Wyhaftuję wam każde marzenie...
Dzieci, które zasypiają pod kołderkami haftowanymi przez Sylwię, mają bajeczne sny. Łatwiej znoszą ciężką chorobę, bolesne zabiegi, zastrzyki... A ona czuje, że robi coś naprawdę dobrego. To zajęcie pomogło jej uwierzyć w siebie.
Ma 25 lat, urodziła się i mieszka w Mszczonowie, małej miejscowości niedaleko Warszawy. - Myślałam o wolontariacie w szpitalu albo w domu dziecka. Tylko że ja mam oczy w mokrym miejscu i wiem, że nie wytrzymałabym spotkania twarzą w twarz z cierpieniem maluchów. Mój płacz zamiast pomóc, jeszcze by im zaszkodził.
Kiedy dowiedziałam się o "Kołderce za jeden uśmiech", wiedziałam, że to coś dla mnie! Już nie wyszywałabym tylko dla przyjemności, ale z pożytkiem dla innych...
O projekcie Sylwia przeczytała w internecie (www.kolderki.org). Cztery lata temu pomysł obdarowywania ciężko chorych dzieci bajkową, ręcznie haftowaną pościelą przywędrował do Polski.
Dziś to poważna akcja, w którą zaangażowane jest kilkaset kobiet. Może wziąć w niej udział każdy, kto potrafi szyć albo wyszywać.
Część pań haftuje ściegiem krzyżykowym obrazki na kwadratach z materiału, inne zszywają z tych kwadratów patchworkową kołderkę. Każda z nich jest inna, na każdej jest postać z ulubionej bajki, ukochane zwierzątko czy zabawka - zgodnie z życzeniem małego pacjenta.
Wieści rozchodzą się najczęściej pocztą pantoflową. Bo wystarczy, że na oddziale przewlekle chorych maluchów pojawi się jedna kołderka, by o takim wspaniałym upominku marzyła już cała grupa. Z psem Pluto, z rudym kotem albo z lalką Barbie.
O kołderkę najczęściej proszą rodzice w mailach lub listach. Opisują swoje dziecko - jego charakter, zainteresowania, ukochaną bajkę.
I chorobę, z którą się zmaga, często od urodzenia.
- Miękka, wesoła kołderka potrafi być prawdziwą pocieszycielką w przerażającym świecie kroplówek, bolesnych zastrzyków, zabiegów, długiej rehabilitacji - mówi Sylwia. - Dzieci zabierają ją ze sobą do szpitalnych łóżeczek czy sanatoriów - dodaje.
Bywa też, że przychodzą inne listy - takie, których nikt nigdy nie chciałyby przeczytać. Rodzice, którzy zaledwie kilka miesięcy wcześniej prosili o kołderkę dla synka czy córeczki, piszą, że towarzyszyła im do samego końca, w domu lub w hospicjum.
Zdarza się też, że postanawiają dziecko z ukochaną kołderką pochować. Do Sylwii dociera wtedy, że jej haftowanie to nie jest zabawa, tylko coś dużo ważniejszego.
Czas poszukiwań
Zanim Sylwia zaczęła wyszywać magiczne kołderki, przez długi czas nie potrafiła znaleźć swojej drogi. Nie była pewna, czym chce się w życiu zajmować. Był czas, że pochłaniała książki jedna za drugą. Poszła więc do studium bibliotekoznawczego.
Potem odkryła w sobie zdolności artystyczne, więc wybrała się na kursy - florystyczny i stylizacji paznokci. Ale mimo że lubiła układać bukiety, a manikiur zrobiła wielu koleżankom, nie czuła się spełniona.
Musiała jednak zacząć zarabiać, a ze zdobyciem pracy w małym miasteczku wcale nie jest łatwo. Mama pracowała na poczcie, więc Sylwia poszła jej śladem. Ciągle te same papierki, pieczątki, znaczki.
- Wiedziałam, że to też nie jest zajęcie dla mnie - przyznaje. Aż do czasu, gdy na wystawie w księgarni zobaczyła album "Haft wełną". - Zaciekawił mnie, kupiłam go bez namysłu. Podręcznik był napisany jasno i zrozumiale. Po powrocie do domu zasiadłam z muliną i dużą igłą w ręku.
Spróbowałam i... nie wyszło źle! - wspomina. Zaczynała od najprostszych wzorów: kółka, kwiatki. Coraz pewniej prowadziła igłę, coraz odważniej wybierała kolory muliny. W poszukiwaniu kolejnych wzorów i technik hafciarskich, zaczęła przeszukiwać internet. I tak trafiła na stronę "kołderki".
- Od tamtej chwili już wiedziałam, na co spożytkuję nowo nabyte umiejętności - wspomina Sylwia.
Pierwszy obrazek na kołderkę wyhaftowała dla Moniki. Dziewczynka ma sześć lat. Od urodzenia jest pacjentem szpitali i poradni zdrowia. Cierpi na porażenie mózgowe, ma wadę serca i wzroku. Uwielbia bajkę o Kubusiu Puchatku, więc to on pojawił się na obrazku. Nie ma mowy, by zasnęła pod inną kołderką.
Radości i smutki
Nowe hobby tak pochłonęło Sylwię, że zrezygnowała z pracy na poczcie. Haftowanie szło jej coraz lepiej. Zaczęła obdarowywać rodzinę i znajomych wyszywanymi obrazkami do powieszenia na ścianie.
Wciąż przychodziły jej do głowy nowe wzory, motywy, nie bała się trudniejszych pomysłów. Jak ten, by wyhaftować krzyżykiem pełną spokoju i siły twarz Jana Pawła II. Do dzisiaj obraz stoi na półce w domu rodzinnym Sylwii, gdzie mieszka z rodzicami, dwiema siostrami i bratem.
Ale najwięcej satysfakcji sprawiało jej zawsze wyszywanie kwadracików na kołderki. Choć nigdy nie poznała żadnego dziecka, dla których to robi, wie, kto dostanie Kaczora Donalda, a kto księżniczkę w różowej karocy.
- Rodzice przysyłają mailem zdjęcia dzieci, patrzę na nie, pracując - opowiada. - Radość miesza się z smutkiem, bo ciężko mieć świadomość, że cierpią. Te dzieciaki są bardzo dzielne, cieszę się, że chociaż trochę mogę im pomóc. A największą nagrodą jest fotografia roześmianego malca z moją kołderką.
Trzyletni Alan uśmiecha się od ucha do ucha. Nie widać po nim cierpienia, choć urodził się z rozszczepem kręgosłupa, wodogłowiem, wadą serca.
Alan ma też swoją wielką miłość: ciężarowe auta i traktory. Więc na zdjęciu ściska kołderkę z kolorowym traktorem na olbrzymich kołach.
Skok na głęboką wodę
Sylwia uwierzyła w swój talent i możliwości. Zaczęła marzyć o własnej galerii internetowej.
- Mieszkam na uboczu. Z dala od miasta, od głównej ulicy, więc to jedyna okazja, bym wyszła z moimi pracami do ludzi - opowiada.
Do pomysłu podeszła poważnie i rozsądnie: na początek zapisała się na kurs e-handlowiec, który miał jej pomóc w organizacji przedsięwzięcia.
Całe lato wyszywała na łące za domem. Z koszem muliny we wszystkich możliwych kolorach tworzyła swoje małe arcydzieła.
Tam wyhaftowała między innymi kwadraciki, z których potem powstała kołderka dla Szymona.
Na jednym imię chłopca, na drugim - uśmiechnięty lisek. Imię na niebiesko, w otoczeniu kolorowych baloników. A lisek na pomarańczowo, bo Szymek ma bardzo słaby wzrok i najlepiej widzi kontrastowe barwy.
Chłopiec ma 10 lat. Przeszedł zapalenie opon mózgowych, jest niepełnosprawny. Mama chłopca napisała w liście do "kołderkowych cioć", że jej syn jest pieszczochem. Uwielbia się przytulać. I że kołderka będzie z nim wszędzie tam, gdzie chwilowo mama nie będzie mogła mu towarzyszyć. Pościelową przytulankę dostał też również brat Szymona, Konrad.
- Taki mamy zwyczaj - wyjaśnia Sylwia. - Aby rodzeństwu chorych dzieci nie było smutno, przygotowujemy także dla nich bajkowe poduszki.
W ciągu zaledwie kilku miesięcy Sylwia nauczyła się nie tylko haftować różnymi technikami, ale i szyć. Równiutkie ściegi, wzory jak z szablonu. - Postanowiłam pójść za ciosem - mówi. - Zapisałam się do studium reklamy i multimediów w Łodzi. Oczywiście wszystko z myślą o mojej internetowej galerii. Miałam na nią coraz większy apetyt. I coraz więcej nadziei, że uda mi się ją stworzyć. Do szczęścia brakowało już tylko gotówki na zakup niezbędnych materiałów.
Latem w "Świecie Kobiety" znalazła zaproszenie do udziału w konkursie "Pasje kobiet". Spontanicznie usiadła przy biurku i napisała list. O "Kołderce za jeden uśmiech", która dla niej okazała się odkryciem, drogą do spełnienia. Wysłała list i... zupełnie o tym zapomniała. Jesień zaczęła się dla niej pracowicie zajęciami w łódzkim studium. Wracała bardzo zmęczona, ale czekały na nią zamówienia na kolejne kwadraciki. A to oznaczało, że jakieś chore dziecko czeka na swoją kołderkę. Zabierała się do pracy ze zdwojoną energią.
Pewnego dnia, którego Sylwia długo nie zapomni, w domu czekała na nią wiadomość: zdobyła główną nagrodę w konkursie w kategorii "Pasje serca" - 10 tysięcy złotych!
W Artystycznym Raju
Rok zakończył się dla Sylwii bardzo smutno: dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia nagle umarła jej ukochana babcia. Nie zdążyły się pożegnać. - Straciłam ochotę nawet na haftowanie - przyznaje. - Ale wiedziałam, że przecież muszę wyszyć obrazek na kołderkę dla Magdy. Obiecałam.
Madzia, siedmiolatka, ma krótkie włosy i duże zielone oczy. Przyszła na świat ciężko chora i rozwija się gorzej niż rówieśnicy. Uwielbia zwierzątka z bajek Disneya, więc na jej kołderce pojawił się Król Lew.
Sylwia wzięła się w garść. Równo miesiąc po śmierci babci ruszyła oficjalnie jej wymarzona firma: internetowa galeria Artystyczny Raj.
- Skupiam się przede wszystkim na szyciu, hafcie kołderek, poduszek i makatek, bo to lubię najbardziej. Chyba jakieś dobre duchy nade mną czuwają. Zrealizowałam kilka dużych zamówień, zarobiłam pierwsze pieniądze.
Szefowa Artystycznego Raju stopniowo odkrywa w sobie żyłkę do biznesu. - Zamierzam połączyć twórcze siły z moim tatą, który robi drewniane meble. Artystyczne zacięcie mam właśnie po nim - opowiada. - Meble dla mojej galerii tata ozdobi ręcznie: techniką decoupage, poprzez naklejanie różnych wzorków - zdradza Sylwia.
Za nagrodę zdobytą w konkursie nie kupiła nic dla siebie. - Weszłam do pasmanterii i po prostu zaszalałam! Wyniosłam z niej górę materiałów, nici, muliny, włóczek i wstążek... - opowiada. Resztę wydała na olbrzymi stos drewna, z którego powstaną meble.
Na brak pracy w Artystycznym Raju nie narzeka, ale wiosną chce zrealizować kolejne marzenie: skończyć kurs patchworku.
- Mam mnóstwo pomysłów! - przyznaje. - Na szczęście nazwa mojej firmy jest pojemna i pomieści wszystkie.
Sylwia nie przestała wyszywać obrazków dla chorych dzieciaków. - Na to zawsze znajdę czas - dodaje z uśmiechem.
- To dzięki kołderkom wszystko w moim życiu nabrało sensu i zaczęło się układać tak, jak to sobie wymarzyłam.
Magdalena Kuszewska