Szymon Majewski: Żona jest dla mnie nieustanną inspiracją

W książce "Życie w pożyciu", która jest zbiorem felietonów, Szymon Majewski dzieli się swoimi przemyśleniami na temat relacji małżeńskich. "Śmiało mogę powiedzieć, że z mojej żony mógłbym zrobić doktorat" - zapewnia showman w wywiadzie.

Szymon Majewski
Szymon MajewskiMWMedia

Jak radziłeś sobie z pisaniem wypracowań szkolnych?

Szymon Majewski: - Mój ukochany nauczyciel, profesor Gugulski, niestety nie żyje od lat, dawał mi dwie oceny. Jedynkę za pisanie nie na temat i brak odpowiedniej konstrukcji. I piątkę za pomysł, treść. Na przykład, gdy było wypracowanie o romantyzmie, uznałem, że skupię się na obrazach Malczewskiego, które uwielbiałem, i Grottgera. Polonista był zachwycony. Pamiętam, jak kiedyś mi powiedział: Wiesz, co Majek - tak mnie nazywał, coś masz pod sufitem. Tylko najważniejsze: czy ktoś znajdzie klucz do tej szuflady. Jeśli się to komuś uda, to będzie wielka sprawa. W szkole byłem dosyć gnębiony, dlatego słowa profesora bardzo podniosły mnie na duchu. Później na maturze z polskiego dostałem czwórkę. Dla mnie to była genialna ocena.

Czy żona cenzuruje twoje felietony, zanim trafią do publikacji?

- Nie, Magda ma dystans do sprawy. Postrzega moją twórczość, jako formę kontrolowanego buntu. Pozwala mi poszaleć. Czasami zerknie mi przez ramię i śmieje się z niektórych tekstów. Raz jedyny powiedziała, że przegiąłem i że wcale nie jest tak, jak napisałem. Bywa, że dzwonią do niej koleżanki i mówią: "Magda, ukróć to! O co mu chodzi?!"

Czy pisanie felietonów to dla ciebie przyjemna czynność?

- Uwielbiam pisać te felietony. Ba, to dla mnie największa gratka. Wszystkie inne rzeczy robię trochę jakby na akord, a z felietonami mam większą swobodę. Siadam do pisania, zmieniam, cyzeluję. Piszę je parę dni. Czasami po skończeniu felietonu, od razu zaczynam pisać następny, mimo że mam go do oddania za miesiąc. Często jest tak, że jeden felieton rodzi trzy kolejne. Moja żona jest nieustanną inspiracją. Dostarcza mi dwóch, trzech inspiracji dziennie. Śmiało mogę powiedzieć, że z mojej żony mógłbym zrobić doktorat.

A później twoją rozprawę czytałyby polskie małżeństwa. W jednym z felietonów napisałeś, że im związek ma dłuższy staż, tym partnerzy pochłaniają więcej książek, a rzadziej czytają sobie z oczu i ruchu warg...

- To prawda. Można wręcz odmierzać kilogramami książek staż małżeństwa... Jeśli para jest ze sobą długo, wakacje wyglądają tak, że na plaży dwójka ludzi leży odwrócona do siebie plecami i czyta książki. Ja i Magda na wakacje zabieramy ze sobą nawet siedem, osiem kilogramów książek. Czytamy, czytamy, ale od czasu do czasu zwrócimy ku sobie oczy i się przytulimy.

Co teraz czytasz?

- Ostatnio czytałem trylogię Zygmunta Miłoszewskiego o prokuratorze Teodorze Szackim. Natomiast moja żona połyka książki psychologiczne. Zacząłem czytać coś Pazińskiego, ale chyba poczekam na wakacje, bo właśnie wtedy próbuję mierzyć się z literaturą "cięższą". Przez resztę roku staram się prześliznąć czytając prostsze historie. Wtedy, kiedy pracuje, mam problem z koncentracją. Kiedy coś wymaga większego skupienia, zaczynam się gubić. Ogólnie, lubię historie, które w jakiś sposób mogłyby mnie dotyczyć.

Moją ulubioną historią z książki "Życie w pożyciu" jest ta pod tytułem "Powłosie". Czy mógłbym opowiedzieć, jak twoja żona zareagowała, gdy zobaczyła cię z ogoloną głową?

- Popłakała się, naprawdę... Takich łez nie widziałem nigdy przedtem, ani nigdy potem. Nie była przygotowana na moją drastyczną metamorfozę. Miałem długie włosy. Moja córka goląc brata, ogoliła również mnie. Sam chciałem. Wszystko było dobrze do momentu, gdy zobaczyła mnie żona. Włosy odrastały mi przez rok. Musiałem znosić złośliwe komentarze w stylu: "Wyglądasz jak pomarszczony bobas" albo "O, fu! Zapomniałam, że nie masz włosów" - tuż po przebudzeniu.

Wkrótce poczujesz wiaterek we włosach, bo zbliżają się wakacje. Jakie masz plany na lato?

- Pojadę nad polskie morze. Najpierw czeka mnie obóz bokserski, bo amatorsko zajmuję się boksowaniem. Później dojadę do żony w Jastarni. Będę dużo czytać i spać, bo szum morza działa na mnie usypiająco...

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas