Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie?
Co dzieje się w związku, do którego wkracza "ten trzeci"? Rodzi się ekscytacja, poczucie winy i potrzeba odpowiedzi na ważne pytania - mówi seksuolog Anna Golan.
Malwina Pająk: Kiedy kobieta twierdzi, że kocha dwóch mężczyzn jednocześnie, możemy w ogóle mówić o miłości?
Anna Golan: - By mieć pewność, że nie mylimy samego pożądania lub przywiązania z miłością, musielibyśmy na początek spróbować zdefiniować, czym ta miłość jest.
Mało romantyczne podejście.
- A jednak potrzebne. Ludzie w różnych sytuacjach mówią o miłości, dlatego warto mieć pewność, że rozmawiamy o tym samym. Wyróżniamy trzy podstawowe składniki dojrzałego uczucia. Są to namiętność, intymność oraz zaangażowanie w relację z partnerem. Zaangażowanie sprawia, że dążymy do tego, by zakochanie rozwinęło się w stały związek. Motywuje nas do pokonywania trudności i potencjalnych przeszkód. Oznacza świadome i dobrowolne zobowiązanie inwestowania czasu, działań, uczuć i wysiłku w relację z jedną osobą. Dzięki wzajemnemu zaangażowaniu partnerzy obdarzają się coraz większym zaufaniem, wypracowują własny język intymny oraz drobne rytuały. Rosnące poczucie stałości i bezpieczeństwa sprawia, że łatwiej mówić o dostrzeganych u partnera wadach, wzajemnych oczekiwaniach, a to przekłada się na jakość związku. Tak właśnie rozwija się intymność.
A co z namiętnością?
- Jej również nie może zabraknąć w związku, bo inaczej byłby on tylko wymianą usług, rodzajem kontraktu. Namiętność wprowadza silne, często sprzeczne emocje takie jak ból, euforię, tęsknotę, pożądanie, a wraz z nim zazdrość.
Skoro kobieta angażuje się w równoległą relację z drugim mężczyzną, to znak, że w jej pierwszym związku zabrakło któregoś z trzech elementów?
- Kobiety zaangażowane w dwa związki w tym samym czasie podkreślają, że obaj partnerzy zaspokajają inne potrzeby. Postrzegani są przez nią jako swoje przeciwieństwa. W jednej relacji dominuje przyjaźń oraz poczucie bezpieczeństwa, druga dostarcza ekscytacji, zaspokaja potrzebę bycia pożądaną. Oczywiście, bywa i tak, że kobieta deklaruje się jako osoba poliamoryczna, czyli taka, która nie uznaje wyłączności seksualnej. Wtedy obie relacje są jawne i akceptowane przez zaangażowane osoby. Dla niektórych kobiet dwa związki jednocześnie to etap przejściowy przed ostatecznym zakończeniem małżeństwa.
Czy zawsze są to różne rodzaje relacji? Na przykład z jednym partnerem łączy kobietę przyjaźń i wspólnie przeżyte lata, a z innym seks, pożądanie, namiętność?
- Rzeczywiście, małżonkowie stale przebywający ze sobą, na przykład wspólnie pracujący, często zaczynają czuć się jak rodzeństwo. Zlanie się w jedno, przez terapeutów małżeńskich nazywane fuzją, prowadzi do zaniku pożądania, ale i ogromnego lęku przed rozstaniem. U niektórych osób obrączka na palcu może wywoływać wrażenie uwięzienia, lęk przed utratą swojej tożsamości i wreszcie poczucie, że znajomość przestała być sexy. Receptą na wzajemną atrakcyjność nie musi być romans, ale odrębność, rozwój własnej osobowości oraz chwile spędzane oddzielnie. Pożądanie wymaga przecież wrażenia nieuchwytności drugiej osoby.
- Ślub nie oznacza mety, zakończenia pracy nad relacją. Małżeństwo powinno godzić sprzeczności, dawać poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie poszukiwać nowości, ryzyka, inspiracji. Według Ester Pearl, psychoterapeutki par z New York Medical Center, utrzymanie tajemniczości, do której mąż czy żona nie mają dostępu, jest kluczem do podsycania pożądania. Romans bywa często pójściem na łatwiznę. Abyśmy nie musiały sięgać po takie lekarstwo na kryzys, należy wystrzegać się nudy, której z czasem zaczyna towarzyszyć irytacja i brak emocjonalnego zaangażowania.
Ciężko po 10 latach małżeństwa nieustannie zaskakiwać partnera.
- Jeżeli zakładamy, że poziom namiętności w związku będzie cały czas utrzymywał się na wysokim poziomie, zagwarantowane mamy jedynie rozczarowanie. Przypływy i odpływy zainteresowania seksem są naturalne. Tak jak pożądanie nie stanowi dowodu miłości, tak jego chwilowy brak nie świadczy o wygaśnięciu uczucia. Gorzej, jeśli mimo starań kobiety mąż nie chce niczego zmieniać. Wtedy lukę wypełnić może inny mężczyzna, który - paradoksalnie - przedłuża trwanie związku. Kobieta jest mniej sfrustrowana, ma poczucie, że powinna partnerowi wynagrodzić nielojalność. Wprowadza więc do małżeńskiego seksu to, czego nauczyła się od kochanka.
Sytuacja lekko schizofreniczna.
- To zależy od kondycji związku. Dotrzymywanie wierności jest świadomym wysiłkiem. Istotne jest zaufanie. Osoby ciągle podejrzewane o zdradę w końcu się jej dopuszczą. Skoro jestem za coś karana, to przynajmniej niech będzie za co! Kolejny czynnik to dojrzałość. Osoba działająca impulsywnie, niezdolna odmawiać sobie czegokolwiek, podobnie funkcjonuje w relacjach miłosnych. Istnieją także związki, które nie umawiają się na monogamię, wtedy nie ma potrzeby zwalczania fascynacji innym mężczyzną. Jeżeli jednak kobieta kochająca dwie osoby czuje, że to wbrew zasadom, którymi dotąd się kierowała, to cierpi. Musi pogodzić się z tym, że nie może zatrzymać wszystkiego - wybór jednego związku będzie oznaczał utratę drugiego. Z drugiej strony jest to przecież typowe, ludzkie doświadczenie. W ciągu życia wielokrotnie musimy z czegoś rezygnować, by osiągnąć coś innego.
Co pani doradza kobietom pozostającym w takiej sytuacji?
- Kiedy te kobiety szukają wsparcia terapeuty, najczęściej są zdecydowane dokonać wyboru. Czują, że aktualna sytuacja powoduje jednak zbyt dużo chaosu lub pragną akceptacji, prawa do takiego stylu życia, jaki wybrały. Warto ustalić, czego pacjentka oczekuje, bo to ona poniesie konsekwencje wszelkich decyzji. Nie możemy sprzedawać komuś naszej wizji tego, co dla niego dobre. Utrzymywanie dwóch związków nie musi świadczyć o zaburzeniu. Jest to po prostu niecodzienna sytuacja, na którą nie mamy gotowej recepty. Ale także z tego powodu może być rozwijająca i wzbogacać nas ważnym doświadczeniem. Często podczas terapii kobieta uświadamia sobie, że nadużywała słowa "miłość" w stosunku do któregoś z partnerów. Bo miłość to nie uczucie, emocje, które przejmują nad nami kontrolę, ale postawa, sztuka, której się cierpliwie uczymy całe życie.