Czy nasza miłość potrzebuje ślubu?

Najpiękniejszy dzień w życiu, znak miłości, a może niepotrzebne zawracanie głowy, nieważny papierek? 18 lat temu czytelniczki „Olivii” żyjące w wolnych związkach marzyły o ślubie. A jak jest dziś? Dlaczego niektórzy decydują się na wspólne życie bez ślubu, a inni marzą, by stanąć na ślubnym kobiercu?

Czy każda miłość potrzebuje obrączek?
Czy każda miłość potrzebuje obrączek?123RF/PICSEL

Życie bez papierka

Monika i Tomek są razem od 24 lat. Mają troje dzieci, wspólny dom, sprawy - ale ślubu nie wzięli. Przynajmniej jak na razie - śmieją się. - Dlaczego? Naszym zdaniem to niczego nie zmienia. Niczego nie gwarantuje. Jest formalnością. I nie mówimy, że nigdy go nie weźmiemy. Może kiedyś tak. Może. Czas pokaże.

Poznali się w Paryżu, gdzie Tomek pracował, a Monika przyjechała do kolegi pozwiedzać Francję. - Dla mnie to była miłość od pierwszego wejrzenia - mówi Tomek. - Wiedziałem, że spotkałem kobietę swojego życia. I nie zniechęciło mnie to, że na pierwsze umówione spotkanie, o które musiałem długo zabiegać, spóźniła się niemal półtorej godziny.

- Mniej więcej po trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Trochę przez przypadek. Tata Tomka wracał do Polski i zwalniał mieszkanie, a że akurat znalazłam pracę i zdecydowałam się zostać w Paryżu, postanowiliśmy wykorzystać nadarzającą się okazję - tłumaczy Monika. - W Paryżu nikt nie pytał, czy jesteśmy po ślubie. Naturalne było to, że jesteśmy razem. Nikogo nie obchodziła strona formalna naszego związku. Dopiero tu, w Polsce. Kiedy odwiedzaliśmy rodzinę, ciągle padały pytania o ślub, a my wzruszaliśmy ramionami. Dla nas to nie było ważne. Miłość nie potrzebuje papierka. Czułam się kochana. Miałam obok siebie faceta, na którego mogłam zawsze liczyć, a dokument w tej sprawie nie był mi do niczego potrzebny. Tyle jest par, które mimo ślubu się rozpadają. Trwałości związku nie gwarantuje żaden dokument - tłumaczy Monika.

- Ja chyba przejmowałem się bardziej. Kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy w odwiedziny do rodziców Moniki, dostaliśmy pokój bez drzwi. Jak w starej polskiej komedii - śmieje się Tomek. - Zresztą wcale się nie dziwię. Teraz, kiedy mam nastoletnią córkę, też bym tak zrobił. Skąd mam wiedzieć, kogo moje ukochane dziecko przyprowadza do domu, skoro go nie znam? Ale wtedy nie rozumiałem. Na ślub naciskała też moja mama. Przekonywała, że Monika będzie spokojniejsza, poczuje się pewniej - wspomina. - Dała mi nawet swój pierścionek, który dostała od ojca w dniu zaręczyn. Poczułem, że nadszedł czas, żeby się oświadczyć. Przygotowywałem się. Przeczytałem książkę o savoir-vivrze. Nie chciałem popełnić gafy - wspomina.

- Trochę się z niego naigrywałam - wspomina Monika. - Zachowanie form kompletnie do niego nie pasowało. - Byłem przejęty. Jak trzeba, kupiłem kwiaty, wygłosiłem przemówienie, poprosiłem rodziców Moniki o rękę ukochanej. I nawet zostałem przyjęty - śmieje się. Mimo to do uroczystości nie doszło. Dlaczego? Nie, nie dlatego, że nie chcieliśmy - tłumaczą. - Po prostu. Byliśmy razem, a urzędowa formalność wydawała się nam mało znaczącym, za to wymagającym zachodu zdarzeniem.

- Gdy po ośmiu latach w Paryżu wróciliśmy do Polski na stałe, urodziła się nasza córeczka. Życie toczyło się swoim rytmem. I dalej tak się toczy. Jesteśmy rodziną, żyjemy jak małżeństwo. Mamy fantastyczne dzieciaki. O braku ślubu przypominają nam czasem tylko formalności administracyjne.

- Bez upoważnienia nie mogę odebrać listu do Tomka czy zmienić taryfy telefonicznej - mówi Monika. - Nieraz od jakiejś urzędniczki usłyszałam: "A kto pani jest?". Mam przecież inne nazwisko. Wściekam się wtedy. Ale przecież dla urzędników nie będziemy brali ślubu. Dobrze jest, jak jest. Dla nas najważniejsze jest uczucie i wzajemny szacunek. Innym razem znów to, że mam inne nazwisko, ułatwia mi życie. Maluję obrazy, robię biżuterię, więc jako pseudonimu artystycznego używam nazwiska Tomka. Oczywiście, za jego zgodą - śmieje się.

- Kiedy ktoś pyta mnie, kiedy wreszcie zalegalizujemy związek, odpowiadam, że będzie pierwszą osobą, która się o tym dowie, i ucinam dyskusję. Nie musimy mieścić się w żadnych ramkach, bo ktoś tak chce.

- Na trzecie urodziny nasza córeczka dostała od mamy Tomka przepiękną sukienkę, specjalnie na ślub rodziców. I choć dziś Kalina ma 16 lat, sukienka wisi w szafie. Niedawno powstał pomysł, że pobierzemy się po jej 18. urodzinach, żeby mogła być naszym świadkiem.

Ślub na znak miłości

Przemek i Ola są razem od sześciu lat. Cztery lata po ślubie. Niedawno urodziła im się druga córeczka. Twierdzą, że ślub był przypieczętowaniem ich miłości, kolejnym krokiem na wspólnej drodze. Nie musieli, ale chcieli. - Nigdy nie marzyłam o białej sukni jak z bajki, o wielkiej imprezie, setkach gości - opowiada Ola. - To niczego nie gwarantuje. Bywałam w związkach, ale żeby od razu ślub? Jestem zbyt praktyczna. Może dlatego, że wychowałam się z dwoma braćmi i jak oni chodziłam po drzewach, walczyłam na papierowe miecze, urządzałam wyścigi.

- Po podstawówce trafiłam do budowlanki, potem na politechnikę. Na studiach przez pierwsze dwa lata byłam jedyną kobietą na roku. Fascynował mnie beton, a nie zwiewne tiule. Przemka spotkałam w banku, kiedy postanowiłam wziąć kredyt na mieszkanie. Dziś śmiejemy się, że mógł udzielić mi lepszego, bo teraz sam musi go spłacać. Szybko zamieszkaliśmy razem. Kiedy w kieszeni jego kurtki znalazłam pokwitowanie od jubilera za pierścionek, byłam zdziwiona i rozbawiona. Było nam dobrze, ale żeby tak na poważnie? Ślub? Tego nie miałam w planach. Ale też nie miałam nic przeciwko temu. Z jednej strony łechtało to nieco moją kobiecą próżność, z drugiej przerażało. Pomyślałam wtedy: "Ojej, to się dzieje naprawdę". Mogłam uciec albo się zgodzić. Wybrałam to drugie. Skoro mu to potrzebne, niech ma. Kiedy kogoś kochasz, zgadzasz się na rzeczy, których sama byś nie wymyśliła - mówi Ola.

- Wiedziałem, że Ola to ktoś wyjątkowy. Wcześniej, choć byłem bardzo kochliwy, nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Zapragnąłem więc jakoś usankcjonować naszą miłość, a najprostszą, najnaturalniejszą rzeczą, jaką mogłem zrobić, wydały mi się zaręczyny i małżeństwo - wspomina Przemek. - Dlatego zamówiłem pierścionek. Wydawało mi się, że nie ma na co czekać, więc kiedy już go miałem, któregoś wieczora wręczyłem go. Ot tak, po prostu. Nie prosiłem rodziców o jej rękę. Uznałem, że jesteśmy dorośli, że to wyłącznie nasza decyzja - wspomina.

- Przyjęłam oświadczyny. Znowu naturalne wydało mi się, że skoro powiedzieliśmy sobie "a", zaręczając się, trzeba było powiedzieć "b" i wziąć ślub. On porządkuje wiele spraw formalnych, życiowych - mówi Przemek. - Wiedziałem to bardzo dobrze jako pracownik banku. Nikt też nie przegoni cię z porodówki, pytając, kim pan jest dla tej pani, jak to ostatnio przytrafiło się znajomemu - chociaż wtedy o tym nie myślałem.

Na naszych warunkach

Żadne z nas nie marzyło o wielkiej uroczystości. Oboje byliśmy po trzydziestce. Zarabialiśmy własne pieniądze i do głowy nie przyszło nam, by do organizacji ślubu czy wesela angażować rodziców. Wszystko odbywało się więc na naszych warunkach. Proste stroje, ulubiona kaplica w kościele u dominikanów w Warszawie. Uroczysty obiad dla 24 osób, samych najbliższych, potem życie. I tyle.

Równo dziewięć miesięcy potem urodziła się nasza córeczka. Kiedy okazała się alergiczką, wspólnie założyliśmy niewielki sklep ze zdrową żywnością. Żeby pomóc jej i sobie. Nazwaliśmy go "Dobre Nasze". Bo przecież teraz wszystko jest już wspólne - tłumaczy Przemek. - Jedno jest pewne. Po ślubie jest dużo trudniej. To nieprawda, że nie trzeba się starać, że wszystko samo się układa. Stajesz się odpowiedzialnym już nie tylko za siebie, ale i za tę drugą osobę. I jeśli poważnie traktujesz samego siebie, swoje słowo dane publicznie, stajesz się bardziej odpowiedzialny. Już na zawsze.

-------

Trzeba wybrać najlepszy model

Olivia: Ponad 60 proc. Polaków mówi, że jeśli ludzie się kochają, ślub nie ma znaczenia. To duża zmiana, bo jeszcze 10 lat temu uważało tak niecałe 50 proc. pytanych.

Tatiana Ostaszewska-Mosak, psycholog: - Wolne związki są coraz częstsze. W każdej grupie wiekowej, w każdym środowisku. Nawet na wsi, gdzie w przeszłości nie były w ogóle tolerowane. Ale zmiana nie dotyczy tylko ich akceptacji. Dawniej bywały wymuszone zewnętrznymi okolicznościami, np. brakiem rozwodu jednej ze stron. Dzisiaj podejmujemy tę decyzję świadomie. Po prostu nie chcemy legalizować związku, nawet gdy nie ma ku temu przeszkód. Teraz również coraz więcej kobiet nie zamierza wychodzić za mąż, choć partner naciska. Kiedyś było odwrotnie. To mężczyznom zależało na nieformalnych układach.

O czym to świadczy?

- Kobiety czują się pewniej. Młodsze chcą najpierw osiągnąć coś w zawodzie. Dlatego wolą skupić się na nauce i pracy, a do tego potrzebna jest im niezależność. Albo nie mają przekonania, że partner jest tym jedynym. Nie krępują więc sobie ruchów. Czasem winne są złe doświadczenia z domu. Rodzice byli ze sobą nieszczęśliwi i dziewczyny wyciągają wniosek, że unikając ślubu, unikną cierpienia. Inaczej jest ze starszymi. One sparzyły się na własnej skórze. Skoro małżeństwo nie uchroniło ich przed rozczarowaniami, a formalności okazały się wyłącznie komplikacją i powodem do dodatkowego stresu, po co im takie obciążenia?

Psychologowie opisują pewien paradoks. Małżeństwa zawarte po okresie długiego mieszkania pod jednym dachem są mniej trwałe od tych, które zaczęły się od ślubu.

- Żyjąc na "kocią łapę", codziennie określamy, na czym polega nasze bycie razem. Negocjujemy, idziemy na kompromisy, ustalamy własne zasady. Pozwalamy sobie na większą tolerancję i swobodę. A potem, decydując się na ślub, wskakujemy w standardowe role męża i żony. I nagle okazuje się, że mamy wobec siebie zupełnie nowe wymagania i oczekiwania. Siła stereotypów wciąż jest ogromna. Czasem powodem ślubu bywa kryzys, chęć naprawienia problemów. A to równie zły pomysł, jak urodzenie dziecka dla ratowania małżeństwa. Oczekujemy cudu, lecz on się nie pojawia. Rozczarowanie staje się zbyt wielkie, para go nie unosi.

Czy to znaczy, że małżeństwo staje się niemodne?

- Nie można stawiać sprawy w ten sposób. Związek nie jest czymś, co podlega chwilowym trendom. To kwestia indywidualnych potrzeb. Są osoby, które bez ślubu czują się źle. I to wcale nie dlatego, że boją się, co ludzie powiedzą. Małżeństwo jest dla nich dowodem głębokiego zaangażowania i zobowiązaniem: "nie wycofam się w razie kłopotów, biorę odpowiedzialność za partnera". W takim sensie daje im ono poczucie bezpieczeństwa i przynosi szczęście.

Aldona Tejnarowicz

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas