Reklama

Żeńska końcówka

"Sprawdź, czy zdałeś maturę z geografii" - proponuje "Kujon Polski", dodatek do "Gazety Wyborczej". A poniżej: "Maturzyści! Wczoraj pisaliście egzamin z geografii". Sprowokowana tym Wanda Nowicka zapytała na naszym blogu (www.stopfanatykom.blox.pl): "Kto w Polsce zdaje maturę? Czy tylko chłopcy? Przecież w języku polskim istnieje słowo maturzystka", wywołując tym żywą dyskusję.

Ta dyskusja z kolei sprowokowała mnie do dorzucenia swoich trzech groszy, które od dawna ciążyły mi w kieszeni. Chyba od czasu odkrycia, którego większość z nas dokonała na początku szkoły podstawowej. Że jeden mężczyzna wystarczy, by kobiety - choćby ich było sto albo tysiąc - poszli gdzieś, a nie poszły.

Każdy mężczyzna zabiera nam żeńską końcówkę, choć to nam wmawia się od czasów Freuda, że o męską końcówkę jesteśmy zazdrosne! Nie, nie jesteśmy. Lecz czasami się nią podpieramy, nawet wtedy, gdy nie ma powodu.

Weźmy nazwy zawodów. Dziś już jest oczywiste, że istnieje na przykład lekarka. Mimo to doktor Zosia Burska z Leśnej Góry w serialu "Na dobre i na złe" co jakiś czas wyznaje, że jest lekarzem, choć gołym okiem widać, że jest lekarką. Jestem pisarzem - mówi w wywiadach Manuela Gretkowska, znana pisarka, założycielka Partii Kobiet, autorka słynnego stwierdzenia, że Polska jest kobietą. Nawet jeśli nią jest, to w Polsce męska końcówka wciąż dodaje kobiecie godności. Przypomina, że dzielnie wkroczyłyśmy na męskie terytorium. Jakby od lat nie było także nasze!

Reklama

Jakież było zdziwienie w redakcji jednej z gazet, gdy nie zgodziłam się, by na mojej wizytówce napisano "redaktor". Przecież redaktor brzmi lepiej niż redaktorka - stwierdziła redaktor naczelny, zgodnie z wizytówką.

Program komputerowy podkreśla jako błąd, gdy piszę psycholożka, ale to słowo już istnieje w języku, choć nie wszyscy z niego korzystają. Bo nie brzmi dobrze? Kwestia przyzwyczajenia. Jeszcze 10 lat temu słowo dyrektorka uważano za niepoprawne - przypomina jedna z dyskutantek na naszym blogu. Za kilka lat mój komputer przestanie podkreślać psycholożkę. Nasza świadomość zmienia język, a język zmienia świadomość i warto z tego korzystać.

Gdy pierwszy raz usłyszałam w kobiecym gronie pytanie, czy ktosia może to zrobić, myślałam, że to żart. Teraz już tak nie myślę. Nie dziwię się nawet wtedy, gdy przychodzą do mnie gościnie. Ani wtedy, gdy ktoś mówi nieekonomicznie o ekspertach i ekspertkach, którzy zrobili/zrobiły to czy tamto, zamiast wszystko to zgrabnie załatwić ekspertami. Z pewnością byłoby szybciej, ale czy będzie lepiej, gdy w naszej świadomości wciąż będą tylko eksperci?

Zmieniać świat można z różnych stron, także od strony języka. To trąci przesadną, męczącą poprawnością polityczną - stwierdza na blogu jedna z dyskutantek, a jednocześnie widzi problem w utrwalaniu przez szkolne podręczniki stereotypów dotyczących roli kobiety i w odebraniu kobietom prawa do decydowania o własnej prokreacji. A mnie się zdaje, że to wszystko się ze sobą łączy. Brak żeńskiej końcówki i brak prawa do decydowania o swoim życiu. Akurat przez kobiety. Gdy w języku swobodnie zagości polityczka, ministra, prezydenta, my także łatwiej będziemy gościć w polityce. Co tam gościć! Będziemy ją tworzyć. Ale my nie, my często w drugą stronę.

Niedawno byłam na spotkaniu, które prowadziła krytyczka literacka. Na wstępie wyjaśniła, że wcale nie jest krytyczką, lecz krytykiem akademickim i literaturą zajmuje się po męsku. Wszyscy spojrzeli z uznaniem. Za to żeńska końcówka może ustawić kobietę na właściwym miejscu. W ostatnim "Maglu towarzyskim" Karolina Korwin-Piotrowska, nota bene w poniedziałkowym "Dzienniku" przedstawiona jako krytyk filmowy, mówi o Joannie Brodzik (z tego, co wiem, osobie niezamężnej, a jeśli nawet, to znanej nie dlatego, że jest żoną pana Brodzika) per Brodzikowa. Nie musi nic dodawać, byśmy dobrze wiedzieli, że nie darzy jej zbytnim szacunkiem.

Miesiąc temu współprowadziłam warsztaty na temat kobiecości. Kilka grup wypisywało na arkuszach powiedzenia, przysłowia, określenia odnoszące się do płci słabej, która podobno jest piękna. Okazało się, że są ich dziesiątki. Negatywnych. Pozytywnych, choć i z tym można by dyskutować, jest tylko kilka: matka Polka, gdzie diabeł nie może, tam babę pośle, kobieta szyją, a mężczyzna głową, kobieca intuicja, rasowa kobieta, niezła laska.

W języku odzwierciedla się stosunek naszej kultury do kobiet. Zmieniając język, zmieniamy ten stosunek, ja w każdym razie w to wierzę, choć wiem, że musi to potrwać. Dlatego zgadzam się z Wandą Nowicką, że warto dbać o standardy równościowe w języku, choć to mało ekonomiczne i często brzmi sztucznie. Do czasu, aż tego nie zasymilujemy. A że Nowicka czepia się akurat "Gazety Wyborczej", choć w innych jest gorzej, co zarzuciła jej któraś z dyskutantek? Bo od "Gazety" oczekujemy więcej. I chyba tego nie muszę tłumaczyć.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: gazety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy