Reklama
Ślub i wesele

Monarsze zaślubiny. Gody Wazów

W grudniu 1604 r. Kraków szykował się do uroczystości ślubnej króla Zygmunta III z arcyksiężniczką styryjską Konstancją Habsburżanką, młodszą siostrą zmarłej przed sześcioma laty pierwszej żony polskiego króla – Anny.

Zygmunt III tak bardzo przeżył śmierć małżonki, że długo nie myślał o nowym małżeństwie. Wielu uważało, że wybór szwagierki, pomimo przeszkód z racji powinowactwa, jak i niechęci poddanych do królowej z rodu Habsburgów - wynikał z faktu podobieństwa arcyksiężniczki do nieżyjącej siostry... Panna miała wówczas lat 16, jej przyszły mąż 38. Narzeczoną witał u boku ojca pasierb i siostrzeniec w jednej osobie, dziesięcioletni królewicz Władysław, chłopiec "dobrej postawy i szlachetnych rysów" - jak pisali kronikarze.

Reklama

Królewska niespodzianka

Wcześniej, zanim narzeczeni oficjalnie spotkali się po raz pierwszy "w purpurowych namiotach w Łobzowie, w otoczeniu panów polskich i dworu", Zygmunt III zrobił Konstancji miłą niespodziankę. Habsburski orszak na ostatni nocleg zatrzymał się w Wieliczce. Nim wszyscy zasiedli do wieczerzy, pojawił się nieoczekiwanie szlachcic w barwach polskiego dworu... Dłuższą chwilę trwało, nim księżna Maria, matka Konstancji, poznała w przybyszu polskiego króla, który incognito chciał powitać niewidzianą wcześniej przyszłą żonę. Gdy narzeczona zorientowała się, kim w rzeczywistości jest nisko kłaniający się dworzanin, "padła królowi do nóg", zaś monarcha podniósł arcyksiężniczkę i przytulił, wcale nie ceremonialnie. Wówczas zauważył, że Konstancja nie jest zbyt podobna do zmarłej małżonki - "wyższa od królowej, miała ciemniejsze włosy, ciemne oczy, była też bardzo szczupła". Pomimo tych różnic Zygmunt III nie czuł się chyba rozczarowany... Wieczerza upłynęła w radosnym nastroju, po czym król z małym orszakiem pogalopował do Krakowa.

Następnego dnia, 4 grudnia 1605 r., "podczas chłodnej, ale słonecznej aury", odbyło się w Łobzowie oficjalne spotkanie narzeczonej. Wygłoszono kilka powitalnych oracji - po niemiecku, łacinie, wreszcie po polsku. Działa na murach miejskich strzelały na wiwat.

Przyszła królowa ubrana była w jasną suknię naszywaną klejnotami, ozdobioną okrągłą fryzowaną kryzą, a na ramiona narzuciła krótką pelerynę z soboli. Król pomógł jej wsiąść do karety, sam dosiadł konia i cały strojny orszak - austriaccy arystokraci, polscy magnaci, oddziały husarii i wojska w paradnych mundurach - pociągnął do stolicy. Jechali przez Bramę Floriańską i Drogę Królewską oświetloną pochodniami, pod łukami triumfalnymi ozdobionymi polskim orłem i wyobrażeniami czterech cnót, wśród których najokazalej prezentowała się "Stałość" - "Constantia", co było aluzją do imienia Habsburżanki.

Dni dzielące królewską parę od ślubu wypełnione były rozmaitymi atrakcjami. Sprzyjała też pogoda - grudzień był łagodny i słoneczny, przypominający raczej październik... Wszyscy wielmoża i zwykli ludzie, Austriacy i Polacy, nacieszyć się mogli widokiem defilady wojskowej na rynku oraz pochodami tzw. maszkar, czyli niekończącym się korowodem przebranych za olimpijskich bogów i postacie alegoryczne dworzan i przedstawicieli znakomitych rodzin. Muzykanci grali marsze, a królewscy szafarze rozrzucali w tłumie srebrne monety, włoskie orzechy i migdałowo-miodowe gałki. Kupcy winni kazali wytoczyć wiele beczek pełnych niekoniecznie przedniego wina, aby częstować tłumy...

11 grudnia w katedrze wawelskiej odbył się ślub i koronacja Konstancji. Potem przez kilka dni bawiono się ochoczo - na Rynku odbyły się "gonitwy do pierścienia" oraz zabawa wymagająca odwagi i zręczności w konnej jeździe zwana karuzelem. Panna Młoda otrzymała wiele cennych ślubnych darów. Był to ostatni królewski ślub, jaki oglądał Kraków.

Drugie małżeństwo Zygmunta III Wazy też okazało się udane - pomimo że Konstancja nie miała uroku i wdzięku swej starszej siostry. Wobec otoczenia była wyniosła i bardzo wymagająca, a jednocześnie wykazywała zdecydowanie niespotykane wśród niewiast z najwyższych sfer zmysł praktyczny i zainteresowanie domowym gospodarstwem. Codziennie, ku wielkiemu zdumieniu całego dworu, odwiedzała wawelską kuchnię, kontrolując pracę kuchmistrza i kuchcików. Doglądała również porządków w garderobach i alkierzach...

Chociaż dewocyjnie pobożna, z ochotą urządzała świeckie rozrywki. Każda dwórka wychodząca za mąż miała huczny ślub. Lubiła muzykę i nawet w poście i adwencie - za dyspensą - urządzała koncerty. Przeżyła w Polsce wiele lat, ale zawsze w dużej mierze czuła się córką potężnej dynastii Habsburgów, co wielu miało jej za złe. Była pierwszą królową na warszawskim zamku - to za jej życia ukończono go i bogato wyposażono.

Pierwszy monarszy ślub w Warszawie

Władysław IV Waza miał już lat 35, kiedy po śmierci ojca Zygmunta III został wybrany królem Polski i zaczął planować małżeństwo. Kandydatek było kilka, w końcu ze względów politycznych wybór władcy padł na dwudziestojednoletnią arcyksiężniczkę Cecylię Renatę z rodu Habsburgów, zresztą blisko z nim spokrewnioną, dlatego potrzebna była kościelna dyspensa. Przyszli małżonkowie widzieli się wcześniej parokrotnie podczas wizyt Władysława Wazy na dworze Habsburgów, ale spotkania te raczej nie wywołały wzajemnego zainteresowania.

Cecylia Renata nie była ładna, można jej było natomiast przypisać wiele duchowych i intelektualnych zalet. Jak na swą epokę została bardzo dobrze wykształcona - władała włoskim i łaciną, dużo czytała, znała się na ogrodnictwie i ziołach, miała dobry głos i grała na harfie, klawicymbale i wioli. Była dzielną amazonką, dawała sobie radę na polowaniach. A przy tym, pomimo wychowania w sztywnej, dworskiej etykiecie, odznaczała się miłym usposobieniem, życzliwością wobec ludzi i dobrym sercem.

Kuzyna Władysława Cecylia Renata poślubiła per procura w Wiedniu, w sierpniu 1637 r. Do ołtarza poprowadził ją, w miejsce nieobecnego narzeczonego, jego młodszy brat Jan Kazimierz. Wkrótce potem orszak wyruszył do Polski, a 27 sierpnia arcyksiężniczka wraz ze świtą stanęła w Krakowie. Witano ją uroczyście - przemowami, salwą z dział i iluminacją miasta.

Władysław IV Waza spotkał narzeczoną w Iłży - w pół drogi do nowej stolicy. Jak twierdzili świadkowie, aparycja niewidzianej od paru lat kuzynki nie zachwyciła tego miłośnika niewieściej urody. Szczególnie, że jeszcze do niedawna jego kochanką była niezwykle piękna lwowska mieszczka Jadwiżka Łuszkowska, którą król wobec zbliżających się zaślubin musiał wydać za podskarbiego litewskiego Jerzego Wypyskiego....

12 września 1637 r. w kościele św. Jana w Warszawie odbył się ślub - pierwsza tego rodzaju ceremonia w Warszawie, a potem - na zamku - pierwsza uczta weselna w nowej stolicy. Nazajutrz, też w kolegiacie św. Jana, arcyksiężniczka Cecylia Renata została koronowana. W trakcie uroczystości grali i śpiewali słynni muzycy Wazów - uchodzący za jeden z najlepszych chórów i kapel w Europie. Nie udały się za to pokazy ogni sztucznych: wszystkie wybuchły jednocześnie, budząc w widzach raczej strach niż zachwyt. Na dodatek dworscy artyści nie zdążyli przygotować opery o życiu św. Cecylii, patronki nowej królowej, zastąpiono więc ten spektakl baletem "Więzienie Amora".

 I tak kolejna córka Habsburgów zasiadła na polskim tronie, okazując często zapadającemu na zdrowiu i wciąż zirytowanemu mężowi pogodne oblicze i troszcząc się przykładnie o jego samopoczucie. Dworzanie i magnaci z otoczenia króla polubili ją szczerze, doceniali też jej uczynność i fakt, że często próbowała wpływać na gniewnego króla, prosząc o darowanie rozmaitych przewin ze strony ludzi na dworze i warszawskich mieszczan. Wielu podobało się, że dzielnie galopuje podczas królewskich łowów.

U boku Władysława IV spędziła siedem lat. Urodziła mu syna Zygmunta Kazimierza, co schorowanego monarchę pocieszyło na dłuższy czas. Drugie macierzyństwo przypłaciła śmiercią - córeczka, młodsza o ponad cztery lata od brata, przyszła na świat nieżywa, a parę dni potem matka zmarła w połogowej gorączce. Król dopiero wówczas docenił swą dobrą, serdeczną i taktowną żonę, wspominając ją z żalem i przywiązaniem...

Magazyn Wesele
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy