Nie ma mocnych

Piękność adorowana przez mężczyzn, wielka gwiazda. A potem przez chwilę samotna matka, bez domu i bez pracy. Anna Dymna wie jak nikt, że w życiu nic nie jest dane raz na zawsze. Dziś pomaga, bo wierzy, że świat można zmienić.

Piękność adorowana przez mężczyzn, wielka gwiazda / fot. A. Szilagyi
Piękność adorowana przez mężczyzn, wielka gwiazda / fot. A. SzilagyiMWMedia

Gdy wychodzi z krakowskiej kawiarenki na Rynku i zaczepiają ją okoliczni pijaczkowie, daje im drobniaki, cukierki, ale najczęściej na chwilkę przystanie i porozmawia. Bo wierzy, że dla nich liczy się dobre słowo. Jest też przekonana, że nie ma ludzi w stu procentach złych. Takiego podejścia do życia nauczyła ją matka (mówi o niej "kobieta anioł") i pierwszy mąż. Niezapomniany Wiesław Dymny.

Starszego o 15 lat Dymnego poznała na planie filmu "Pięć i pół bladego Józka". Pierwsze spotkanie było nieudane. Anna zwróciła mu uwagę, że hałasuje, a on wtargnął do jej pokoju z kolegą i zaproponował: "Może wódeczki się napijesz?". Uderzyła go w twarz, rozpłakała się, spakowała walizki i wyjechała. Miała zaledwie 20 lat... Los chciał, że spotkali się znowu. Gdy poznała go lepiej, oczarował ją wrażliwością. Do dziś pamięta, kiedy pierwszy raz wziął ją za rękę. Jechali busem. Ona była skostniała z zimna, a Dymny miał w kieszeni... kamień i ogrzewał go dla niej w rękach. Mówił: "Ogrzej się moim ciepłem". Gdy kamień stygł, on znowu brał go do rąk i podawał Annie. Aż ktoś powiedział: "Weź tę dziewczynę w końcu za rękę, bo nam zamarznie na śmierć".

Tak właśnie zaczęła się ich miłość. To był szczęśliwy, choć trudny czas, bo przecież nie jest tajemnicą, że Dymny był alkoholikiem. Aktorka wspomina, że przede wszystkim był najbardziej wolnym i dzikim człowiekiem, jakiego w życiu znała. "Przypominał żywioły. Kojarzył mi się z ogniem i z górskim strumieniem. Nigdy nie umiał niczego kalkulować, reagował wprost i zawsze był uczciwy aż do bólu" - opowiada.

Dymnemu zawdzięcza to, że pozostała sobą. Młodej dziewczynie woda sodowa mogła uderzyć do głowy. Zjawiskowo piękną aktorkę zapraszano na wytworne bankiety, na co dzień zaś mężczyźni zaczepiali ją na ulicy i... przepuszczali w kolejce po jajka czy mięso. Jej uroda dziewczynki, buzia niewinnego dziecka, lekko skośne oczy niejednemu zawróciły w głowie. A Dymny potrafił powiedzieć jej, że owszem, jest piękna, ale powinna też być normalna.

Kiedy snuła plany, że jak zostanie gwiazdą, nie będzie gotować, tylko jadać w restauracjach, zwyczajnie krzyczał na nią. Aktorce do dziś pozostał dystans do swojej urody i do zawodu aktorki. Gdy dziś podchodzą do niej siwi panowie i mówią: "Boże święty, jak ja się kiedyś w pani kochałem... Tyle nocy nie przespałem, marząc, by chociaż panią dotknąć" - ona odpowiada: "To czemu pan nie przyszedł i nie powiedział mi tego trzydzieści lat temu? Może coś by z tego było".

Miała 27 lat, gdy Wiesława Dymnego znaleziono w mieszkaniu martwego. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną śmierci jej męża. Przeżyła wielką tragedię, ale to, niestety, nie był koniec. Spaliło się też jej krakowskie mieszkanie. Wpadła w depresję. Nie chciała wrócić do rodziców, wynajęła pokój w akademiku. Któregoś dnia, jadąc na plan filmowy, miała groźny wypadek samochodowy (potem przeżyła jeszcze trzy). Była sparaliżowana, a połamane żebra poprzebijały jej płuca. Po rehabilitacji mogła wrócić do zawodu, ale nie dostawała żadnych ról, bo w środowisku filmowym krążyła plotka, że jest zeszpecona. Wtedy zrozumiała, że choć jej praca jest fascynującą przygodą, szczęścia jej nie da.

W wieku 34 lat zdecydowała się na urodzenie dziecka. I, niestety, szybko została samotną matką. Sama podjęła decyzję o rozstaniu z ojcem Michała. Szczęście znalazła dopiero u boku trzeciego męża Krzysztofa Orzechowskiego, dyrektora teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Teraz szczęście daje Annie Dymnej przede wszystkim pomaganie niepełnosprawnym i potrzebującym. Od września 2003 roku jest prezesem Fundacji "Mimo wszystko." "Ona ma moją twarz, moje serce, moją duszę i za wszelkie jej działania jestem całkowicie odpowiedzialna" - mówi. Ludzie jej ufają, bo Dymna to marka. Dla niej popularne imienniczki od lat organizują galę charytatywną "Anny dla Anny Dymnej". Samusionek, Guzik, Popek, Dereszowska, Czartoryska...

to już poważna ekipa.

13 grudnia będą wspomagać licytację na rzecz podopiecznych Dymnej. A SHOW ma zaszczyt być patronem tej gali.

Iwona Zgliczyńska

Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej o Annie Dymnej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 6 grudnia.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas