Renata Przemyk opowiedziała tragiczną historię

Koń Kaprys - tak jak inne konie - nie oceniał, nie kalkulował, po prostu był i pomagał człowiekowi najlepiej, jak potrafił bez względu na pogodę i zasobność portfela. Kolejny raz solidarnie zawalczmy o życie konia-terapeuty, które absolutnie poświęcił chorym dzieciom! Wspólnie z Renatą Przemyk apelujemy o pomoc.

Renata Przemyk
Renata Przemykarchiwum prywatne
Renata Przemyk w końcu opowiedziała tę tragiczną historięINTERIA.PL

Kiedy sadzano na jego grzbiecie dzieci z zespołem Downa, porażeniami i autyzmem zmieniał się w pluszowego misia.

Od roku kuleje. Jego opiekunka - Monika Żurawska-Wiącek - zrobiła wszystko, co tylko mogła, by mu pomóc.

W chwili obecnej jest już bezsilna, na życiowym zakręcie, bez pieniędzy, ale dla Kaprysa głośno będzie prosić o pomoc.

Zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc i wsparcie. Dowolnej wielkości darowiznę możecie Państwo przekazać przelewem na rachunek bankowy Fundacji Psi Los.

Psi Los Fundacja im. Joanny Krupińskiej
30-071 Kraków, ul. Rolnicza 4/23

Alior Bank S.A.
Numer rachunku bankowego:
14 2490 0005 0000 4500 5927 8863
Tytuł wpłaty: KAPRYS

Darowiznę można przekazać za pośrednictwem Dotpay oraz Paypal

"Masz dziesięć lat i pięć miesięcy. Obiecałeś, że razem się zestarzejemy. Nie mam pieniędzy, żeby zoperować twoją nogę, a wiem, że bardzo cię boli" - te słowa pojawiają się w myślach pani Moniki kilka razy dziennie, nie traci jednak nadziei. Wierzy, że jakimś cudem uda się uratować Kaprysa.

Koń Kaprys ze swoją właścicielką, Moniką Żurawską-Wiącek
Koń Kaprys ze swoją właścicielką, Moniką Żurawską-Wiącekarchiwum prywatne

Kaprys ma dziesięć lat, pędził niczym wiatr z najdalszego końca pastwiska i witał ludzi cichym rżeniem. Biegał po łąkach, lasach, przeprawiał się przez strumyki i skakał przez przeszkody. Pewnego pechowego dnia wrócił kulejący.

Lekarz weterynarii zaaplikował dwa zastrzyki, zalecił okłady. Kaprys stał zamknięty w boksie, ale mimo towarzystwa konia obok, był nieszczęśliwy. Ból nie mijał. Zdjęcia RTG nic nie wykazały, dopiero USG ujawniło uszkodzenie ścięgien.

Kaprys trafił do Centrum Zdrowia Konia w Psucinie, tam przeprowadzono dodatkowe, skomplikowane badania kliniczne i dynamiczne, ponownie wykonano RTG i USG. Badania wykazały przewlekłe zapalenie ścięgna mięśnia zginacza głębokiego, palców na wysokości pęciny.

Po jakimś czasie okazało się, że to co było "zepsute" się zagoiło. Nie ma nic, co by powodowało kulawiznę - a koń dalej kuleje. Po znieczuleniu od nadgarstka w górę koń przestaje kuleć. Opcje są dwie: albo poddać konia eutanazji albo wykonać scyntygrafię w Berlinie. Samo badanie kosztuje tysiąc euro + transport konia.

Koń Kaprys
Koń Kaprysarchiwum prywatne

W najczarniejszym scenariuszu Kaprysa trzeba będzie poddać eutanazji, bo już dłużej kazać mu cierpieć, to zwyczajnie nieludzkie. Monika już decyzję, że woli zrzec się praw do konia na rzecz jakiejś fundacji w zamian za jego leczenie, niż pozwolić mu umrzeć przy swoim boku - też ma za sobą. Tylko żadna fundacja zajmująca się końmi nie chce Kaprysa przejąć.

Nie poddajemy się zatem! Spróbujmy raz jeszcze uzbierać pieniądze dla konia bohatera! 

Tak Kaprys pomagał dzieciom - trzy historie

- Miałam na swoich zajęciach chłopca, który w ogóle nie mówił, mimo, że miał prawidłowo zbudowany aparat mowy - opowiada Monika Żurawska-Wiącek, hipoterapeutka, właścicielka Kaprysa. - Chodził do logopedy, wykonywał ćwiczenia. Okazało się, ze rozwój mózgu też był prawidłowy, bo dziecko rozumiało wszystko, ale w ogóle nie mówiło. Dopiero po trzech miesiącach pracy z koniem, czyszczeniem go, jego dotykaniem, prowadzeniem go chłopiec napisał list do konia. Właśnie do tego, z którym pracował. W treści listu opisał, jak bardzo go lubi, opisał swoje uczucia, czego nigdy do tej pory nie zrobił. W pewnym momencie chłopiec zaczął mówić do konia. To było jedno z największych i najpiękniejszych moich doświadczeń. Wszyscy, łącznie z rodzicami chłopca obserwowaliśmy całą sytuację i wszyscy widząc, co się dzieje zaczęliśmy płakać ze szczęścia - dodaje Monika.

- Inny przypadek, którego bohaterem jest Kaprys to historia dziewczynki z syndromem kociego krzyku. Jest to bardzo rzadka choroba genetyczna objawiająca się obniżonymi uszami, inaczej rozstawione są również oczy. Dziewczynka miała silną autoagresję, wyrywała sobie włosy i musiała mieć je obcięte, uderzała głową w ścianę, była bardzo nadpobudliwa. Mama znalazła dwie metody, żeby ją trochę wyciszyć - rysowanie, bo wtedy była w stanie się trochę skupić i siedzenie w wodzie. Przyjechała do mnie w momencie, kiedy miałam jeszcze wolierę z papugami. Uwieszała się na niej i nie było sposobu, żeby ja odciągnąć. Gdy posadziłam ją na Kaprysa stała się rzecz niezwykła - dziewczynka zrobiła się tak spokojna, jak nigdy dotąd. Zachowywała się tak, jak gdyby jej nie było. To był dla nas prawdziwy szok. Hipoterapia trwa pół godziny. Dziecko zostało zaczarowane na pół godziny.

- Kolejnym cudem, który mogłam obserwować, a który odbył się podczas jazdy konnej z Kaprysem to jest historia Krzysztofa. Miał 18 lat i nie był w stanie samodzielnie usiedzieć na wózku inwalidzkim. Cały był przypięty do niego pasami. Miał przypięte zarówno nogi, tułów, jak i głowę. Miał czterokończynowe porażenie mózgowe i absolutnie nie miał kontroli nad ciężarem własnego ciała. Już po trzeciej jeździe Krzysiek sam siedział na Kaprysie. To było nieprawdopodobne. Ktoś, kto tego nie przeżył i nie zobaczył, nie jest w stanie w to uwierzyć. To było tak niespodziewane. Razem z jego rodzicami staliśmy wryci w ziemię. Niezmiernie szczęśliwi.

Magdalena Tyrała

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas