Michał Koterski: Miłość to ciężka praca
Bawił nas w "Tańcu z gwiazdami". Teraz opowiada , jak się podnosi po porażkach, jak wybaczał swoim rodzicom i dojrzewał do poważnego związku. Zdradził nawet, czy planuje wkrótce zostać tatą.
Iwona Zgliczyńska: Mogę cię spytać, czy jesteś teraz czysty?
Michał Koterski: - Możesz, ale ja na to pytanie nie odpowiem, bo to prywatna sprawa. Nie czuję się kompetentny, by wymądrzać się w temacie alkoholu i narkotyków. Od tego są specjaliści. Poza tym, ja czytając biografię Jimiego Hendrixa i Janis Joplin, nigdy nie zastanawiałem się, że byli narkomanami i dlatego wykitowali. Gdybym tu się zwierzył, to młodzi ludzie nie skupiliby się na tym, ile krzywdy i cierpienia spowodował nałóg, ale na tym, że im się udało i są znani.
Czytałam, że przeciętny alkoholik marnuje życie około siedmiu osobom.
- Nie słyszałem o takiej regule. Mój ojciec jest alkoholikiem niepijącym od lat i nie czuję, żeby mi spieprzył życie. Wszyscy mamy tendencję do obwiniania za swoje niepowodzenia rodziców. Mógłbym tu biadolić, że nie potrafię tańczyć, bo mnie tatuś nie brał na dancingi. Tylko po co?
Zmieniłeś podejście do rodziców?
- Kiedyś mi się wydawało, że oni od razu urodzili się "tatą i mamą". Co złego wydarzyło się w moim życiu, to była ich wina. Czułem, że powinni mi dawać, bo jestem ich synem i wszystko mi się należy. Ale ktoś mądry mi powiedział: "Wyobraź sobie, że twoi rodzice też kiedyś byli dziećmi, dorastali, mieli nieudane miłości, własne lęki...". Gdy uświadomiłem sobie, że oni przeżywali dokładnie to samo co ja, zacząłem na nich patrzeć jak na ludzi i powoli się wobec nich otwierać. Żyjąc przeszłością, blokujemy samych siebie. Wtedy nic nie robimy ze sobą, bo już mamy winnego.
Czy Kasia, twoja partnerka, cię zmieniła?
- Nie sądzę. Kobieta może być początkową motywacją dla mężczyzny do zmiany. Ale to jest motywacja bardzo krucha. Nie można robić wszystkiego dla kobiety, wisieć na niej. To byłby chory związek. Wyobraź sobie, że zmieniasz się dla kogoś, a potem się rozstajecie. To co, wracasz do starych nawyków?
A drobne rzeczy, kompromisy?
- Gdy Kasia narzeka, że rozrzucam skarpety, to najpierw myślę: "A co ona mi tu będzie mówić, przecież jestem u siebie!". Ale zaraz potem przychodzi refleksja, że chcę to zrobić dla niej, bo będzie jej miło. I tak jest ze wszystkimi małymi i dużymi rzeczami. Ważne, że wychodzimy sobie na przeciw.
Zmieniłbyś coś w swoim życiu?
- Mam poczucie, że ktoś tam na górze mnie kocha i jest dla mnie tak dobry, że kładzie na mnie tyle, ile mogę udźwignąć. I daje mi tyle szczęścia, bym nie zwariował i nie przerzucił się na tamten świat. Przyznam, że był moment, że wydawało mi się, że to mój absolutny koniec. Ale wtedy ojciec mi powiedział: "Michał, kryzys to jest najlepsze, co mogłeś dostać. Będziesz mógł z tego czerpać. Prawdziwego faceta poznasz po tym, jak się podnosi, a nie jak upada".
Jak się podnosiłeś?
- Powoli. Czułem, że to jest szansa na rozwój. Właśnie dlatego, że moje życie nie było idealne.
Ciężko ci zrozumieć kobiety?
- Tak samo jak kobietom ciężko jest zrozumieć mnie.
Twój przyjaciel Mateusz Banasiuk powiedział, że kobiety oczekują, byście czytali w myślach.
- Z drugiej stromy ja też czasem oczekuję, by moja kobieta rozumiała mnie bez słów. Gdy się pokłócimy, to mówię: "Przecież mnie znasz, dlaczego więc tak zrobiłaś?" A ona patrzy zdziwiona, jakby UFO przyleciało. Moim zdaniem najważniejsze jest pokrewieństwo dusz. Spotykasz się z kimś i natychmiast masz poczucie, że znasz się z nim od dawna. A potem, podczas życia razem i różnych przeciwności losu dowiadujesz się, czy możesz na tę kobietę liczyć, czy zawsze będzie stała za tobą murem. Oczywiście można do domu przyprowadzić lalkę barbie, żeby pachniała i bawiła się swoim wdziękiem. Ale to za mało na przyjaciela w podróży. Zresztą każda barbie z czasem traci blask
Jakie kobiety ci się podobają?
- Nigdy nie byłem typem żigolo, raczej romantyka, który szuka wielkiej miłości, bo obiecano mu ją w literaturze. Wydawało mi się, że taka miłość uleczy moje cierpienia. Okazało się to największym kłamstwem. Potem dopiero dowiedziałem się, że miłość to ciężka praca i dbanie o drugą osobę. Nie wystarczy się zakochać i liczyć, że to wszystko rozwiąże. Trzeba wyjść miłości naprzeciw.
Co dla ciebie jest ważne w związku?
- Aby nie zabić się nadmiernymi oczekiwaniami i dużo rozmawiać. Dlatego postanowiliśmy, że nie będziemy mieć telewizora. Kiedy wracam po pracy, czasem nie mam ochoty zamienić z moją kobietą zdania, ale to nie znaczy, że jej nie kocham. W końcu zmuszamy się do rozmowy i zaraz okazuje się, że to nas wciąga. Tak samo jest z dziećmi. Łatwo im włączyć kanał z bajkami, co robią papkę z mózgu. A tak trzeba się zmusić do zabaw w konika czy barbie i poświęcić swój czas.
Chciałbyś mieć swojego potomka?
- Trudne pytanie. Chciałbym, ale się boję! Moja dziewczyna ma córkę i razem ją wychowujemy. Nie widzę w tym problemu. Ale w kwestii posiadania swojego dziecka to trochę liczę na los. Nie chciałbym pewnego wieczoru usiąść i musieć planować.
Jakaś mała stabilizacja się tu szykuje...
- Nie mam umiejętności gromadzenia pieniędzy. Czasami myślę: "A może powinienem się ustatkować? Przestać ciągle wynajmować, wziąć mieszkanie na kredyt...". Ale każdy ma swój rytm.
Przecież ty już nie jesteś singlem.
- Nie wolno wzajemnie się zagarniać, chcieć na siłę zmieniać. Trzeba iść obok siebie, ale w jednym kierunku.
Nie boisz się, że stabilne życie ci się znudzi?
- Jeśli myślałbym o tym, co będzie, to pewnie umarł bym ze strachu. Jestem człowiekiem, który za dużo myśląc, popada w histerię i pogłębia swoje lęki. Staram się skupić na momencie, nie na całym życiu. Problemy dnia dzisiejszego są dla mnie do udźwignięcia. Wizja całego życia mnie przeraża.