Poemat odjazdu
Najnowsza książka wybitnego polskiego poety i tłumacza, obecnego w polskiej literaturze od ponad pół wieku - Andrzeja Mandaliana. Tomik jest nominowany do nagrody literackiej NIKE.
Ta stara w jesionce, w męskim kapeluszu
na bakier -
święta strażniczka szaletów -
z talerzem pełnym miedziaków na rozchybotanym stołku,
tylko za dnia jest kustoszką tych wystawowych salonów
dworcowej galerii sztuki,
szczycącej się tatuażem swych porowatych tynków,
złuszczających się kropla po kropli
pod zapoconym sklepieniem.
Po nocy jest artystką,
zerkającą bystro na boki spod kryjącej rysy woalki,
kruszącą w nicianej garści poręczne odłamki węgla,
kiedy zuchwała jej kreska
znaczy granice akwenu,
rzekłbyś: ściennego terrarium,
w którym się tłoczą jak ryby
wśród skłębionych wodorostów imion
własnych:
kształtne pośladki, roześmiane cipki,
ironiczne penisy o opływowych kształtach,
te ostatnie nad wyraz figuratywne.
A jednak nikt nie zaprzeczy,
że jest to zarazem abstrakcja,
której krzywych nie wyprostują
ani kunszt liternictwa,
ani napletki słów.
Lecz, do licha, przecież nie zawsze
krzątała się w ich zakolu,
w tym swoim spleśniałym kapeluszu na bakier.
Przecież kiedyś z pewnością sama
była wcale niezgorszym zbiorem
tych zalotnych drobin,
zakwaszonych jak Pan Bóg przykazał
de-oksy-rybo-nukleinowo.
I jak w tym chaosie pisowni odnaleźć sens jej przesłania?
Jedynie wyobraźnia,
jak zwykle przekorna,
zakłada, że musi gdzieś istnieć jakiś tajemny kod,
którego (inaczej niż brudno-zapisów DNA)
nie sposób złamać.
Wędrująca z kotami Centralny
Wędrująca z kotami
ma twarz jak z flamandzkich płócien,
zaciętą.
Usta zamknięte na ekler,
tylko z oczu od czasu do czasu
bije blaszana łuna.
Koty są po przejściach,
ten z naddartym uchem,
tamten z blizną przez ślepia
(ślad turniejowych zmagań
o tunelowy łup).
Z peronu na peron.
Koty są kolorowe, suto nakrapiane,
rude i pręgowane,
usmolone świątecznie,
umaszczone jak na niedzielny odpust.
Patrol policyjny patrzy przez palce,
przyjmując, iż odpuszczona im wszelka nieprawość
od kiedy wstąpiły na ścieżki sprawiedliwych.
Wędrująca z kotami
ma twarz zakonnicy,
barwy: czerń i biel.
Z oczu bije jej niebieska łuna.
Idzie z torbą plastykową po resztki
dla bywalców dworcowych czeluści,
i dla tego w worku,
i dla tego za płotem,
i dla tego, odwracanego ogonem.
Patrol policyjny przymyka oko:
- Chyba w każdym kanale zdali już test na przydatność.
Wędrująca nie odpowiada.
Pewna nieprzydatności całego świata,
idzie doliną cienia, ale się jej nie lęka,
idzie własną drogą,
prosi co łaska dla kotów.
- Ale się do niej łaszą - uśmiecha się w przejściu patrol.
Myli się pan, panie władzo, wcale się do niej nie łaszą,
tylko ona się łasi do nich.
Z oczu bije jej pamięć stosu,
oparzeliną - łuną.
Jeszcze całą ją czuć spalenizną,
w gardle swąd osmalonej sierści,
w ustach smak popiołu.
Wędrującej z kotami pali się grunt pod nogami.
Wędrująca z kotami stąpa po rozżarzonych węglach.
Wędrująca z kotami krzyczy.
I - czy prosi co łaska dla kotów,
czy też o łaskę dla siebie -
krzyczy o miłość.
Andrzej Mandalian
Poemat odjazdu
Sic!
Warszawa 2007