Lubię biesiady przy grillu
Piękna jurorka "Top Chefa" opowiada nam, jak spędza lato. Zdradza też, czym podejmuje gości w swoim ogrodzie.
Poznaliśmy ją, gdy została Miss Polonia. Była wtedy studentką, "dziewczyną z Klęczan", jak mówiła, podkreślając, że pochodzi z małej miejscowości. Tytuł otworzył jej wiele drzwi, a ona potrafiła wykorzystać szansę, pozostając wierna sobie. - Zawsze uwielbiałam jeść i gotować, wymyślać nowe przepisy - opowiada. Teraz prowadzi w telewizji programy kulinarne, produkuje je, jest też autorką książek o tej tematyce i jurorką popularnego show. Wciąż zajęta, latem znajduje jednak czas dla siebie i ukochanej córki Oli.
Jakie ma pani plany na wakacje?
- Zarezerwowałam miejsce w samolocie do Genewy, ponieważ planuję wejście na Mont Blanc. Ale biletu jeszcze nie kupiłam, bo czekam na informację od przewodnika, który jest na miejscu, czy będzie odpowiednia pogoda do wspinaczki.
Wybiera się pani w Alpy z córką?
- Nie, Mont Blanc to akurat trudniejsza góra, którą chcę pokonać "tylko" pod opieką dobrego przewodnika. Na takie szczyty jak Mont Blanc czy Elbrus na Kaukazie zdobyty przeze mnie w zeszłym roku powinno się wchodzić pod opieką ludzi, którzy się na tym znają. A ja kocham góry, ale nie uważam się za supereksperta w dziedzinie wspinaczki. Z Olą i jej przyjaciółką planujemy wakacje u moich przyjaciół, którzy mają dom nad ciepłym morzem. Spędzimy u nich dwa tygodnie, w zamian za szkolenia kulinarne: umówiliśmy się, że przez cały pobyt będę gotować razem z panią domu.
Podróże to czas kulinarnych inspiracji - przemierzając świat poznajemy smaki, zapachy, próbujemy nowych potraw. Przywiozła pani zza granicy taką, która na stałe się zadomowiła na pani stole?
- Wiele dań włoskich, a przede wszystkim pesto, które poznałam wędrując po Toskanii. Pesto zaczynam robić, kiedy tylko się ociepla, tak żeby zawsze stało w lodówce. To świetny patent! Nadaje się do chleba, sera, makaronu, na jego bazie można też zrobić szybki dip do sałatek. Przygotowuję klasyczne, z orzeszków pinii, bazylii, czosnku i oliwy z oliwek. Jedynie parmezan dodaję tuż przed podaniem, bo dosypany wcześniej powoduje, że pesto szybciej się psuje, bez sera zaś, przykryte oliwą, może spokojnie stać w słoiczku nawet dwa tygodnie. Tylko że w naszym domu nigdy tyle nie stoi, bo je zjadamy w tydzień. Do jego przyrządzenia wykorzystuję własną bazylię, tę najzwyklejszą, zieloną, którą hoduję w moim ogrodzie - rośnie mi na potęgę!
Co jeszcze rośnie w pani ogrodzie?
- Akurat wczoraj córka zerwała dla mnie koszyk czereśni z naszego jedynego drzewa owocowego, więc jutro pewnie zacznę robić kompoty i może jeszcze jakieś ciasto. Poza tym mam podstawowe warzywa i trochę owoców: rzodkiewkę, pietruszkę, wszystkie zioła, poziomki, truskawki, maliny, borówki. Ogórków nie posiałam, bo niestety trzeba je pryskać, ale pomidory się udają.
Sama pani dba o grządki, czy lepiej, żeby to robił kto inny?
- Sama, ponieważ ta praca mnie relaksuje. Najbardziej lubię podlewanie. Chodzę sobie z konewką albo włączam zraszanie, dotykam tych wszystkich roślin. To bardzo przyjemne.
Czym pani podejmuje latem swoich gości?
- Zwykle podaję chłodniki, zarówno te klasyczne na botwince, jak ogórkowe. Robię też zupy owocowe i pierogi z różnymi owocami, o które mnie najczęściej proszą znajomi. I słynę z komponowania sałat, które też u mnie rosną, zarówno te "zwykłe", jak i lodowa czy rukola. Kiedy jest ciepło, to na wieczornych spotkaniach w moim ogrodzie króluje zielenina. Bawię się tylko różnymi smakami dressingów. Sporo przepisów na nie podam w najnowszej książce, która traktować będzie właśnie o sałatach. Powinna się ukazać już na przełomie sierpnia i września.
Urządza pani przyjęcia przy grillu?
- Oczywiście! Uwielbiam wszystko, co się wiąże z biesiadowaniem na powietrzu, w gronie życzliwych ludzi. Bardzo też lubię dania z rusztu. Uważam, że jedzenie przygotowane na ogniu należy do najzdrowszych i najbardziej energetycznych. Ogień to przecież czysta energia, no i nadaje potrawom taki cudowny smak! Dlatego mam w ogrodzie dwa grille, których często używam. Piekę nie tylko karkówkę, lecz również wołowinę - świetna jest zwłaszcza wołowa polędwica i antrykot. Równie cudownie grillują się cukinia, bakłażan i kaszanka. Właśnie kaszanka w jabłku jest moim hitem grillowym. Wydrążam owoc, zrobiony z niego "koszyczek" wypełniam kaszanką, zamykam go "wieczkiem", czyli odciętym przed wydrążeniem kawałkiem jabłka i w tej postaci kładę na ruszt. Wychodzi super!
Zazdroszczę pani tego lata w ogrodzie. Kiedy powrót do pracy?
- Niestety, pracuję w wakacje. Już od połowy lipca nagrywam mój program "Ewa gotuje", który będzie emitowany we wrześniu. Każdy odcinek wymaga przecież zmontowania i udźwiękowienia, a na to trzeba trochę czasu. No i od końca lipca zaczynamy nagrywać III edycję "Top Chefa". Na wyjazd w góry wykroję tylko tydzień, a z córką jadę nad morze dopiero pod koniec sierpnia.
Program "Ewa gotuje" wciąż jest kręcony w pani domu?
- Tak, wnętrze, które oglądają telewidzowie, to naprawdę moja kuchnia, a za oknem widać mój ogródek, w którym dojrzewają pomidory.
Ta audycja powstaje już od ładnych paru lat. Ciekawe, jak to znosi pani czereśniowy parkiet, o którym z taką czułością wspominała pani w jednym z wywiadów... Nie zadeptali go członkowie ekipy telewizyjnej?
- (śmiech) Ten parkiet leżał w moim pierwszym mieszkaniu i rzeczywiście przed każdym nagraniem przykrywałam go wykładzinami. Serce mnie bolało, nie mówiąc o sercu mojego taty, który go osobiście zrobił. Ale od czterech lat mieszkam w domu, który remontowałam już wiedząc, co może zrobić 17-osobowa ekipa telewizyjna przemieszczająca się po kuchni. Dlatego położyłam w niej kamienną podłogę, która wytrzyma wszystko.
Rozmawiała: Ewa Japał-Pac