Reklama

Kobiety, miejcie się na baczności!

Przed zgubnym wpływem feministek przestrzega Polki ostatnia "Polityka". Artykuł Tomasza Zalewskiego, korespondenta PAP z Waszyngtonu, pokazuje, do czego doszło w Ameryce.

Kobiety zajmują coraz wyższe stanowiska i same już tego żałują. My możemy się jeszcze uchronić, jeśli tylko będziemy czujne i nie damy sobie wyprać mózgów. To trudne, bo feministki piorą uporczywie, co odbiera kobietom rozum i skazuje na mękę samotności.

"Według wyników spisu powszechnego już ponad 51 proc. amerykańskich kobiet mieszka bez męża, z czego większość samotnie. Coraz więcej żyje tak z wyboru, ponieważ feministki wmówiły im, że "wolny wybór" jest wartością najwyższą. Tak cenią sobie wolność, że wzbraniają się nawet przed nieformalnym stałym związkiem, choćby po to, aby urodzić dziecko. Jeżeli rodzą dzieci, to po sztucznych zapłodnieniach" - donosi pan Zalewski.

Reklama

Liczby mówią same za siebie, więc nawet nie zamierzam pytać, ile wśród tych 51 proc. jest kobiet, które jeszcze za mąż nie wyszły, ile rozwiedzionych, ile chwilowo nie ma partnera, a ile jest staruszek, które owdowiały? I czy na pewno wszystkie, które są same z wyboru, rodzą - jeśli rodzą! - w wyniku sztucznego zapłodnienia, czy też może niektóre dopuszczają mężczyznę w celach reprodukcyjnych?

Nie dzielmy włosa na czworo! Ważniejsze, że nieszczęsnym Amerykankom wolny wybór pomylił się z brakiem wyboru. Są one ofiarami feministek podobnie jak dzieci. "Propaganda wyzwolenia się z męskiej opresji i spełnienia przez karierę zawodową przyniosła owoce - miliony Amerykanek pracują poza domem, wiele osiąga sukcesy. Jednak trwającemu od ponad 40 lat procesowi emancypacji towarzyszy rosnąca liczba rozwodów, samotnych matek i dzieci wychowywanych w rodzinach jednoosobowych."

Ale ta wielość nieszczęść, które zwykle chodzą parami, to nie wszystko. "Ofiarami radykalnych feministek stały się nie tylko dzieci. Wojna z mężczyznami i tradycyjnym wzorem kobiecości położyła kres kulturze flirtu i romansu" - pisze pan Zalewski z Waszyngtonu. "Prawiąc damie komplementy albo opowiadając pikantne dowcipy, można podpaść pod paragraf seksualnego molestowania".

U nas na szczęście kultura flirtu i romansu kwitnie nadal, i to nie tylko w Samoobronie. Podczas jednej z manifestacji pod sejmem wyszedł do nas bardzo miły poseł PO, który w pełni popierał nasze postulaty, i powiedział to, co pewnie powiedziałoby 90 proc. Polaków na jego miejscu: "Dziewczyny, jesteście bardzo ładne!" Nagle z bojowniczek miałyśmy stać się dziewczynami, które powinny uśmiechać się uprzejmie, gdy mężczyzna poklepie je z uznaniem.

Jedna z nas zachowała przytomność umysłu: "Pan też jest bardzo przystojny" - powiedziała, co stropiło nieco pana posła. Tak to jest zadawać się z feministkami, które na szczęście wkrótce odejdą do lamusa. "Duch czasu nie sprzyja feministkom. Naukowcy odkryli niedawno, że mężczyźni i kobiety znacznie różnią się między sobą" - donosi pan Zalewski zza oceanu, jakby odkrywał Amerykę. Nie mam już siły wyjaśniać, że różnica nie musi oznaczać nierówności. Nie będę dyskutować z czymś, co dawno zostało przedyskutowane, tylko dlatego, że pan Zalewski o tym nie słyszał. O innych sprawach słyszał, ale nie zrozumiał.

"Emancypantki zalecają, jak wiadomo, aby mężowie kobiet sukcesu wyręczali je w obowiązkach, gotując i niańcząc dzieci. Badania przeprowadzone przez socjologów Bradforda Wilcoxa i Stevena Nocka wykazały jednak, że taki podział pracy nie zadowala żadnej ze stron. Z kobiet, które pracują poza domem, najszczęśliwsze są te, których mężowie też zarabiają i to co najmniej dwie trzecie ich własnych dochodów." A cóż dziwnego, że kobiety są zadowolone ze związków partnerskich?

Feministkom nie chodzi o to, żeby mężczyźni "wyręczali" kobiety, tylko o to, by sprawiedliwie dzielili się wspólnymi obowiązkami. Nie chodzi o to, żeby kobiety jeździły na traktorze, a mężczyźni zajmowali się dziećmi, ale by jedni i drudzy mieli na to szansę, jeśli czują do tego powołanie. Jak wiadomo. Choć akurat nie panu Zalewskiemu i całym rzeszom Polaków, którzy o feminizmie nie mają pojęcia.

W Polsce przed feministkami nie trzeba nikogo przestrzegać. Dopóki jest tak, że zamieszczenie feministycznego artykułu w prasie graniczy z cudem, za to o feminizmie pisze pan Zalewski, o feministkach w Polsce wiemy jedno: są wszystkiemu winne. I ten stan świadomości z pomocą "Polityki" długo się uda utrzymać. Ale czy to przypadkiem nie jest pranie mózgów? W każdym razie ja przed nim przestrzegam.

Hanna Samson

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy