sezonem narciarskim - skierowania nie potrzebujesz. Ale wtedy zabiegi są płatne: jeden seans wraz z gimnastyką kosztuje 30-50 zł, podobnie konsultacja u specjalisty. Kto od dziś zaczyna chuchać na zimne?

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | temperatury | ciało | pobyt | uczucie | problemy | krioterapia | organizm | powietrze | zimno
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy