Swędzi, piecze, pęka? Sprawdź, czy to nie stres odbija się na twojej skórze
Kark swędzi, dłonie pieką, a skóra na łokciach przypomina papier ścierny... Pierwsza myśl, jaka przychodzi nam do głowy? Zła woda, nowy proszek do prania lub płyn do kąpieli albo alergia. Tymczasem może być zupełnie inaczej, a mianowicie... skóra ma nam coś do powiedzenia. I sygnalizuje to właśnie świądem, pieczeniem bądź zaczerwienieniem. Brzmi dziwnie? A jednak! I dzieje się tak częściej, niż myślimy. Co jednak dokładnie stara się nam przekazać?

Skóra i mózg mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. I to nie w przenośni, a zupełnie dosłownie. Otóż powstały z tego samego "materiału", zwanego ektodermą. Zapomnijmy jednak o trudnych słowach! W praktyce oznacza to, że są one tak jakby braćmi, tyle że ich kariery ułożyły się inaczej: jeden został neurologiem, a drugi dermatologiem. Ale mimo że wykonują różne zawody, wciąż są ze sobą w kontakcie. Kiedy jednego z nich spotyka w życiu coś przykrego, drugi od razu o tym wie. Skóra również (i to błyskawicznie!) odbiera od mózgu stres, napięcie czy przemęczenie. A co w tym wszystkim najciekawsze: zazwyczaj umyka to naszej uwadze.
Twoja skóra wie, co czujesz…
W pierwszym odruchu objawy te zrzucamy na produkty chemii gospodarczej, z którą nasza skóra ma kontakt. Ale ciało wie swoje. Wie też lepiej. Przykładów nie trzeba daleko szukać: wspomniane objawy często pojawiają się wtedy, gdy deadline goni deadline, zbliża się termin ważnej prezentacji, skrzynka pocztowa pęka w szwach, a my nie wiemy, w co ręce włożyć. Innymi słowy, kiedy w naszym życiu nasila się stres. I dzieje się tak nie bez powodu.
Stres uruchamia w ludzkim ciele całą kaskadę reakcji, a głównym winowajcą pozostaje... ewolucja. Otóż hormony, które miały nas kiedyś ratować przed tygrysem bądź innym śmiertelnym zagrożeniem, dziś w ten sam sposób reagują na... służbowe maile. Albo korki w drodze do pracy. O ile jednak adrenalina raczej nie jest groźna (znika równie szybko jak się pojawia), o tyle kortyzol już tak. Zwłaszcza jeśli jego poziom jest podniesiony długotrwale. Dochodzi wówczas do rozregulowania funkcji skóry: jej naturalna bariera ochronna zostaje osłabiona, co sprawia, że szybciej traci wodę, staje się cieńsza i bardziej podatna na uszkodzenia. A później jest już tylko z górki - swędzi, piecze, łuszczy się, pęka.
…zanim to zauważysz
Zaczyna się od lekkiego dyskomfortu: swędzenie to zazwyczaj pierwszy znak, że mamy kłopoty. Ale im bardziej się drapiemy, tym gorzej. Wpadamy w błędne koło: drapiemy się, bo swędzi, a im bardziej drapiemy, tym więcej mikrouszkodzeń i... jeszcze więcej swędzenia.
Z czasem zaczynają się też pojawiać inne objawy, takie jak choćby zaczerwienienia i pieczenie na twarzy, szyi czy dekolcie. Pozornie bez powodu. W rzeczywistości: za sprawą właśnie stresu. To jasny sygnał, który wysyła nam skóra: jest tego zbyt dużo. Choć wszystko to może sugerować klasyczną suchość, problem nie siedzi na powierzchni, lecz głębiej - w napięciu, niewyspaniu, przemęczeniu. A to już wymaga nieco innego podejścia.
Psychodermatologia, czyli co wspólnego ma psychika ze skórą
W takich sytuacjach z pomocą przychodzi psychodermatologia, czyli coraz intensywniej badana gałąź medycyny. Dziedzina ta łączy dermatologię z psychologią i bada, jak nasza psychika wpływa na skórę (i odwrotnie). Bo w praktyce działają jak naczynia połączone.
Psychodermatolodzy zadają pytania, których dermatolog raczej nie zada: "Jak pani śpi?", "Czy coś panią ostatnio bardzo stresowało?", "Czy objawy pojawiają się w konkretnych sytuacjach?". Doskonale wiedzą bowiem, iż to właśnie stres - ten codzienny, przewlekły - potrafi uaktywnić choroby skóry albo znacznie nasilić ich objawy. Łuszczyca, trądzik, pokrzywka to schorzenia, mające często swój "psychiczny" komponent. Nomen omen - "podskórny".
Kiedy skóra daje znać, że emocje biorą górę…
Leczenie takich dolegliwości polega zatem na rozmowie, terapii oraz zmianie trybu życia. Sen, spokój, medytacja, dobre jedzenie, sport - to wszystko przynosi oczywiście pozytywne rezultaty. Ale jeśli mamy zaognioną skórę, która piecze i swędzi "tu i teraz", chcemy poczuć ulgę jak najszybciej. I tu pomocną dłoń wyciągają alantoina i deksopantenol, czyli duet składników, który łagodzi, regeneruje oraz chroni.
Alantoinę i deksopantenol znajdziemy w składzie maści Alantan Plus, czyli niedrogim wsparciu dla podrażnionej skóry. Co ważne, maść można stosować nawet na twarz. Łagodzi objawy (suchość, świąd, podrażnienia), regeneruje skórę i odbudowuje jej barierę ochronną. To swoisty opatrunek, który koi, zanim opanujemy towarzyszący nam na co dzień stres i napięcie. Z jednej strony natłuszcza, z drugiej - pozostawia na skórze ochronną warstwę.
Bo nie każda wysypka to alergia. Nie każde pieczenie to reakcja na produkty chemii gospodarczej. Czasem to po prostu reakcja... na życie. Życie, w którym akurat zagościło zbyt dużo stresu. A jako że na uporanie się z nim potrzeba czasu, warto w pierwszej chwili sięgnąć po bardziej doraźne sposoby.
Podmiot odpowiedzialny: Zakłady Farmaceutyczne "UNIA" Spółdzielnia Pracy, ul. Chłodna 56/60, 00-872 Warszawa.
Alantan Plus, (20 mg + 50 mg)/g, maść, 1 g maści zawiera 20 mg alantoiny (Allantoinum) i 50 mg deksopantenolu (Dexpanthenolum). Wskazania do stosowania produktu: zapobieganie odparzeniom u niemowląt; leczenie różnego rodzaju ran, jak: otarcia, niewielkie skaleczenia i pęknięcia skóry; leczenie oparzeń słonecznych oraz po radioterapii i fototerapii; pielęgnacja skóry podrażnionej i wysuszonej; nadmierne rogowacenie skóry dłoni i stóp; wspomagająco w atopowym zapaleniu skóry, wyprysku alergicznym, zapaleniu błony śluzowej nosa i owrzodzeniach podudzi.
To jest lek. Dla bezpieczeństwa stosuj go zgodnie z ulotką dołączoną do opakowania. Zwróć uwagę na przeciwwskazania. W przypadku wątpliwości skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
Materiał promocyjny