Nie ma prawdziwej miłości bez zazdrości
Urodą i wdziękiem zachwyca miliony Polaków. Utalentowana piosenkarka, tancerka i aktorka. Prywatnie... mama.
No i jednak poradziła pani sobie w "Tańcu z gwiazdami"...
Natasza Urbańska: - Trochę wzorowałam się na Kasi Skrzyneckiej. Uważam, że była dobrą prowadzącą. To ciepła i naprawdę pomocna osoba. Sama tego doświadczyłam przy okazji mojego występu w 10. edycji.
Teraz za to doświadcza pani uszczypliwych uwag współprowadzącego.
- (śmiech). Oboje mamy do tego zdrowy dystans. Piotr już na początku powiedział mi: Natasza nie przejmuj się.
I nie przejmuje się pani?
- Jeszcze trochę uczę się wyluzowania.
Prowadzenie tego programu to tak naprawdę pani kolejna rola - obok ról piosenkarki, tancerki, matki i żony. Która z nich jest najtrudniejsza?
- Oczywiście bycie mamą. Pogodzić wszystkie obowiązki i jeszcze znaleźć dla córki tyle czasu, ile bym chciała, czyli przynajmniej pół dnia... to niełatwe. Dlatego "nie bywam". Rezygnuję nawet z udziału w serialach, które by mnie zamykały na cały dzień w studiu filmowym.Dzięki temu mam czas dla córeczki. Niedawno na przykład mieliśmy pierwszy dzień w przedszkolu.
Płakała?
- Skąd! Dzień wcześniej razem obejrzałyśmy to miejsce. I następnego dnia, gdy inne dzieci trzymały się kurczowo mam i płakały, ona biegła przed siebie z okrzykiem: Przedszkole, przedszkole! Tak się cieszyła. Bo była na to przygotowywana.
Kiedy jest ten czas, który należy tylko do was? Który rozwija relacje mama-córka?
- Gdy czytamy przed snem bajki. Nawet jak jestem na ostatnich nogach, otwieram książkę i nagle pojawia się energia, nawet nie wiem skąd. Ulubiona bajka Kalinki to "Królewna Śnieżka". Ona zna ją już na pamięć i jak ja jej nie opowiadam, to ona ją opowiada mnie. I wtedy to jest naprawdę piękna historia. Dzieci opowiadają najpiękniej.
Będziecie z mężem bronić córki przed show-biznesem?
- Nie ma jej przed czym bronić. Jeżeli trafi na takich wspaniałych współpracowników, mistrzów i artystów, na jakich ja trafiłam, to piękna droga przed nią. Ważne jest jeszcze, aby miała przy sobie kogoś, kto będzie ją wspierał. Bo świat show-biznesu bywa okrutny.
Pani ma przyjaciela i męża w jednej osobie.
- Tak. Ja mam to szczęście.
Proszę zdradzić na czym polega sukces waszego tandemu?
- Miłość i wspólne cele, w których się realizujemy i nawzajem wspieramy. Jesteśmy natchnieniem jedno dla drugiego.
Piękna i bestia?
- Na nieskromne pytanie odpowiem nieskromnie: piękna i piękny.
Wydało się! To nie mąż o panią, ale pani o męża jest zazdrosna!?
- Ufamy sobie nawzajem.
Ale gdy podpadnie, to... awantura w stylu włoskim?
- W sensie, że talerze latają po kuchni (śmiech)? Nie. Ja jestem subtelna jeżeli o to chodzi.
Jedynie uszczypliwe uwagi?
- Nie będę zdradzała tajemnic domowego ogniska. Ale rzeczywiście jesteśmy o siebie zazdrośni. Pilnujemy siebie nawzajem, nie spuszczamy z oka (śmiech)... I niech tak pozostanie, bo bez zazdrości, mam wrażenie, nie ma miłości.
Łączy was też fascynacja życiem na wsi i uprawą ziemi...
- O tak. Ostatnio zebraliśmy żyto. Będzie z niego mąka na chleb i pokarm dla kur. Starczy na całą zimę.
Będziecie piekli chleb?
- Tak. Mamy taki stary piec i Janusz mówi, że się nadaje, ale ja myślę, że kupię maszynkę do pieczenia. Będzie szybciej, bo zanim ten piec się rozgrzeje... (śmiech).
A co z karierą? Niedawno była pani w Stanach Zjednoczonych, nawiązała kontakty z tamtejszymi producentami. Coś się szykuje?
- To zależy od tamtej strony.
A gdyby padła poważna propozycja? Przeniosłaby się pani do Ameryki?
-
Lepsza niż te, które dostaję tutaj w Polsce? Czemu nie. Pakujemy się z Januszem i Kalinką i jedziemy.
A co na to mąż?
- Janusz powiedział, że jest na coś takiego otwarty.
Pozazdrościć odwagi. Ale jak ma się swój dwór, swojego księcia i swoją małą księżniczkę to można podbijać świat. Czegoś jeszcze pani sobie życzy?
- Zdrowia dla całej rodziny, tego nigdy za dużo.
Michał Wichowski