Sprzedane

Na świecie rocznie sprzedaje się 2 miliony ludzi. 200 tysięcy z nich to kobiety sprzedawane do domów publicznych. Taki los spotkał już ok. 15 tysięcy Polek.

Szacuje się, że ok. 15 tys. Polek stało się niewolnicami, jak bohaterka filmu "Masz na imię Justine"
Szacuje się, że ok. 15 tys. Polek stało się niewolnicami, jak bohaterka filmu "Masz na imię Justine"materiały prasowe

Sylwia dostała propozycję pracy w Anglii - miała się opiekować dziećmi. Od lat znała panią Ewę, która jej pracę zaproponowała i wiedziała, że jej szwagierka mieszka w Londynie. Sylwia pożyczyła pieniądze na podróż i wyjechała.

Szwagierka pani Ewy była bardzo sympatyczna, ale uśmiała się, kiedy Sylwia zapytała o dzieci - ile i w jakim wieku... Okazało się, że Sylwia ma być wożona do klientów "na godziny". Jeszcze nie mogła uwierzyć w to, co ją spotkało, kiedy już jechała do pierwszego klienta. Czuła się okropnie...

Po powrocie powiedziała, że nie chce tego robić, że się brzydzi i chce wracać do domu. Dostała w twarz. Szwagierka pani Ewy powiedziała, że nie ma mowy o powrocie i że jak Sylwia wypije kielicha będzie jej łatwiej. Rzeczywiście alkohol znieczulił Sylwię i klienci nie wydawali się tacy obleśni...

Anka: Miałam koleżankę - Dorotę. Wszyscy wiedzieli, że pracuje gdzieś w Europie. Zawsze jak przyjeżdżała do domu była świetnie ubrana i opowiadała jak dobrze jej się powodzi. Kiedyś zaproponowała mi, żebym się z nią zabrała do Holandii. Do pracy w knajpie. Dlaczego nie. Wolę tam stać przy zmywaku, niż tu siedzieć na zasiłku, albo i bez.

Ta knajpa od razu wydała mi się podejrzana. Żadnego jedzenia... Dorota powiedziała, że lepiej żebym od razu wiedziała, że to jest klub, gdzie przychodzą panowie spędzić czas w towarzystwie miłych pań - takich jak my. My! Chciałam zaraz wracać, ale Dorota powiedziała, żebym się uspokoiła i, że przecież muszę zwrócić pieniądze, które mi pożyczyła na podróż i paszport. Ona to robi i żyje. Można się przyzwyczaić.

No to się zgodziłam, myślałam, że odpracuję tę podróż, oddam jej kasę i wrócę. Ale musiałam jeszcze płacić za mieszkanie, jedzenie, kosmetyki, każdą rzecz, którą dostałam. Dług rósł i rósł, a ja wciąż nie mogłam go spłacić. Tkwiłam w burdelu i nie wiedziałam jak się z tego wyplątać...

Izę chłopak namówił na wspólny wyjazd w wakacje. Pojechali stopem - przez Niemcy i Francję. Czasami gdzieś się zatrzymywali popracować i zarobić na dalszą drogę. Wreszcie dojechali do Hiszpanii, gdzie cale dnie spędzali na plaży. Ucieszyli się, gdy przypadkowo poznany Polak zaproponował im pracę na czarno przy zbiorze truskawek. Na plantacji poza Polakami pracowali też Marokańczycy. Jeden z nich zainteresował się Izą, co bardzo jej się spodobało i chętnie z nim flirtowała. Jej chłopak był wściekły. Wreszcie powiedział: "nie wiem jak ty, ale ja wracam do Polski". Zdecydowali, że wrócą.

W ostatnią noc urządzili imprezę pożegnalną. Iza odeszła ze swoim wielbicielem - chciał jej coś dać na pamiątkę. Długo nie wracała. Jej chłopak wpierw był wściekły, potem zaczął się denerwować. Iza znikła, wraz z nią "jej" Marokańczyk... Zostawiła wszystkie swoje rzeczy. Chłopak Izy do Polski wrócił sam.

Iza podobno raz dzwoniła do domu i bardzo płakała. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo połączenie przerwano. Nie wiadomo gdzie przebywa. Interpol nadal jej szuka.

Dzień po dniu Mariola przechodzi powolny proces alienacji od swojej prawdziwej natury. Proces, który ma uchronić ją od cierpienia i uratować życie kochanej osoby. Światełko na końcu tunelu obmywa Mariolę, alias Justine, w gorzko-słodkim blasku pękniętej tożsamości... - historia Marioli to z kolei fabuła filmu poruszającego ten problem "Masz na imię Justine".

Handel ludźmi to zjawisko społeczne i polityczne, ale przede wszystkim zbrodnia. Na niebezpieczeństwo narażone są głównie młode kobiety, stojące u progu dorosłości, kończące szkołę i szukające dróg, jakimi potoczy się ich dalsze życie. Wyjazd za granicę z "ukochanym mężczyzną" lub intratne z pozoru propozycje pracy są dla nich "życiową szansą". Tak wpadają w dobrze przemyślane przez ludzi trudniących się tym procederem pułapki.

RECRUITERS (określenie berlińskiej policji) - to rodzaj "pośredników" odpowiedzialnych za sprowadzanie kobiet na Zachód. "Pośrednicy" werbujący dziewczyny jeżdżą do centralnej Europy oraz do państw byłego Związku Radzieckiego i organizują fałszywe, lokalne "konkursy piękności", szukają młodych talentów do pracy w charakterze "modelek", poszukują do pracy "kelnerek".

Czasami dziewczyny zakochują się w ujmujących mężczyznach. Ich celem są kobiety z prowincji, które nie mają przyszłości, mają nisko płatną pracę lub są bezrobotne, kobiety bez wykształcenia, bez znajomości języków obcych. Czasem zdarza się, że samotne matki z wyższym wykształceniem także podejmują ryzyko, szukając swojej szansy w życiu.

Kiedy już znajdą się na Zachodzie, sprzedawane są za kwotę pomiędzy 2,5 a 7,5 tys. euro w zależności od wieku i urody.

TRESERZY (beartamers) odpowiedzialni są za zamienianie kobiet w seksualnych niewolników. Używają w tym celu tortur i stwarzają szereg zależności psychologicznych.

Mechanizm używany przez tresera jest bardzo prosty: izolacja, głód i bezpośrednie groźby pod adresem rodziny. Stosują także edukację behawioralną polegającą na nagradzaniu ofiary, kiedy jest posłuszna i karaniu, kiedy nie jest. W efekcie redukują kobiety do cieni tego, kim były wcześniej, tak że w ich sytuacji treser jawi się jako jedyne możliwe źródło wybawienia. Nieświadome konsekwencji jakimi może zakończyć się taka eskapada, podchodzą do tematu z dużą dozą naiwności.

Ofiarami tych metod są głównie kobiety bardzo młode. Najmłodsze z nich mają zaledwie 13 lat. Większość z nich podlegało od wczesnego dzieciństwa wykluczeniu społecznemu ze względu na środowisko i biedę. Bardzo często kobiety te musiały wcześnie sie usamodzielnić. Konieczność szybkiego zdobycia środków do życia, brak oparcia w bliskich, brak stałego miejsca zamieszkania decydują o syndromie "łatwej ofiary". 80 procent takich przypadków ma miejsce latem, w czasie nasilenia prac sezonowych w Polsce i za granicą.

Osoby w niej pracujące wiedzą najlepiej, że główny problem ofiar tego procederu jest brak świadomości zagrożenia oraz niewiedza, gdzie należy szukać pomocy.

Eksperci La Strady radzą:

Zanim wyjedziesz...
• dopełnij wszelkich formalności (sprawdź ważność swojego paszportu i ewentualnych pozwoleń, zgromadź inne konieczne do podjęcia pracy dokumenty, np. zaświadczenia potwierdzające twoje zawodowe kwalifikacje)
• ubezpiecz się (od następstw nieszczęśliwych wypadków i ewentualnych kosztów leczenia za granicą)
• zrób kserokopię dokumentów, które ze sobą zabierasz (paszportu, dowodu osobistego, wiz, pozwolenia na pracę, umowy o pracę) i zostaw bliskim (osobom, którym ufasz)
• dołącz do dokumentów aktualną fotografię, zostaw też adres, pod którym będziesz przebywać za granicą, numer telefonu, imię i nazwisko pracodawcy oraz nazwiska i adresy osób z którymi wyjeżdżasz (lepiej nie wyruszać w pojedynkę)
• ustal częstotliwość kontaktów telefonicznych z bliskimi (osobami którym ufasz), np. raz w tygodniu o określonej porze. Ustal hasło, którym się posłużysz w przypadku ewentualnych kłopotów i niemożności powiedzenia tego wprost przez telefon: np. pozdrowienia dla kogoś, kto nie istnieje itp.

Zabierz ze sobą...
• adres i numer telefonu najbliższego polskiego konsulatu w kraju do którego jedziesz - w razie jakichkolwiek kłopotów tam otrzymasz pomoc
• słownik lub rozmówki - jeśli nie jesteś pewna swoich umiejętności językowych
• numer telefonu Poland direct z kraju, do którego jedziesz - za minimalną opłatą będziesz mogła zatelefonować do Polski, o ile osoba, do której dzwonisz zgodzi się zapłacić za rozmowę; telefonistka mówi po polsku
• właściwy formularz (otrzymasz go w siedzibie NFZ), potwierdzający, że jesteś ubezpieczona - w razie choroby Narodowy Fundusz Zdrowia pokryje koszty twojego leczenia.

A poza tym...
• zawsze domagaj się umowy o prace - najlepiej po polsku
• zanim ją podpiszesz, dokładnie przeczytaj tekst umowy i sprawdź, czy wszystko dokładnie rozumiesz
• zastanów się, czy odpowiadają ci warunki zawarte w umowie
• niczego nie podpisuj bez zastanowienia!
• twoje dokumenty należą do ciebie i nikt nie ma prawa ci ich odebrać
• jeśli stracisz dokumenty, masz takie samo prawo do skorzystania z pomocy polskiego konsulatu, policji czy służb socjalnych
• Jeśli ktoś cię krzywdzi (np. bije, szantażuje, zmusza do czegoś) to nie jest twoja wina - jesteś ofiarą przestępstwa i potrzebujesz pomocy
• winien jest sprawca - powinien zostać ukarany.

Jeśli potrzebujesz pomocy lub masz jakieś pytania, skontaktuj się z La Stradą:

La Strada - Fundacja Przeciwko Handlowi Kobietami
skrytka pocztowa 5
PL 00-956 Warszawa 10

Telefon zaufania: +48 22 628 99 99
poniedziałek 15. - 19. (porady prawne)
wtorek 9. - 21.
środa 14. - 20. (dyżur w języku rosyjskim).

Zdjęcia pochodzą z filmu "Masz na imię Justine"

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas