Reklama

Efekt domina

Każdego dnia, z rozmysłem bądź całkiem przypadkiem, dokonujemy dziesiątek wyborów. Począwszy od drobiazgów, skończywszy na sprawach wielkiej wagi, decydujemy się na tę, a nie inną wersję rzeczywistości. Życie to nie gra komputerowa. Tu nie da się cofnąć w czasie, zmienić biegu uprzednio sprowokowanych zdarzeń ani zacząć wszystkiego od nowa.

"Game over" oznacza definitywny koniec zabawy. Warto zdać sobie z tego sprawę.

Jeszcze nigdy świat nie proponował nam tak wiele jak dzisiaj. Jeszcze nigdy nie mamił tyloma kolorami, nie szastał atrakcjami i nie rozdawał tylu szans na prawo i lewo. Znikają bariery, zacierają się wszelkie granice. Dystans stał się pojęciem względnym - nie ma już żadnych realnych odległości, które mogłyby nas w jakiś sposób ograniczać: są samoloty, telewizja satelitarna, jest telefon komórkowy, internet - cuda, o jakich nie śniło się naszym pradziadkom! Nieocenione narzędzia komunikacji. I... dezorientacji. Bo co mieści się w zakresie otaczającej nas rzeczywistości, niekoniecznie może pomieścić się w naszych głowach. Przynajmniej w mojej już się nie mieści.

Reklama

Jak tu wybierać, kiedy wybór jest praktycznie nieograniczony? Jak decydować się na cokolwiek, bez lęku o trafność podjętej decyzji? Tyle jest przecież potencjalnych możliwości! Tylko czasu wcale nie robi się proporcjonalnie więcej. Człowiek współczesny lubi mieć pewność, że nic go nie omija. Desperacka pogoń za "szczęściem" i wszechobecna presja "sukcesu" każą mu biec na oślep, "nachapać się" na zapas. Tak, żeby kropli z życiodajnych wód nie uronić, nie zmarnować żadnej okazji. Myśli, że konsumując wszystko co oferuje mu stół ogólnie dostępnych obfitości, zdobywa cenne doświadczenia, a tak naprawdę powoli staje się tylko kolekcjonerem toksycznych odpadów. Zbieraczem bezużytecznych cząstek chaosu.

Należę do zwolenników teorii, że rodzimy się mądrzy, a umieramy całkiem skołowani. Od pierwszego dnia naszej ziemskiej egzystencji jesteśmy poddawani regularnym procesom prania mózgu (a może raczej duszy?) i z wolna tracimy kontakt z tym, co w nas czyste i pierwotne. Spytasz dziecka jak wyobraża sobie swoją przyszłość - odpowie ci bez wahania, zaskakując jasnością umysłu i pewnością swoich przekonań. Im człowiek starszy, tym większe ma trudności z utrzymaniem właściwego dla siebie kursu. Staje się ofiarą nadmiaru. Zaczyna niepotrzebnie rozglądać się na boki, błądzić i lawirować. Często porzuca przeznaczoną sobie drogę i podejmuje pozornie łatwiejszą. Potem dziwi się, że ostatecznie trafił donikąd. Nielicznym udaje się odzyskać utraconą mądrość na tyle, by pojąć, że nie jest sztuką mieć "wszystko". Sztuką jest umieć ze "wszystkiego" zrezygnować. Ktokolwiek ułożył ten świat, miał duże poczucie ironii decydując, że atrybutem upadku ducha będzie przepych, a stanu oświecenia - asceza.

Jestem w dziwnym momencie życia. Nie mam już w sobie tyle arogancji, by twierdzić, że mój los spoczywa wyłącznie w moich rękach, ani tyle ufności, by oddać go w ręce któregoś z bogów. Wierzę jednak w efekt domina. W przyczynę i skutek. W to, że każdy, nawet najmniejszy mój ruch, ma swoje nieodwracalne konsekwencje. Dlatego zaczynam ostrożnie wybierać. Etap wrzucania do koszyka co popadnie mam już za sobą. Teraz go raczej opróżniam. Jedna po drugiej wyrzucam z niego rzeczy, których nie potrzebuję. Jeśli już decyduję się na coś nowego, robię to w pełni świadomie. Chcę mieć tylko tyle, ile potrafię unieść. Nic więcej.

Bywa ciężko. Zwłaszcza, kiedy potrzebuję czasu na zastanowienie. Przecież w biegu "po złoto" nie wypada się zatrzymywać. Znikasz na chwilę - wypadasz z konkurencji. A niech tam. Ja się lubię porozglądać. Jak postać z powieści Haruki Murakamiego, raz na kiedyś trwam sobie w bezruchu i czekam na znaki. Staję się lustrem, które odbija przypadkowe obrazy, albo skrzyżowaniem ulic, co pozwala swobodnie przepływać przez siebie zbieżnym źródłom energii. Po prostu kontempluję, zamiast bezmyślnie poddawać się przymusowi działania. Mam nadzieję, że kiedy na moim ekranie wyświetli się napis "game over", będę mieć pewność, że rozegrałam tę partię jak potrafiłam najmądrzej.

Anita Lipnicka

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy