Piękna bestia

Anja Garbarek to już nie tylko córka Jana Garbarka, słynnego norweskiego saksofonisty. To artystka z krwi i kości, ceniona na świecie autorka intrygującej, ale i pełnej uroku, ambitnej muzyki pop, stawianej tuż obok dokonań takich pań jak Kate Bush, Stina Nordenstam, Björk czy Laurie Anderson.

fot./ Andrzej Szilagyi
fot./ Andrzej SzilagyiMWMedia

Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, iż Anja wysyła do mnie sygnały, by odbyć ze mną poniższą rozmowę (a może to było na odwrót?). I że tak słodko i często się śmieje.

Machina: Swoje kolejne płyty nagrywasz rzadko - co cztery, nawet pięć lat. Choć zostałaś mamą, znalazłaś czas i energię, by napisać muzykę do nowego krążka "Briefly Shaking" oraz skomponować premierowe utwory na potrzeby nowego filmu Luca Bessona. Album i soundtrack pojawiły się w zaledwie miesięcznym odstępie.

Anja Garbarek: Sama nie wiem, jak tego dokonałam. Rzeczywiście, kolejne płyty nagrywam dość rzadko, jednak w przypadku filmu sprawa była nieco prostsza. Luc Besson pragnął wykorzystać istniejące już nagrania ze "Smiling & Waving", najnowszego albumu "Briefly Shaking" (z niego pochodzi singlowe "Can I Keep Him" - przyp. red.), a nawet krążka "Baloon Mood" sprzed 10 lat. Dodatkowo, z myślą o filmie, musiałam napisać około 20 minut zupełnie nowej muzyki. To wszystko udało mi się zrealizować wyłącznie dzięki wsparciu i pomocy otaczających mnie osób - mojego męża, który jest inżynierem dźwięku, oraz moich rodziców, którzy mieszkają piętro wyżej, tuż nade mną. Co więcej, w domu mamy własne studio nagraniowe, więc warunki do pracy mam fantastyczne.

W jaki sposób doszło do współpracy z Bessonem?

Luc po raz pierwszy skontaktował się ze mną cztery i pół roku temu. Powiedział, że uwielbia moją muzykę, chciałby się spotkać, pogadać. Zapytał, czy byłabym w stanie napisać coś specjalnie do filmu, a ja na to: "Oczywiście"! Następne lata upłynęły w zupełnej ciszy z jego strony. Myślałam już, że nigdy więcej się nie odezwie.

A jednak! Zadzwonił po trzech latach i zapytał, czy mogłabym przyjechać do Paryża i przeczytać scenariusz. Na spotkaniu wyznał, iż moja muzyka bardzo go poruszyła. Zainspirowała i sprawiła, iż znów zapragnął tworzyć w sposób pełen pasji i prosto z serca. To były dla mnie niesamowite słowa.

Czy ograniczenie konkretną filmową historią, specyficznym klimatem filmu czy też jego poszczególnymi scenami okazało się dla Ciebie problemem przy pisaniu muzyki?

Przede wszystkim zdecydowałam się podjąć owego zadania, gdyż Besson nie oczekiwał ode mnie niczego więcej niż mnie samej - mojego specyficznego stylu, wrażliwości i brzmienia, które dalekie jest od klasycznej filmowej kompozycji. Było to tym łatwiejsze, że Besson dokładnie wyjaśnił mi, dlaczego wcześniej wybrał takie, a nie inne utwory z moich starszych płyt i umieścił w takim, a nie innym kontekście w filmie. Zresztą sama nie gram na żadnym instrumencie, więc gdy komponuję, robię to w sposób wizualny. Najpierw układam w głowie obrazy, historie, dopiero później tworzę do nich ścieżkę dźwiękową.

Rozmawiał: Marcin Hubert

Przeczytaj też tekst "Machina" w ruchu

Więcej w nowym numerze magazynu

Machina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas