Kamala Harris: Kobieta, która zmienia nie tylko Amerykę

Gdy świat obiegła informacja o wygranej Joe Bidena w wyborach prezydenckich w USA, wiedzieliśmy, że to przełomowy moment: stanowisko wiceprezydentki obejmie Kamala Harris – jako pierwsza kobieta w historii. Harris zmienia nie tylko Amerykę. Jej działania i determinacja stają się inspirującym przykładem kobiecej siły, są symbolem demokracji i walki o prawa człowieka. Przeczytaj fragment jej pierwszej biografii autorstwa Dana Moraina, która właśnie ukazuje się nakładem Wydawnictwa Znak.

Kamala Harris została pierwszą kobietą na stanowisku wiceprezydenta USA
Kamala Harris została pierwszą kobietą na stanowisku wiceprezydenta USAAFP

Zaledwie dwa tygodnie po ogłoszeniu przez Kamalę Harris decyzji o kandydowaniu serwis Fox News okrzyknął ją faworytką, co ani wówczas, ani później nie było prawdą. Od początku do końca kampanii faworytem był bowiem Joe Biden. Harris znalazła się jednak w ścisłym gronie najpoważniejszych kandydatów, a to oznaczało, że każdy jej krok będzie obserwowany i analizowany jak nigdy dotąd.

Dziennikarze i komentatorzy wątpili, czy była tak dobrym prokuratorem, jak twierdziła. Niektórzy zastanawiali się, czy aby nie była za dobra i nie stała się tak surowa i twarda, że zabraknie jej takich umiejętności budowania relacji z wyborcami, jakimi wykazał się Obama w czasie kampanii, i że nie nawiąże nici porozumienia ze swoją kolejną ławą przysięgłych, czyli z narodem amerykańskim. "Los Angeles Times" zapytał Feinstein, czy poprze kandydaturę Harris. Wyróżniająca się rangą i stażem senator przekreśliła szanse Harris zdawkową pochwałą: "Bardzo lubię senator Harris i pracuję z nią, jest tu jednak zupełnie nowa, a trzeba trochę czasu, żeby dać się poznać". Ona na zwycięzcę typowała Bidena.

Na główną siedzibę swego sztabu senator Harris obrała Baltimore, chociaż nie miała z tym miastem wcześniej żadnych związków. Wiedziała, że w Stanach Zjednoczonych wieści rozchodzą się ze wschodu na zachód kraju i aby zostać potraktowaną poważnie, najlepiej ulokować się na wschodzie. Szefową tamtejszej kampanii została Maya Harris. Większość zespołu ekspertów pozostała w San Francisco. Juan Rodriguez, który zarządzał jej kampanią do Senatu, znów został dyrektorem kampanii. Ten niespełna trzydziestopięciolatek urodził się w Burbank, był synem imigrantów z Salwadoru, którzy jako dziewiętnastolatkowie przybyli do Stanów Zjednoczonych, uciekając przed przemocą w ojczyźnie i poszukując lepszego życia. Mama sprzątała w domach. Tata był stolarzem. On studiował na Uniwersytecie Kalifornijskim, potem zdobył tytuł magistra w dziedzinie zarządzania w biznesie na Pepperdine University w Malibu i zanim wybił się w zespole Harris, odbył staż w biurze burmistrza Los Angeles Antonia Villaraigosy.

Dość szybko w sztabie wyborczym pojawiły się rywalizujące frakcje. Przyczyną rozdźwięku stały się liczne problemy, często wywołane działaniami samej kandydatki. Harris miała bowiem zwyczaj unikać reporterów i spóźniać się na spotkania. Prezentowała również zmienne stanowisko w sprawie systemu darmowej podstawowej opieki zdrowotnej i niejasne na temat legalizacji komercyjnej sprzedaży marihuany oraz zalegalizowania prostytucji między wyrażającymi na nią zgodę dorosłymi. Właśnie to nieokreślone wyraźnie stanowisko w sprawie legalizacji prostytucji oburzyło część tych, którzy entuzjastycznie poparli Harris w 2016 roku, kiedy wytoczyła pierwszą kryminalną sprawę przeciwko właścicielom Backpage.

W lutym w podcaście do The Breakfast Club wyznała, że na studiach paliła marihuanę, dodając: "Nie ma się czemu dziwić. Połowa mojej rodziny pochodzi przecież z Jamajki". Donalda Harrisa bynajmniej nie rozbawiła ta deklaracja córki i na swoim blogu napisał, że jego nieżyjące babcie i rodzice "muszą się przewracać w grobach, słysząc, że ich nazwisko, reputacja i dumna jamajska tożsamość łączone są, w jakikolwiek sposób, w żartach czy nie, z fałszywym stereotypem palącego trawkę poszukiwacza uciech, a stało się tak dlatego, żeby jego córka mogła realizować politykę tożsamościową". Wpis, co prawda, usunął, jednak uczynił to dopiero wtedy, gdy zrobiło się o nim głośno. Wypowiedź Harris była błędem popełnionym przez nią na własne życzenie, nauczką, że w kampanii prezydenckiej każde wypowiedziane przez kandydata słowo ma znaczenie.

Wyznanie Harris o paleniu marihuany na studiach było błędem, które popełniła na własne życzenie
Wyznanie Harris o paleniu marihuany na studiach było błędem, które popełniła na własne życzenieAlex Wong / StaffGetty Images

Kandydując ze stanu Kalifornia, z bogatym doświadczeniem trzech kampanii stanowych, Harris powinna była mieć znaczną przewagę w zbieraniu funduszy na kampanię prezydencką. Stało się jednak inaczej. Mimo imponującego otwarcia, jakim było spotkanie wyborcze w Oakland, zebrała w pierwszym kwartale 2019 roku jedynie 12 milionów dolarów, co stanowiło wynik dość przeciętny. Dla porównania, senator Barack Obama w pierwszym kwartale po ogłoszeniu swojej kandydatury zgromadził ponad 25 milionów dolarów, a było to w 2007 roku, czyli 12 lat wcześniej.

W licznej grupie kandydatów, wśród których znalazło się także kilka silnych kobiet, takich jak Elizabeth Warren, Amy Klobuchar i Kirsten Gillibrand, Kamala Harris się nie wyróżniała. Światopoglądowo nie była zorientowana tak skrajnie lewicowo jak Elizabeth Warren czy Bernie Sanders. Nie zdołała także pobudzić wyobraźni wyborców, którzy zgromadzili się wokół byłego burmistrza South Bend Pete’a Buttigiega. Buttigieg rzucał się w oczy, gdyż - jak sam to ujął - "był jedynym w tym wyścigu leworęcznym Amerykaninem maltańskiego pochodzenia, homoseksualnym milenialsem i  weteranem wojennym". Był absolwentem Harvardu, stypendystą Rhodesa i zdawał się zaspokajać tęsknotę wyborców, w tym także wielu Kalifornijczyków, na których głosy zapewne liczyła Harris, za zmianą pokoleniową. A co gorsza, jedyny powód ubiegania się o prezydenturę, jaki potrafiła podać Harris, to pragnienie wytoczenia sprawy Trumpowi.

Nie była również w stanie odebrać głosów Joemu Bidenowi. Pierwsza wielka szansa Harris, by odwrócić bieg kampanii, nadarzyła się podczas pierwszej debaty pretendentów do prezydenckiej nominacji demokratów, 27 czerwca 2019 roku. Godzinę po jej rozpoczęciu wzięła głęboki wdech, zwróciła się do Bidena i zaatakowała go w związku z jego, mającą miejsce dziesiątki lat wcześniej, współpracą z rasistowskimi senatorami wnoszącymi o ograniczenie akcji mającej służyć integracji rasowej w szkołach, czyli dowozu dzieci szkolnymi autobusami.

"Przykro słuchać, gdy mówi pan o reputacji dwóch senatorów Stanów Zjednoczonych, którzy swoje kariery zbudowali na segregacji rasowej w naszym kraju. I nie chodzi tylko o to, lecz również o fakt, że pan także działał z nimi przeciw dowożeniu dzieci do szkół. Wie pan, żyła niegdyś w Kalifornii dziewczynka, która jako uczennica drugiej klasy szkoły państwowej uczestniczącej w programie integracyjnym była codziennie dowożona do szkoły autobusem szkolnym. Ja byłam tą dziewczynką."

Atak na faworyta w  sprawie tak kluczowej w  Stanach Zjednoczonych jak kwestia rasowa dobitnie świadczył o tym, że jej celem jest wygrana. Fundusze na kampanię rosły, zanotowała też skok w sondażach. Dziennikarze zawyrokowali, że zdecydowanie wygrała pierwszą debatę. Jednakże i zwycięstwo, i zwyżka w sondażach były chwilowe. Opublikowany następnego dnia w "The New York Timesie" artykuł uwidocznił wciąż powracający problem. Rzecznik prasowy Harris oświadczył bowiem, że podczas debaty poparła dowożenie dzieci do szkół jako metodę integracji szkolnej, lecz "odmówiła przedstawienia dodatkowych informacji". Poruszyła zatem ważny temat, by następnie zrobić unik. Oto co pisał "The New York Times":

"Należy zadać pani Harris pytanie, czy jest w  stanie wytrwać w  swoim zapale z  czwartku. Od początku kampanii radziła sobie nieźle, gdy realizowała dobrze opracowany plan, czasem jednak sama sobie szkodziła, gdy zmuszona była mówić z głowy, bez przygotowania. I jak to często bywa, gdy jeden kandydat atakuje drugiego podczas debaty z udziałem wielu kandydatów, trzeba będzie poczekać, by przekonać się, czy pomogła sobie, czy tylko zraniła pana Bidena."

Atak zdziwił Bidena i najwyraźniej zranił go osobiście. Powiedział potem w The Tom Joyner Morning Show: "Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, i mam nadzieję, że nadal nimi będziemy". Biden wspomniał w wywiadzie, że w 2016 roku poprosiła go, by przyjechał na Konwencję Partii Demokratycznej stanu Kalifornia w San Jose i poparł jej kandydaturę do Senatu Stanów Zjednoczonych. Zrobił to. Jego pojawienie się i pełne serdeczności przemówienie ugruntowały poparcie Partii Demokratycznej Kalifornii dla Harris, która dzięki temu pokonała Lorettę Sanchez.

Tak było wtedy. A w 2019 roku Harris robiła to, co uważała, że zrobić musi, by zwyciężyć.

Na kolejnej stronie dowiesz się, dlaczego Harris poniosła porażkę w kampanii prezydenckiej >>

* Więcej o książce Dana Moraina "Kamala Harris. Pierwsza biografia" przeczytasz TUTAJ.

Podczas debaty prezydenckiej Harris zadała Bidenowi cios, którego się nie spodziewał
Podczas debaty prezydenckiej Harris zadała Bidenowi cios, którego się nie spodziewałBloomberg / ContributorGetty Images

(...) Na początku listopada 2019 roku w sztabie Harris zaczęło brakować pieniędzy i dyrektorowi kampanii Juanowi Rodriguezowi przypadło w udziale niewdzięczne zadanie dokonania redukcji etatów i zmierzenia się ze zjadliwymi reakcjami zwolnionych osób.

Rodriguez był rozgrywającym w swojej szkolnej drużynie futbolowej w przedostatniej i ostatniej klasie. Rozgrywający uczyli się, jak przyjmować powalające ciosy. W bankrutującej kampanii Harris rozpoczęła się szarża obronna. "The New York Times" 29 listopada rozłożył na czynniki pierwsze kulejącą kampanię w tekście na prawie trzy tysiące słów, tytułem pt. How Kamala Harris’s Campaign Unraveled (Jak rozpadła się kampania Kamali Harris).

"Demokratyczne pole walki roku 2020 pełne jest zawirowań; niektórzy zawodnicy zyskują, inni odpadają, w tym miesiącu dołączyło też dwóch nowych. A jednak jest tylko jeden kandydat, który poszybował na wyżyny, by następnie runąć w stanach głosujących najwcześniej, uzyskując ledwie jednocyfrowe wyniki: pani Harris."

Rodriguez przyjął ów powalający cios. Rozgrywających można jednak powalić jedynie wtedy, gdy załamie się akcja całej drużyny. I tak też się stało w przypadku kampanii wyborczej Kamali Harris. Ton każdej kampanii nadawany jest na górze. Maya Harris krytykowała posunięcia doradców, a oni wiedzieli, że szaleństwem byłoby wchodzić między siostry Harris. Przekaz informacji był nudny. Zdecydowanie zbyt wiele było wewnętrznego fermentu, a doradcy, którzy stracili posady z powodu braku pieniędzy, odchodząc, atakowali.

Demokraci, którym nie uda się wygrać prawyborów w stanach południowych, nie mają szansy zdobycia prezydenckiej nominacji swojej partii. Harris musiała więc osiągnąć dobry wynik w Karolinie Południowej, gdzie najbardziej znaczące były głosy czarnoskórych wyborców. Sztab wyborczy Harris, podobnie jak sztaby innych demokratów, nie przewidział niezachwianego poparcia, jakim cieszył się wśród tego elektoratu Joe Biden. Harris nie udało się przesunąć w górę w sondażach, a to wpłynęło na zbiórkę funduszy na kampanię. Bez pieniędzy nie mogła kupić czasu antenowego na ogłoszenia wyborcze w stanach, które wcześniej przeprowadzają prawybory, co pomogłoby jej w sondażach. Powstało więc błędne koło.

Do końca 2019 roku Harris zebrała 40 milionów dolarów, niewiele ponad połowę kwoty (76 milionów) zgromadzonej przez Pete’a Buttigiega. Nie zdołała bowiem zdobyć popularności wśród drobnych ofiarodawców, którzy zapewniają znaczną część funduszy kandydatom Partii Demokratycznej. Statystyki Federalnej Komisji Wyborczej wskazują, że 54 proc. jej darowizn to datki w wysokości 200 dolarów lub mniejsze. Było to zdecydowanie mniej niż darowizny dla senator Elizabeth Warren z Massachusetts, która otrzymała 74 proc. swoich 127 milionów w kwotach dwustudolarowych lub niższych. Jednego dnia w lecie Harris zebrała zaledwie 4 tysiące dolarów z darowizn online.

Istniała jednak pewna szansa. Kandydaci na prezydenta nie mogą otrzymać od jednego ofiarodawcy więcej niż 2,8 tysiąca dolarów na prawybory i kolejne 2,8 tysiąca na wybory powszechne. Zważywszy na wysokie koszty kampanii, pozostaje im jedynie polegać na Super PACs, szczególnie podczas prawyborów. Super PACs, które muszą być niezależne od kandydatów, mogą przyjmować darowizny nieograniczonej wysokości. Widząc, że sztab wyborczy Harris bankrutuje, jeden z jej zamożnych zwolenników i dwaj dawni doradcy połączyli siły i założyli Super PAC pod nazwą People Standing Strong. Komitet zebrał 1,2 miliona dolarów.

Milion pochodził od Quinn Delaney, zamożnej propagatorki liberalizmu z Oakland, finansującej kandydatów i kampanie, które według niej przyczyniają się do postępu w likwidacji nierówności rasowych. Delaney i jej mąż, przedsiębiorca budowlany Wayne Jordan, należeli do najbardziej lojalnych sympatyków Harris. W polityce ogromne znaczenie ma wyczucie czasu. Christopher Cadelago z "Politico" 3 grudnia 2019 roku o godzinie 11.42 czasu wschodnioamerykańskiego poinformował, że super PAC wspierający Harris zaczął rezerwować czas antenowy w Iowa - i to wtedy gdy jej sztab wyborczy ledwie wiązał koniec z końcem i od września nie wyemitował ani jednego ogłoszenia wyborczego w tym stanie. Dan Newman i Brian Brokaw, konsultanci pracujący dla People Standing Strong, przelali 501 tysięcy dolarów stacjom telewizyjnym w Iowa, aby zaczęły nadawać ogłoszenie wyborcze promujące Harris, i przygotowywali się do wysłania kolejnych 500 tysięcy dolarów.

Miał to być największy zakup czasu antenowego na rzecz jakiegokolwiek kandydata, który nie był samofinansującym się miliarderem.

- Byliśmy jej jedyną szansą. Musieliśmy znaleźć się na antenie - powiedział Brokaw, który kierował kampanią Harris w 2010 roku, kiedy ubiegała się o fotel prokuratora stanowego.

Ogłoszenie niemal na pewno przyciągnęłoby uwagę wyborców i być może pomogłoby Harris wysunąć się na czoło stawki. Spot przedstawiał największe osiągnięcia kandydatki, urywki z przesłuchań sędziego Bretta Kavanaugha, prokuratora generalnego USA Williama Barra i jego poprzednika Jeffa Sessionsa, z jej popisowym wystąpieniem: "Zadaję panu bardzo proste pytanie. Tak czy nie?".

"Nie jestem w stanie tak szybko odpowiadać. Denerwuje mnie to" - nieporadnie bronił się Sessions w ogłoszeniu.

Głos narratora:

"Kamala Harris demaskuje republikanów. Wprawia ich w zdenerwowanie. I sprawia, że nie są w stanie bronić swoich kłamstw i korupcji. Zrobi to samo z Donaldem Trumpem. Kamala Harris, kandydatka demokratów, której Trump boi się najbardziej."

Cadelago 3 grudnia, trzy godziny i sześć minut po swym pierwszym sensacyjnym materiale, przekazuje kolejną bombę:

"Kamala Harris kończy kampanię prezydencką po miesiącach nieudanych prób podźwignięcia swej kandydatury z końca stawki - to przedwczesne odejście senator z Kalifornii, ogłoszonej niegdyś faworytką w wyścigu po nominację."

Brokaw i Newman osłupieli. Nie wierzyli własnym uszom. Nie mogła odejść, przynajmniej nie w tej chwili. Ale odchodziła. Brokaw zadzwonił do Delaney, by przekazać tę wiadomość, i obiecał spróbować odzyskać jej pieniądze. Udało mu się oddać większość. Harris zrezygnowała z wyścigu po naradzie ze swoim sztabem i uświadomiwszy sobie, że nie ma pieniędzy.

Wycofując się wcześniej, oszczędziła sobie wstydu wielkiej porażki podczas caucus w Iowa, i co ważniejsze, w swoim własnym stanie. Jej nazwisko nie miało pojawić się na kartach do głosowania w kalifornijskich prawyborach 3 marca. Może to i lepiej. Sondaże wskazywały, że przegrałaby w Kalifornii. Żenująca porażka sprowokowałaby pytania o jej potencjał jako kandydatki w kolejnych latach.

Wkrótce jednak pojawiła się inna szansa.

* Więcej o książce Dana Moraina "Kamala Harris. Pierwsza biografia" przeczytasz TUTAJ.

Okładka książki "Kamala Harris. Pierwsza biografia"
Okładka książki "Kamala Harris. Pierwsza biografia"materiały prasowe

Zobacz również:

"Tok Szoł": Kim jest współczesna biznesmenka?Superstacja
Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas