Co by było, gdyby, Holly Miller
Zostać czy wyjechać? Związać się z nowo poznanym przystojniakiem czy z dawną miłością? Lucy Lambert może wybrać, ale nie musi tego robić. Bo autorka przygotowała dla niej dwie alternatywne wersje wydarzeń. Które życie okaże się dla bohaterki najlepsze? I z kim? "Co by było, gdyby" Holly Miller to nietuzinkowa książka, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. W księgarniach już 12 października.
Lucy Lambert pod wpływem impulsu i frustracji (nie dostała obiecanego awansu) rzuca pracę w agencji reklamowej i idzie do pubu, żeby to odreagować. Wcześniej przeczytała w horoskopie, że tego dnia spotka swoją "drugą połówkę". Nie przywiązuje zbytniej wagi do takich rzeczy, ale kiedy w pubie poznaje przystojnego fotografa Caleba, nie może się nie uśmiechnąć i nie pomyśleć, że to właśnie ten jedyny. Tyle że chwilę później przez okno widzi Maxa, swojego dawnego ukochanego. Prawie dziesięć lat wcześniej zerwał z nią z nigdy niewyjaśnionych powodów, a ona nigdy nie przestała kochać.
Lucy wybiega z pubu przerywając Calebowi w pół zdania, i pędzi do Maxa. On również zdaje się wciąż żywić wobec niej ciepłe uczucia. Okazuje się, że teraz jest wziętym prawnikiem i mieszka w Londynie. Przyjechał do Shoreley, ich rodzinnej, nadmorskiej miejscowości, w ramach podróży sentymentalnej. Wymieniają z Lucy numery telefonów i od tego momentu autorka serwuje czytelnikowi dwie wersje wydarzeń.
W pierwszej wersji ("ZOSTAJĘ") Lucy zostaje w Shoreley. Oddzwania do Caleba, który w pubie niezauważenie wsunął do kieszeni jej płaszcza podkładkę pod piwo ze swoim numerem telefonu.
W wersji drugiej ("JADĘ") Lucy wymienia coraz gorętsze esemesy z Maxem i postanawia przeprowadzić się do Londynu, żeby być bliżej niego i dać ich związkowi jeszcze jedną szansę.
Jak potoczy się życie Lucy? Z kim będzie jej pisane szczęśliwe życie?