Ewa Minge przestrzega młode dziewczyny przed "kupczeniem sobą"
Projektantka napisała właśnie thriller. - To mocna, oparta na faktach książka o handlu ludźmi i przestroga dla młodych dziewcząt spragnionych łatwej kariery - powiedziała w rozmowie z PAP Life Ewa Minge. Projektantka wyjaśnia też, skąd wzięła pomysł na swoją debiutancką powieść i zdradza, że szykuje już kolejną książkę.
Karolina Głogowska, PAP Life: Dlaczego zdecydowała się pani napisać powieść na temat handlu ludźmi?
Ewa Minge: - Spotkałam osobę, która opowiedziała mi swoją historię, a częściowo byłam świadkiem jej życia. Stwierdziłyśmy obie, że sposobem na terapię terapii, na poradzenie sobie z tym, co przeżyła - a to naprawdę mocna historia - jest opowiedzenie tego. Z jednej strony byłam więc powierniczką jej opowieści, a z drugiej strony zebrałam swoje doświadczenia i obserwacje dotyczące tzw. high life’u, do którego ludzie bardzo mocno wzdychają, a który postanowiłam pokazać od tej ciemniejszej strony. Książka "Paragraf na miłość" - to na razie tytuł roboczy - powstała więc na bazie faktów, w które wplotłam fikcję literacką dla bezpieczeństwa głównej bohaterki i innych osób, które występują w tej opowieści, a żyją wśród nas.
- Chciałabym, żeby była pewnego rodzaju przestrogą dla młodych dziewczyn, które są spragnione łatwej kariery, wydaje im się, że wystarczy ładnie wyglądać, znaleźć się w modnych miejscach, świetnie się ubrać, czy znaleźć sobie sponsora. To często studentki, które wyjeżdżają ze swoich rodzinnych miejscowości albo dziewczyny, które żyją w skrajnej biedzie i nagle spotykają swojego księcia. Niekoniecznie starszego i bardzo bogatego, ale po prostu sprawiającego wrażenie osoby mogącej zapewnić bezpieczeństwo i stabilizację. Takiemu mężczyźnie jest łatwo rozkochać w sobie porządną dziewczynę, ale to szybko okazuje się częścią jednego wielkiego procederu.
- Mam nadzieję, że dziewczęta odbiorą to jako wskazówkę, odnajdą się w niektórych sytuacjach i będą mogły się z nimi zmierzyć. To jest też mój głos jako osoby, która widziała ten high life i przeciwstawia się pozorom, jakie stwarza "instagramowe celebryckie życie". Wielu osobom wydaje się ono spełnieniem marzeń, tymczasem to bardzo ulotne i szybko przemija. Wartość tego wszystkiego z upływem czasu maleje. Nie ma oczywiście nic złego w zaistnieniu w takim świecie, można być w nim wartością i rozdawać karty, ale być podstawką pod szklankę piwa? To już nie jest fajne. Piszę więc o tym, jak tego uniknąć, jak uniknąć bycia narzędziem, które zostanie wykorzystane i rzucone na dno szafy. W książce pokazuję też, jak dziewczyny, które w początkowej fazie są w hierarchii wysoko, lądują dosłownie na ulicy.
Mówi pani o wkraczających w życie młodych kobietach, ale książka jest nie tylko o nich.
- Kobiety zawsze były bardziej narażone na takie sytuacje, ale też łatwiej jest im zarabiać w ten sposób pieniądze. Istnieje bowiem wyuzdany, zepsuty świat, gdzie wszystko jest przekalkulowane, gdzie część kobiet ma pełną świadomość, że ich monetą jest uroda, a atutem mężczyzn możliwość zapewnienia wygodnego życia. Trochę to rozgrzeszam, bo to w końcu wolny wybór. Jeśli ktoś chce żyć w ten sposób, to jest jego poczucie etyki i moralności.
- Głównym wątkiem książki jest handel kobietami, ale poruszam ten temat szerzej. Mamy grupę osób, które z własnej woli kupczą sobą i swoim życiem. Ale mamy też takich ludzi, którzy są oszukiwani albo osoby nieświadome tego, że ludzie, których spotykają, pozornie bezpieczni i godni zaufania, okazują się przestępcami. Ci przestępcy bezwzględnie wykorzystują walory, które posiadają, żeby wabić ofiary i to jest ta najgorsza i najtrudniejsza kwestia. Zderza się tu więc kilka światów i płaszczyzn, mamy przekrój kast - od najniższej do najwyższej, a w tle poza wielkim międzynarodowym biznesem - także miłość i ta szczęśliwa, i ta nieszczęśliwa.
Pięć lat temu wydała pani autobiografię "Życie to bajka", ale mimo to książkę "Paragraf na miłość" można uznać za pani debiut.
- Autobiografia to coś zupełnie innego, więc tak, jest to debiut.
Kiedy zaczęła pani myśleć o tym, by pisać książki?
- Marzyłam o tym od zawsze. Pisałam od dziecka. Gdy miałam pięć lat, napisałam pierwszy wiersz, a potem uprawiałam autoterapię, dużo pisząc. Robiłam to zwykle wtedy, gdy miałam jakieś problemy emocjonalne, a często do szuflady. W ogóle odreagowuję, tworząc - malując, rysując, robiąc artystyczną biżuterię i właśnie pisząc. To dla mnie relaks, pracą jest to, co robię na co dzień.
- Trzydzieści lat temu, kiedy zaczynałam moje dorosłe życie, studiowałam kulturoznawstwo i historię sztuki, myślałam mocno o pisaniu, ale na to trzeba mieć czas. Przyrzekłam więc sobie, że jak zbuduję to, co miałam zbudować i przyjdzie pora na relaks, to będę pisać. Robię to zresztą bardzo szybko - nie porzucam, nie odwlekam, nie wracam. Miesiąc, półtora i książka jest zamknięta.
Powieść trafiła już do pierwszych recenzentów?
- Tak, dałam ją do czytania przyjaciołom. Wybrałam tych najbardziej krytycznych, którzy są pożeraczami książek i znają się na literaturze. Podobno się przy niej płacze, śmieje, podobno brzuch boli ze strachu podczas czytania - tak przynajmniej twierdzą. To właśnie moi przyjaciele stwierdzili, że ta książka jest mocnym thrillerem. Teraz trafiła do kilku wydawnictw, ale z żadnym z nich nie jestem jeszcze po słowie. A ja piszę już drugą część. Pierwsza kończy się w ten sposób, że pojawia się rozwiązanie najważniejszego konfliktu, ale wiadomo, że musi nastąpić ciąg dalszy.
Zobacz również: