Krótki kurs doskonałości

Grażyna pragnęła zostać perfekcyjną panią domu. Marta próbowała znaleźć sposób na beznadziejnych facetów. Iza chciała wyjść z toksycznego związku, a Lidka uwierzyć w siebie.

Czy poradniki pomagają żyć?
Czy poradniki pomagają żyć?ThetaXstock

Poradnik perfekcjonistki

"Czyste majtki włóż na twarz. Będą maseczką chroniącą przed amoniakiem zawartym w płynach do czyszczenia toalet. Klamki umyj spirytusem, zdezynfekuje bakterie. Nie wylewaj resztek coli, przyda ci się do szorowania tłustych garnków. Nie wiesz, jak złożyć prześcieradło z gumką? Wystarczą cztery sekundy!". Poradnik Perfekcyjna pani domu podpowiada, jak z mieszkania zrobić sanktuarium. Grażyna go przekartkowała i się zawstydziła.

"Artystyczny nieład to mit. Bałagan oznacza, że jest brudno", brzmiała jedna z "prawd" o sprzątaniu. Grażyna rozejrzała się wokoło. Sierść psa na czerwonej sofie. W salonie sterty gazet. "Twój dom świadczy o tobie. Oblepione blaty, brudne gary. Sama odpowiedz sobie na pytanie, kim wobec tego jesteś?". W zlewie było trochę niezmytych talerzy i szklanek.

"Sprzątanie to klucz do udanego seksu. Kto chciałby się kochać w zabałaganionej sypialni, na pogniecionej pościeli?". Dostrzegła okruchy po croissancie na prześcieradle i rozrzuconą na stoliku nocnym biżuterię. Pomyślała o Jerzym, fakt, kochali się tak dawno. "Nic nie spala tylu kalorii w tak szybkim czasie jak porządne szorowanie". Przed latem dobrze pozbyć się oponki z brzucha. Więc chwyciła za ścierkę do kurzu. Ale stop. Przeczytała, że niezbędna jest miotełka z piór. I jeszcze: ścierka do wycierania pyłu z podłogi, dwa zmywaki, osobne ścierki do blatów w kuchni i do szafek, gąbka do mycia wanny. Kupiła też nową kołdrę: "powinna wystawać za łóżko. To wygląda bardziej zachęcająco".

Zainwestuj w poradnik

Grażyna, lat 38, nauczycielka biologii, pochodzi z wielodzietnej rodziny. Jej mama samodzielnie robiła makaron, więc ona lubi domy z tradycjami. Zainwestowała w srebrne sztućce i filiżanki z cienkiej porcelany. Perfekcyjna pani domu to drugi poradnik, jaki przeczytała. Pierwszym był Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. Zrozumiała wtedy, że nie ma sensu suszyć mężowi głowy przez godzinę, bo faceci i tak zapamiętują tylko pierwszy i ostatni komunikat. Uspokoiła się. "Jesteśmy z różnych planet. Uczymy się mieszkać na jednej. Tylko czemu jest taka brudna?". Grażyna: - W moim domu można było przykleić się do stołu w jadalni. Wiadomo: dzieci, pies, mąż, który nie wie, że talerze nie zmywają się same. Ciągłe kłótnie o sprzątanie. Nie było domowej atmosfery. Mówiłam mu: "Porozmawiajmy", a on: "Jak ci się nie podoba, to się rozwiedź". "Chaos w domu oznacza chaos w życiu", powiedział mi psychoterapeuta.

Więc kupiłam poradnik Anthei Turner

Wzięła trzy dni wolnego. Zagoniła dzieci do porządkowania pokoi. Mąż pomógł w sprzątaniu pawlacza, czyszczeniu grzejników, oliwieniu zawiasów. Zdezynfekował także kubeł na śmieci. Potem zaczął się skarżyć, że bolą go plecy, więc Grażyna sprzątała sama. Ale nie było źle. Po powrocie z pracy omiatanie kurzu z żyrandola różową miotełką. Jedzenie posiłków błyszczącymi sztućcami. Spanie w jasnej, pachnącej pościeli.

Grażyna nie przewidziała jednego. Dzieci znów zaczną wylewać colę, chodzić w butach po dywanie. I wciąż się będzie kurzyć. Wspomina trzy wydarzenia, które zawróciły ją z drogi perfekcyjnej pani domu. Pierwsze: sedes. "Jeśli chcesz usunąć osad z rury odpływowej, wlej gorący ocet. Ale najpierw usuń wodę z klozetu". Włożyła rękawiczki, plastikowym kubkiem wybrała wodę. Kiedy wlała ocet, sedes popękał. - Kupiliśmy nowy. Po occie musieliśmy dwa dni wietrzyć łazienkę. Następna porażka: zmywanie. Posegregowała naczynia według stopnia zatłuszczenia. Otworzyła okna na przestrzał, żeby przewietrzyć drewnianą deskę, "żeby nie zapleśniała". Uwinęła się w kwadrans. Nazajutrz od przeciągu nie mogła się ruszyć.

Po miesiącu Grażyna zrobiła bilans. Plusy: dom lśni, a ona umie zwijać ręczniki w fantazyjne żółwie. Minusy: zapalenie korzonków, zmęczenie, brak uznania ze strony dzieci. Ona do nich krzyczy: "Zdejmujcie buty, z podłogi można jeść! - My wolimy z talerzy", pyskują. Poddała się. Ale dziś jej stumetrowy dworek nad Zalewem Zegrzyńskim nadal wygląda, jakby nikt tu nie mieszkał. Książki, bibeloty stoją w szafkach, żeby się nie kurzyły. - Poradnik wręczyłam pani do sprzątania. To wydatek, ale przyzwyczaiłam się, że wszystko ma wreszcie swoje miejsce, a my pielęgnujemy domowe ognisko. Jak to osiągnąć? Wystarczy dodać kilka kropli aromatu waniliowego do nagrzanego piekarnika i zaraz pachnie babcinym ciastem.

Kto kocha zołzy?

Marta jest szczupła, atrakcyjna. Skończyła medycynę, robi specjalizację z kardiologii. W maju postanowiła zostać zołzą. Wyczytała w poradniku, że faceci je uwielbiają. "Kobiety, które mężczyźni kochają, nie zawsze są wyjątkowe. One nie dają po sobie poznać, że im na nich zależy". Do tej pory Marcie zależało. Na znalezienie wielkiej miłości dawała sobie czas do 35. urodzin, wcześniej do 27., potem do 30., do 33., ale 35. miały być graniczne.

Była blisko. Ten jedyny nazywał się Janusz, był lekarzem, spotykali się dwa lata, ale nie zamieszkali razem, bo on potrzebował wolności, mówił: "Mam momenty, kiedy muszę porozmawiać sam ze sobą". Zaczęło zgrzytać. Marta wyjechała na trzy tygodnie z przyjaciółką na Kretę. Po powrocie szok: on zamieszkał z inną, tamta jest w ciąży. - Zaczynałam wszystko od nowa. Ale 35 lat to moment, kiedy przestajesz sobie mówić "jeszcze wszystko przed tobą", słyszysz tik-tak. Miałam do wyboru: psychoterapia albo poradniki. Pierwszą trudno mi było wcisnąć w grafik dwudziestoczterogodzinnych dyżurów. Książki mogłam czytać między obchodami. Kupiłam Kto zabrał mój ser, Obudź w sobie olbrzyma i Dlaczego mężczyźni kochają zołzy? Żeby było jasne: byłam wtedy w kiepskim stanie.

Z poradnika: "Myszy codziennie szukały sera. Pewnego dnia go zabrakło. Myszy zaczęły się nad sobą użalać, knuć zemstę, ale jedna z nich postanowiła nie robić z siebie ofiary. Znalazła inny ser". Marta w dyżurce do trzeciej w nocy czytała przypowieść. W domu nakleiła na lodówkę fiszki z cytatami z poradnika: "Zmiany są nieuchronne, odbiorą ci ser". "Obserwuj zmiany, wąchaj swój ser, będziesz wiedziała, kiedy zaczyna się psuć". "Ciesz się zmianami. Nowy ser jest lepszy niż stary, choćby dlatego, że starego już nie ma". Kartki zrywała z lodówki zawsze przed przyjściem znajomych i naklejała je z powrotem, gdy wychodzili. - To śmieszne, ale dzięki tym mądrościom szybko oswajałam się z nową rzeczywistością. Pomógł mi poradnik i dużo wina.

Test powie ci, kim jesteś

Test "kim jesteś?". Superbabką czy popychadłem? Marcie wyszła druga opcja. Bo popychadło "często do niego dzwoni", "dyżuruje pod telefonem jak początkująca stewardesa", "szybko daje do zrozumienia, że jej celem jest stały związek", "wszędzie jeździ swoim samochodem". Superbabka? "Oddzwania do niego, kiedy jest wolna", "spotyka się, kiedy jej to odpowiada", "kiedy on dzwoni, często nie odbiera", "on po nią przyjeżdża albo z radością ją gdzieś podwozi". Do tej pory Marta myślała, że miłość polega na szczerości, tęsknocie. Dopiero z poradnika dowiedziała się, że aby utrzymać związek, "nie można stępić pazurów".

Marta zaczyna spotykać się z Pawłem. Pierwsza kolacja jest u niej. Wcześniej się wysilała: nadziewała papardelle szpinakiem. Ale więcej nie chce być popychadłem! Kupuje więc delicje, a na przegryzkę frankfurterki. "Nie zdążyłam zrobić zakupów", kłamie. Paweł wyjmuje wino, które przyniósł, zabiera do restauracji. Marta myśli: poradnik działa. Gdy będą się rozstawać, on wypomni jej pierwszą kolację: "Poczułem się zlekceważony, umówiliśmy się, że zjemy u ciebie". Spotykali się dwa miesiące. Paweł pytał, czy według niej są parą, ona mówiła, że "nie wie, że zdaje się na los". Wyjeżdża na sympozjum lekarzy do Londynu. "

Zołzę niełatwo przejrzeć. Może podniesie, a może nie podniesie słuchawki. To sprawia, że on zaczyna tęsknić", radzi autorka książki. Marta cały dzień i noc nie odbiera. Nazajutrz tłumaczy, że zapomniała włączyć dźwięk. On mówi, że nie może być z kimś, kto jest wyrachowany. Potem w życiu Marty jest jeszcze Radek, Arek i Darek. - Wszyscy zakochani, ale słabi. Typ, który wiesza się na kobiecie, a ja z pogardy wieszałam ich na gwoździu. Mój mężczyzna musi być silny. Znowu więc czekam. Kupiłam poradnik Rozkosze życia w pojedynkę. Jestem na trzeciej stronie.

Wyluzuj. Będzie, co ma być

"Dwanaście kroków, dwanaście dni i będzie po wszystkim", pomyślała Iza, biorąc do ręki amerykański poradnik dla współuzależnionych od związku. Po siedmiu miesiącach ważyła 44 kilogramy. Iza: - Byłam w toksycznym związku. On był paranoicznie zazdrosny, śledził mnie, zrywał ze mną jednego dnia, a drugiego błagał o przebaczenie. Pamiętam takie wydarzenie: pojechał w delegację, zadzwonił z hotelu. Powiedział: "Muszę kończyć, Sara przyszła" i się rozłączył. Oddzwoniłam, usłyszałam głos sekretarki. "Kim, do cholery, jest Sara?", myślałam. O północy zaczęłam odchodzić od zmysłów: "Czy on mnie zostawi, co zrobiłam źle?", wspomina.

Wsiadła do samochodu. Była zima. Jechała siedem godzin, by zobaczyć się z nim w hotelu w Szczecinie. W połowie trasy wylądowała w rowie. Jej nic się nie stało, samochód miał lekkie wgniecenie. Jechała dalej. - Nie myślałam, żeby się wycofać, śpiewałam na cały głos piosenkę I Drove All Night To Get To You. Zupełnie mi odbiło.

Na miejscu okazało się, że chłopak był sam. Sara to wspólniczka szefa, która przyszła do niego po jakieś papiery. Powiedział: "Jestem wzruszony, że tak ci na mnie zależy". Ale ona już wiedziała: muszę zakończyć chory związek.

"To nie jest miłość, to uzależnienie", przeczytała jeszcze w księgarni. Kupiła od razu. - Zastanawiałam się nad terapią, ale spotkania na kozetce są bolesne, męczące, długotrwałe. Potrzebowałam szybkich efektów. Przyjaciółki? Nie chciałam ich ciągle zadręczać swoimi problemami. Wszyscy jesteśmy bardzo zajęci, więc musimy radzić sobie sami. Więc zdecydowałam się na "krok pierwszy" z poradnika. Iza staje przed lustrem i według wskazówek wypowiada zdanie na głos: "Przyznaję, że jestem bezsilna wobec tego związku i że chcę przestać cierpieć". - Poczułam, że mi ulżyło - mówi, stukając się w czoło.

Krok drugi i trzeci: "Przestań kontrolować sytuację. Żebyś nie wiadomo jak się wysilała, i tak może wam się nie udać. Uwierz, że opiekuje się tobą siła wyższa". Od tej pory, kiedy on się nie odzywa, a ona odchodzi od zmysłów, wychodzi z domu, żeby pobiegać. Bez komórki. Albo ją wyłącza na kilka godzin, by na zebraniu w pracy przestać kompulsywnie zerkać na wyświetlacz. Krok czwarty: "Wypisz na kartce swoje związkowe urazy i nawyki". Iza pisze: "Daję seks, nawet gdy nie chcę. Boję się, że on odejdzie, a wtedy zawsze będę sama".

Kto jest kim

- Kolejne kroki to były afirmacje, wizualizacje i praca nad sobą. Nie pomogło mi w dwanaście dni, jak myślałam, ale zmieniło się moje myślenie o związku. Zaczęłam sobie zadawać pytania, czym jest miłość. Zrozumiałam, że na pewno nie duszącą tęsknotą. Za chłopakiem tęskni coraz rzadziej. Unika spotkań. Wyjeżdża do znajomych w góry. On o nią zabiega: dzwoni i odkłada słuchawkę, grozi, że się zabije, kłamie, że zdiagnozowano mu raka. Ona nie chce się z nim spotkać. Żeby przestał chodzić pod jej domem, wynajmuje mieszkanie w innej dzielnicy.

- Poradniki nauczyły mnie, jak być samą - mówi. Po dwóch latach pojawia się Kamil. Iza już nie budzi się w środku nocy z lękiem, że on ją zostawi. Gdy niepewność do niej wraca, tłumaczy sobie: "On jest C, a ja I".

Analiza Extended DISC to kwestionariusz kilkudziesięciu wyborów. Kosztuje tyle, co dwie wizyty u dobrego fryzjera, uzupełnia się go przez internet. Jeśli wypełnią go dwie osoby, dostają raport o dopasowaniu pary. Po teście wyszło, że bardzo się różnimy. Kamil jest C, czyli skryty, analityczny. Iza to przede wszystkim I, otwarta, ekstrawertyczna. To, że są tak różni, nie oznacza, że ich związek jest skazany na porażkę. W raporcie dostali wskazówki, jak z sobą postępować. "Zaakceptuj irytujące aspekty u drugiej osoby. Ona nie robi tego złośliwie, po prostu tak ma".

- To niesamowite. Banał, ale wbił mnie w fotel. Kiedyś były awantury, ja mówiłam "posprzątaj", a on tylko wytarł kurze. Dzięki analizie wiem, że on potrzebuje jasnych komunikatów: umyj podłogę w łazience ajaksem cytrynowym - śmieje się Iza. - Nie kupuję nałogowo poradników. Wolę poczytać Marqueza. Ale kiedy mam jakiś problem, łapię się wszystkiego. Szukam recepty. Najczęściej działa.

Rządzą tobą myśli

Z nieśmiałej dziewczynki, która prawie mdlała ze stresu przed wyjściem na scenę, stałam się świadomą swoich umiejętności wokalistką. To dzięki książce Odwaga tworzenia amerykańskiego psychologa Rollo Maya - mówi Lidia. - Przeczytałam też kilka poradników. Ich działanie można porównać do rady przyjaciela: wszystko będzie dobrze. Nie dają więcej poza chwilowym spokojem. Ale i to czasem jest nam potrzebne.

Był rok 2002. Nagrała płytę, która nie została wydana. "Złe piosenki, a może ja jestem niemedialna?", myślała. Zastanawiała się, czy mimo głosu o skali czterech oktaw nie znaleźć sobie innego zajęcia. Może w muzeum? Studiowała historię sztuki. Ale nie miała siły na nic, więc zaczęła czytać Potęgę podświadomości. - "Masz wolny wybór. Wybierz pomyślność, zdrowie i dostatek". "Podświadomość zna rozwiązanie wszystkich problemów". To był moment boomu na psychologię ezoteryczną. Wszyscy mówili o tej książce. Przeczytałam w jeden wieczór. A potem zaczęłam myśleć pozytywnie i rysować mandale. Wszystko zaczęło się zmieniać. Do czasu.

Dowiedziała się, że zespół z Hamburga szuka wokalistki, pojechała na przesłuchanie, wkrótce nagrała z nimi płytę, która ukazała się w Niemczech. Świetny rok 2004, więc Lidka zachęcona wstaje rano, żeby wizualizować. Widzi siebie śpiewającą w paryskiej Olympii. Przed zaśnięciem wyznacza podświadomości cele: "Ja, Lidka, jestem wspaniała, kochana i wartościowa". - Kiedy w kółko o tym myślisz, zaczynasz w to wierzyć, jesteś milsza dla ludzi. Może dlatego coraz więcej osób zaczęło o mnie zabiegać?

Klub w Łodzi był niedaleko rodzinnych Koluszek. Poznała tam dziennikarza muzycznego, dała mu swoją płytę. Po tygodniu w Warszawie przedstawił ją małej wytwórni. Zgłosili jej piosenkę na festiwal w Sopocie. - Poczułam, że Potęga podświadomości działa, więc pozaginałam rogi w książce i wybrane cytaty czytałam najczęściej, jak się da. Najtrudniejsze momenty? Pamiętać, że cały czas mam być pozytywnie nastawiona. Czytałam na głos, aż leciały mi łzy ze złości, bo ile można nie pozwalać sobie na złość? Czułam, że się oszukuję. Ale inni lepiej mnie odbierali. Kiedyś mówili: "Masz operową manierę wokalną", teraz słyszałam: "Śpiewasz jak Beyoncé". Top Trendy wygrała. Przyszły kolejne propozycje. Nagrywa płytę dla dużej wytwórni. - Mama włączyła telewizor, a tam wywiad ze mną. Czy to wszystko dzięki książce? Nie, ale na jakiś czas uwierzyłam, że jestem "wspaniała, cudowna", poczułam się pewnie - opowiada.

Świat jest piękny...

Po sporach z ludźmi z wytwórni książka ląduje w koszu. - Próbowali mnie przekonać, żebym śpiewała, nie wykorzystując swoich możliwości wokalnych, bo to może się nie sprzedać. Do tego rozstałam się z chłopakiem. Szłam ulicą i próbowałam myśleć pozytywnie. "Wszystko wyjdzie mi na dobre", "jedna miłość się kończy, żeby zaczęła się lepsza". Gdy tylko doszłam do domu, rozbiłam o ścianę kilka talerzy. Pomyślałam, że nic nie ma sensu. A zwłaszcza wmawianie sobie, że jest dobrze, jeśli nie jest.

Dziś bywa różnie. Nagrałam płytę, niektóre stacje grają moje piosenki. O Olympii na razie intensywnie nie myślę.

Lidka dużo czyta. Wraca do Gombrowicza i Prousta. Z dawnej fascynacji poradnikami ciągle pamięta fragment Dezyderaty: "Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny".

Natalia Kuc

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas