Grzeczny, ale uparty
Rodzice nie chcieli, by został kucharzem. Nie pozwolili mu iść do technikum gastronomicznego. Ale przeznaczenia nie da się oszukać...
Mama twierdzi, że kiedy miałem pięć lat, ugotowałem krupnik dla całej rodziny. Ale mnie się wydaje, że najpierw był biszkopt z jednego jajka. Prosiłem starszą siostrę, żeby włączyła piekarnik, bo nie wolno mi było tego robić", wspomina gwiazda "Hell’s Kitchen". Posłusznego Wojtka cechował jednak upór - gdy coś postanowił, musiał dopiąć swego.
Dzieciństwo spędził w Sosnowcu. Pierwsze wspomnienie to widok taty wychodzącego do pracy w mundurze pilota - pan Tadeusz pracował w zespole ratownictwa sanitarnego w Katowicach. "Koszula wyprasowana na żyletkę, mundur z pagonami, przystojny", opowiada juror "Top Chefa" i dodaje: "Mama zawsze bała się o niego. Kiedy dochodziło do wypadku w górach, wyruszał na pomoc niezależnie od warunków pogodowych". Pan Tadeusz powtarzał, że nie ma rzeczy niemożliwych pod warunkiem, że ciężko się pracuje i nie krzywdzi innych.
Dowód? Sam w młodości był ponoć tak wątłego zdrowia, że gdy pochylał się nad książką, miewał krwotoki z nosa. Ale kiedy wziął się za siebie, doszedł do imponującej kondycji. Był wzorem dla Wojtka i pewnie dlatego kucharz jest tak wymagający wobec siebie oraz uczestników programów telewizyjnych. Jaka była mama?
"Delikatna, cicha estetka, przeciwieństwo ojca", mówi Amaro. To pani Kazimierze, pracownicy Uniwersytetu Śląskiego, kucharz zawdzięcza drugie imię - Modest (mama, będąc w ciąży, czytała "Listy do Modesta") oraz zamiłowanie do malowania (dziś Wojciech szkicuje, jak ma wyglądać potrawa na talerzu).
Pracując w restauracjach za granicą, zaczynał od podstaw. „Tarłem żółty ser, obierałem ziemniaki”, wspomina.
Zawsze chciał gotować. "Po podstawówce zapowiedziałem rodzicom, że idę do gastronomika. Ale był rok 1987 i przyszłość kucharza nie malowała się w Polsce ciekawie", wspomina. Wybrał więc technikum elektroniczne, a potem wyjechał szukać szczęścia w Londynie. Pierwszą pracę znalazł we włoskiej restauracji.
Angielski znał tylko na poziomie tytułów piosenek. Przez rok uczył się sam - kupował tabloid "The Sun", podkreślał pięćdziesiąt nieznanych słów i wkuwał je na pamięć. Kiedy podszedł do egzaminu państwowego, komisja nie mogła uwierzyć, że nie przygotowywał się w szkole.
Gdy pierwsze szlify w kuchni miał za sobą, zaczął zmieniać miejsca i kraje. W końcu udało mu się pracować u boku mistrzów: Alaina Ducasse’a, Gordona Ramseya i Ferrana Adrii. "Dziś wiem, że kiedy człowiek znajduje się w odpowiednim miejscu, łapie wiatr w żagle", mówi Amaro.