Joanna Cebula - Test żelazka Philips PerfectCare

Posiadam to cacko od tygodnia. Z wielką niecierpliwością i ciekawością przystąpiłam do prasowania nowym żelazkiem Philips PerfectCare. Niecierpliwość i jeszcze większa ciekawość wynikały głównie z tego, że wcześniej nie korzystałam ze stacji parowej... tym bardziej z innowacyjną technologią Optimal Temp. Zastanawiałam się, wręcz nie dowierzając... jak stała temperatura poradzi sobie np. z pogniecionymi koszulami, które często musiałam wręcz spryskiwać wodą. Do tej pory używałam również żelazka marki Philips, model Mistral 2100. Sam design żelazka PerfectCare uważam za rewelacyjny. Obłe kształty, możliwość schowania kabla zasilającego i przewodu którym biegnie para ze stacji do żelazka. Stacja parowa cieszy oko a żelazko doskonale leży w dłoni. Po włączeniu odczekałam 2 minuty zgodnie z instrukcją. To chyba czas potrzebny na wygenerowanie pary. Na pierwszy ogień poszły wspomniane koszule męża, następnie spodnie: na kancik i jeansy. Żelazko bez problemów poradziło sobie ze zgniotami na świeżo wypranych koszulach. Prasowanie dotychczasowym żelazkiem czasem powodowało np. "świecenie" się szwów na wewnętrznej stronie mankietów, głównie starszych koszul. Może to była wina ustawionej zbyt wysokiej temperatury prasowania. Przy tym urządzeniu już się o to nie martwię. Optymalna temperatura i wyrzucana ( po naciśnięciu przycisku ) z żelazka para spowodowały, że nie zastanawiam się czy przy prasowaniu koszul ustawić pokrętło temperatury na dwa a dla jeansów na trzy. Po prostu, teraz wlewam wodę ( z przyzwyczajenia destylowaną ), włączam, odczekuję dwie minutki i prasuję. Jeśli chce użyć mniej lub więcej pary przyciskam jeden z dwóch przycisków regulujących wyrzut pary z urządzenia i tyle. Podsumowując, po tygodniu użytkowania - POLECAM.

.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas