Maria Dębska: ciemna strona kieliszka

Praca przy filmie "Zabawa zabawa" była dla Marii Dębskiej okazją, by zgłębić problem kobiecego alkoholizmu. Aktorka mogła też przyjrzeć się środowisku alkoholików wysokofunkcjonujących, czyli ludzi, którzy mają pieniądze i możliwości, żeby ukryć swoje uzależnienie.

Maria Dębska i Marcin Bosak
Maria Dębska i Marcin BosakArtur Zawadzki/REPORTEREast News

Andrzej Grabarczuk, PAP Life: Spotykamy się w wyjątkowym dla ciebie momencie, bo w przeciągu dwóch tygodni miały premierę dwa filmy z twoim udziałem - "Pech to nie grzech" i "Zabawa zabawa". Czy czujesz się zakłopotana tym, że teraz tak dużo ciebie wszędzie?

Maria Dębska: Te filmy powstały w dużym odstępie czasu. To dystrybutor zdecydował, że jedna produkcja wejdzie zaraz po świętach, a druga teraz, po Nowym Roku. Cieszę się, że są to dwa bardzo różne od siebie obrazy, dwie zupełnie różne role.

Skupmy się na "Zabawie..." Przygotowując się do tej roli, chodziłaś na spotkania Anonimowych Alkoholików. Jak wyglądały one z twojej perspektywy?

- Chodziłam tam, rzadziej lub częściej, przez jakieś dwa miesiące. Od razu przyznałam, że jestem aktorką, nie chciałam ich oszukiwać. Myśleli, że kłamię: "Dobra, dobra... Każdy jest aktorem. Po prostu mamy problem". Dopiero po kilku spotkaniach uwierzyli, że ich nie wkręcam. Poznałam wielu ludzi, którzy byli w moim wieku i nie tylko. Kiedy pierwszy raz przeczytałam scenariusz, to sobie pomyślałam, że moja bohaterka jest chyba trochę za młoda, jak na alkoholiczkę. Już początkowy rekonesans i pierwszy miting AA pokazały mi, że jestem w błędzie.

Dlaczego twoja bohaterka - Magda zagląda do kieliszka?

- To było główne pytanie, które sobie zadałam. Myślę, że Magda nie daje sobie rady z ciśnieniem - chce być najlepsza w pracy i na studiach, nie dogaduje się z rodzicami, poza tym jest w środku bardzo samotna. W staraniach, żeby zdobyć szczyt, po prostu zapomina, gdzie jest, kim jest, jakie są jej potrzeby. Dopiero odwiedzając jakąś przypadkową psycholog, mówi o swoich uczuciach otwarcie. Ale powodu, z jakiego ktoś zagląda do kieliszka, często nie da się znaleźć, logika tu nie obowiązuje.

W jednym z wywiadów powiedziałaś coś szalenie ciekawego. Mianowicie, że kobiece picie jest inne od męskiego. Na czym polega ta różnica?

- Jest udowodnione, że kobiety łatwiej się upijają i szybciej się uzależniają. Rzadko mogą pić na równi z mężczyznami. Kobiety bardzo często piją w ukryciu, facet przesadzi z alkoholem, to jest ok, ale jeśli przydarzy się to dziewczynie, to jest to często piętnowane. Co więcej, od kobiety, która pije, mężczyzna dosyć szybko odchodzi. A przy pijącym mężczyźnie kobieta tkwi. Bardzo często tak bywa.

Czy w środowisku artystycznym, według twoich obserwacji, alkohol jest wciąż wszechobecny, jest sposobem na złagodzenie napięć?

- Tak sądziłam przed tym filmem. Ale teraz myślę, że branża, tak naprawdę nie ma znaczenia. My zajęliśmy się alkoholikami wysokofunkcjonującymi. Ta grupa to ludzie, którzy mają pieniądze i możliwości, żeby ukryć swoje uzależnienie.

- W szkole teatralnej imprez było sporo, jeden rocznik był spokojniejszy, drugi ostro się bawił. Nie ma reguły. Poznałam też środowisko muzyczne, bo grałam na fortepianie. To, co się dzieje na obozach muzycznych, kiedy ludzie wyjdą z sal, gdzie ćwiczą po siedem godzin dziennie i nagle spotykają się po 22... Alkohol leje się często strumieniami, picie pozwala odreagować. Bez względu na branżę, w Polsce spożywa się dużo mocnych trunków, trudno też odmówić napicia się, przecież to niekulturalne.

Na pewno łatwiej wybaczyć artystom zaglądanie do kieliszka. Alkohol dodaje ich wizerunkowi kolorytu, buduje ich legendę.

- Możliwe. Chociaż te legendy, które krążą, pochodzą z odległej przeszłości. Teraz my, aktorzy podpisujemy takie umowy, że gdyby ktoś pojawił się na planie mocno nietrzeźwy, to dostałby dużą karę. Ale na pewno zdarzają się takie sytuacje, kiedy konsekwencji nie ma. Myślę czasem, że łatwiej byłoby przyjść do biura "pod wpływem", niż na plan. Bo stajemy przed kamerą i nasze oczy zdradzają więcej.

Drugą kwestią, która działa destrukcyjnie na twoją bohaterkę, przewraca jej świat do góry nogami, jest gwałt. Domyślam się, że to musi być niezmiernie trudne zagrać w scenie gwałtu.

- Tę scenę graliśmy pierwszego dnia zdjęciowego. I to była pierwsza kręcona scena! Konfrontacja fizyczna potrafi skutecznie wydobyć z aktora odpowiednie emocje. Dzięki temu, że zaczęliśmy od tej ostrej sceny, łatwiej było mi wyobrazić sobie to, co przeżywała moja bohaterka na dalszym etapie filmu. Wraz z moim partnerem, Mateuszem Łasowskim, przećwiczyliśmy każdy ruch - tak jak na lekcji wf-u, by nikomu nic się nie stało.

Jak wyglądały na planie twoje relacje z reżyserką - twoją mamą?

- Pierwszy dzień wyznaczył to, jak będzie układała się nasza dalsza relacja. Uważam, że w tym filmie nie było łatwej sceny do zagrania i na rodzinne dygresje nie było w ogóle przestrzeni. Mama, znając mnie na wylot, bardzo mocno mnie punktowała, ale jestem jej za to wdzięczna.

Zwracałaś się do niej "mamo"?

- Chciałam do niej mówić po imieniu, ale to nie wyszło, więc mówiłam do niej mamo.

Czy u Dębskich była tradycja oglądania "Familiady" w niedzielne popołudnie, tak jak w rodzinie twojej bohaterki?

- (śmiech) Pamiętam, że mój dziadek oglądał "Familiadę". Myślę jednak, że u mnie w rodzinie dużo więcej się rozmawiało, niż u Magdy.

Kolejnym twoim filmem będzie "Jesienna dziewczyna", w którym mierzysz się z postacią Kaliny Jędrusik. Czy już go kręcicie?

- Na razie film jest na etapie przygotowań. Niestety nie mogę o tym więcej mówić, bo tak się umówiliśmy z reżyserką.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas