Aktywność dla opornych
Od urodzenia moja ulubiona dyscyplina sportowa to trening mózgu. Czytanie jest nieodłączną częścią mojego życia. Inaczej żyć nie umiem.
Jeśli chodzi o aktywność fizyczną, to przez lata mogłam siedzieć - z książką - na ławce rezerwowych. W szkole z uwagi na kłopoty ze zdrowiem nierzadko musiałam być zwolniona z zajęć wychowania fizycznego.
W trakcie ostatnich świąt rozbawiłam rodziców wspomnieniami, że w liceum jedyny przedmiot, z którego poprawiałam stopnie to właśnie WF.
Pamiętam jak po lekcjach katowałam nauczycielkę moimi oryginalnie niepoprawnymi rzutami do kosza. Cierpliwa była ta pani. Bardziej niż technikę doceniła chyba moje chęci i konsekwencję. Cóż, każdy z nas ma dziedzinę, w której orłem nigdy nie będzie. Do dwudziestego piątego roku życia niewiele sobie robiłam z tego, że po prostu nie lubię sportu.
Zdarzyło mi się iść z koleżankami na jakiś fitness albo inne zajęcia. Zawsze myliłam kroki i zamiast poprawy nastoju po zajęciach wychodziłam wściekła i jeszcze mocniej przekonana, że to strata czasu. Jak wszyscy wiem, po dwudziestym piątym roku życia nasze komórki zaczynają się starzeć, a ciało wymaga od nas więcej.
Nie dało się ukryć, że w okolicy trzydziestych urodzin przykleiło się do mnie więcej ciała. Od urodzenia byłam chronicznie chuda, a jednak brak ruchu i kiepskie nawyki żywieniowe zaczęły mnie zmieniać w kuleczkę. Dużo zrobiłam dla swojego ciała.
Teraz zawodowo doradzam innym w kwestii celowości zmiany nawyków żywieniowych. To nie to samo, co przejście na dietę. Tu chodzi o zmianę sposobu myślenia, nie o to, że przez dwa czy trzy miesiące będziemy kłaść na talerzu inne produkty. To jest proces.
Dlaczego postanowiłam podzielić się tak prywatnymi aspektami? Jestem jednym z tych trudnych przypadków, z którymi niewielu chce pracować. Był taki czas, że już spisałam się na straty. Doszłam do smutnego wniosku, że może należę do ludzi, którym sport nigdy nie będzie sprawiał przyjemności?
Naukowcy zauważają wyraźną zależność: im więcej zjadamy wysoko przetworzonej żywności, tym mniej w nas zapału do aktywnego życia. Widocznie tak było ze mną. Prawdą jest, że w pierwszym kroku sięgnęłam po zdrowsze produkty, a potem stwierdziłam, że się nie poddam. Poszukam.
Szukałam naprawdę długo. Przeszłam przez jazdę na łyżwach, rolkach, nartach, bieganie, jazdę konną, a nawet szybownictwo. Ten aspekt jest chyba najbardziej zabawny. Cóż to znów za wysiłek fizyczny - wsiąść do szybowca i sterować nim? To było chyba siedem lat temu. Udręczona ciągłymi niepowodzeniami stwierdziła, że sięgnę i tam - wysoko - poszybuję.
Przygoda z szybowcami trwała krótko, a jednak na zawsze zapisze mi się we wspomnieniach. Zrobiłam cały kurs teoretyczny i nadszedł czas na lot zapoznawczy. Mój pierwszy i ostatni lot szybowcem.
Instruktora poniosła chyba fantazja ułańska i zamiast standardowego lotu po łuku zaserwował mi takie atrakcje, że wróciłam na ziemię zielono-niebieska i ze zdartym gardłem. On miał z tego chyba frajdę. Koledzy z grupy patrzyli na niego z niedowierzaniem, a na mnie z przerażeniem.
Bardzo jestem dumna, że zrezygnowałam. To chyba była pierwsza świadoma rezygnacja w moim życiu. Dotąd choćby skały pękały - zawsze musiałam dokończyć to, co zaczęłam. A wtedy zupełnie spokojnie zdecydowałam, że nie muszę. Że stać mnie na to, żeby głośno powiedzieć: boję się i nie będę pilotowała szybowca. Uwalniające doświadczenie. Z nieba zeszłam na ziemię. Od pięciu lat praktykuję jogę. Może to dla kogoś irytujące, że dzielę się czymś w rodzaju kartki z pamiętnika.
Dlaczego postanowiłam popełnić taki tekst? Żeby podkreślić, że warto szukać. Dopiero po trzydziestych urodzinach znalazłam to, co naprawdę kocham. Chyba nie ma większej radości dla ciała i ducha niż fakt, że nie mogę się doczekać kolejnych zajęć. Ja, człowiek z natury sportowo oporny.
Pewnie pojawią się głosy, że cóż z jogi za aktywność sportowa? Owszem joga jest specyficznym podejściem do ciała i ducha. Można ją przeżywać wyłącznie cieleśnie, można głębiej. Jak kto zdecyduje. Jest też jedyną formą aktywności, która nie tylko wyzwala energię, ale pozwala ją kumulować. Ma kilka możliwych odsłon. Kładą one nacisk na różne aspekty. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Ważne, żeby rodzaj jogi dobrać właściwie do swojej osobowości.
Sztuką jest też znalezienie dobrego nauczyciela. Zdarza się, że uczący borykają się z przerostem ego, a to mocno zaburza ich wiarygodność. Po pięciu latach znalazłam ludzi i miejsce, w którym czuję się jak w niebie. Zdarzają mi się zakręty i przerwy, ale zawsze wracam.
Szóstego stycznia, w dzień wolny od pracy, wstałam o szóstej trzydzieści, żeby być na zajęciach. Przemierzając Kraków w niemal dwudziestostopniowym mrozie pomyślałam, mam to, znalazłam.
Żyj swoim życiem!
Ewa Koza, dietetyk, autorka bloga mamsmak.com, MAM s’MAK na życie