Kristen Stewart: Unikam fanek Roberta. Te laski są naprawdę przerażające
Zawsze ma swoje zdanie i delikatnie mówiąc, nie przebiera w słowach. Popularność traktuje jak zło konieczne. Jej cel? Za wszelką cenę pozostać sobą.
"Te dziewczyny naprawdę mnie przerażają. Zachowują się jak psychopatki. Wiele razy nieźle mnie wystraszyły. Wystarczyło, że podczas wywiadu powiedziam coś miłego o którymś z chłopaków, a zmieniały się ich twarze. Oczy robiły się coraz większe, a u rąk wyrastały im szpony".
Pomimo tego, że ciągle słyszy słowa krytyki na swoj temat, nie zamierza się zmieniać.
"Szlag mnie trafia, gdy czytam w gazetach, że nie wyglądam tak, jak powinna wyglądać gwiazda. Czy naprawdę muszę prezentować się w określony sposób, by być uznawaną za ładną? Chrzanię to.
Nigdy nie włożę obcisłego topu w jaskrawym kolorze. Ludzie myślą, że się buntuję, ale to nie o to chodzi. Znienawidziłabym siebie, gdybym próbowała uszczęśliwić wszystkich, także tych, którzy za mną nie przepadają".
W byciu sławną Kristen najbardziej przeszkadza brak prywatności.
"Paparazzi to niezłe zbiry. Gdy choć jeden się zorientuje, gdzie jestem, wiem, że muszę się natychmiast zbierać, bo zaraz dołączą jego koledzy.
Do nich nie przemawiają żadne argumenty. Są naprawdę wredni i nie ma na nich dobrego sposobu. Od jakiegoś czasu nie używam własnego auta, bo prowadzenie, gdy ścigają cię te fotopstryki, jest niebezpieczne".
Zdarza się też, że obawia się swoich fanów.
"Któregoś dnia w hotelu ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju i poprosił o ogień, po czym dodał, że jest moim wielbicielem.
Natychmiast zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę chce, bym przypaliła mu papierosa i skąd do diabła wie, w którym pokoju mieszkam. Nigdy nie mogę być sama, a ja naprawdę lubię samotność".
Zamieszanie wokół jej osoby często doprowadza ją do łez.
"Czytam o sobie, że jestem wiecznie skwaszona i nieszczęśliwa podczas przyjęć i oficjalnych premier, ale to nie do końca jest tak.
Gdy idę po czerwonym dywanie, wszyscy coś do mnie krzyczą. Niektórzy za wszelką cenę próbują mnie dotknąć. Wtedy naprawdę muszę się starać, by się nie rozpłakać. To reakcja organizmu na nie zawsze pozytywną energię, którą ludzie wysyłają w moim kierunku. Podobnie jest podczas ceremonii wręczania nagród.
Za każdym razem, gdy mam zaszczyt odbierać jakąś statuetkę, dziennikarze określają mnie jako spiętą i zdenerwowaną. Taka właśnie jestem, ale dlaczego traktują to jako coś złego?".
Kristen walczy jak lwica o te resztki prywatności, które jej jeszcze pozostały. "Przez to, że ludzie oglądają mnie w gazetach, kinie i telewizji, wydaje im się, że jestem ich własnością, kimś, kogo dobrze znają.
To śmieszne, bo sama jeszcze dobrze siebie nie znam! Skąd mogą wiedzieć, jaka jestem prywatnie?
Życie w Hollywood nauczyło mnie, by strzec sekretów jak oka w głowie. Muszę mieć prywatną przestrzeń, do której nikt z zewnątrz nie ma dostępu".
Prasie szczególnie zależy na tym, by zdradziła w końcu, czy spotyka się z Robertem. Nie ma tygodnia, by w brukowcach nie pojawiły się kolejne, najczęściej wyssane z palca, sensacyjne rewelacje na temat filmowej pary.
"Nie ma takiej opcji, żebym opowiadała o swoim związku z drugą osobą w tabloidach. To nie byłoby wobec niej w porządku.
Moi znajomi wciąż mnie nagabują, bym w końcu zamknęła tym hienom usta i wyznała, z kim się spotykam.
Z własnego doświadczenia wiem jednak, że to by nic nie zmieniło. Tylko by pobudziło ich niezdrową ciekawość i natychmiast zaczęłoby się dopytywanie o bardziej intymne szczegóły".
Lekarstwem na znużenie sławą okazała się ucieczka od całego zamieszania. "Gdy skończyliśmy kręcić trzecią część filmu, postanowiłam, że nie będę z resztą ekipy wracać samolotem.
Kupiłam sobie małą furgonetkę, zapakowałam swoje graty i ruszyłam w drogę. Nie było to jakieś mistyczne przeżycie, ale świetnie się bawiłam. Przede wszystkim poczułam się... wolna. W końcu byłam panią samej siebie.
I cieszyło mnie nawet to, że nareszcie mogłam trochę się ponudzić i nie myśleć zupełnie o niczym".