Reklama

Agnieszka z Łodzi:

Czy czuję się spełniona?

Chyba tak.

Całe moje dotychczasowe życie było pasmem sukcesów szkolnych i naukowych. Po studiach zaczęłam pracę.

W oczach znajomych byłam osobą, która osiągnęła cel. Też czułam, że przede mną otwierają się drzwi do kariery zawodowej. Młoda i zdolna, bez obciążeń.

Potem rozpoczęliśmy walkę o to obciążenie.

Kolejne miesiące mijały, a we mnie nie pojawiało się nowe życie. Wszystko wydawało mi się bez sensu. Terapie hormonalne, jedna, druga.

I któregoś wrześniowego popołudnia po raz kolejny sięgnęłam po test. Dwie kreski. Niestety, nie wszystko było, jak w filmie. Szpital numer jeden, szpital numer dwa. Strach, ból, złość.

Reklama

W czerwcu pojawił się Kuba.

Z zapracowanej kobiety stałam się prawdziwą matką, wrażliwą, czułą, ciepłą, cierpliwą. Poświęciłam pracę dla syna, nie mam już dokąd wrócić.

Konieczność pracy? Tak, ale nie teraz. Kobieta, która pracuje, jest niezależna. A potrzeba spełnienia się zawodowego? Będzie na to czas.

Chcę wychować Jakuba sama, pokazywać mu rano śnieg za oknem i pływające kaczki na stawie w parku. To ja wiem, kiedy chce spać, a kiedy trzeba wziąć go na ręce i nie będę mu tego odbierać.

Nie potrafiłabym połączyć wychowywania małego dziecka i pracy zawodowej.

Myślę, że wtedy coś umyka, dni płyną za szybko i nie na wszystko jest czas.

Czy straciłam szanse na sukces zawodowy? Połowicznie.

Jestem osobą dokładną i obowiązkową, która nie potrafi robić czegokolwiek tylko na pokaz. Poświęcam się temu, co robię. Dlatego już nigdy nie będę mogła rzucić się w wir pracy bez zapomnienia, bo w domu będzie czekał ktoś ważniejszy niż wszystkie prace świata.

Mój syn.

Praca nagrodzona w konkursie "Jestem przede wszystkim..."

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy