O teatralnych bójkach, kolejkach i tym podobnych
W XIX wieku teatr był rozrywką zdecydowanie popularniejszą niż dzisiejsze kino. Gazety donosiły o „próbach pamięciowych” do sztuk, które miały ukazać się niebawem, a także o wydarzeniach z życia aktorów. Z ciekawością śledzono afisze, komentowano nowe role.
Przed kasami nie raz trzeba było nieźle wystać się i nieźle wymiąć sobie garnitur, by kupić bilet na upragniony spektakl, o czym donosi "Kurjer Warszawski" z 1870 roku:
"Od rana już Afisze różowe ogłaszają otwarcie tymczasowego teatru letniego. W tej chwili pod kassą teatralną ścisk tak wielki, że cały przedsionek zapełniony i mnóstwo wyczekujących stoi pod filarami. Kasjer w formalnem oblężeniu. Ci którzy zdołali zakupić bilety, wychodzą z tłoku jakby z łaźni parowej z kroplami potu na czole. Krwawa to bowiem praca dostać się do tego szczęśliwego okienka w którem sprzedaż się odbywa."
Część panów chodziła do teatru czy na balet nie tylko po to, by obcować ze sztuką, ale także po to, by móc obejrzeć damskie nóżki, a przy odrobinie szczęścia nawet coś więcej.
Sposób odbioru teatralnych przestawień był znacznie bardziej ekspresyjny niż dziś. Zdarzało się, że podczas przedstawienia ostentacyjnie wychodzono z sali, wygwizdywano aktorów, syczano, buczano, wołano ze sceny, komentując grę, dochodziło nawet do bójek.
Największym jednak utrapieniem porządnych bywalców teatru było "klaskanie huczne". Każdy klaskał, kiedy miał ochotę, do niego dołączał się drugi i z powodu grzmotu trzeba było przerwać przedstawienie. Aktorzy stali jak wryci, czekając aż publiczność skończy swój własny koncert. A czasami nawet nie był to "koncert oklasków" ale jakaś teatralna burda. Jak opisuje H. Tarczyński:
"uderzam w dłonie po raz trzeci, daję upust szaleństwu: łomoczę kijem w podłogę, szuram i tupię, wrzeszczę: bravo! bis!!... wywołuję z nazwiska któregokolwiek artystę lub artystkę, inni naturalnie jak zwykle tak i teraz nie odmawiają poparcia, lecz wtórując wydają nieludzkie głosy, głosy rozwścieczonych hien, jaguarów... O rozkoszy!... trzęsą się mury, ryczy tłum jak morska nawałnica, jak huragan, trzęsie się budynek cały..., a ja?... powtórzywszy przez wieczór podobne wrzaski kilkakroć, zadowolony z siebie nad wyraz, czuję się wyśmienicie za swe pieniądze zabawionym: do syta się nahałasowałem, a co więcej, wysłuchać należycie utworu tym co go wysłuchać pragnęli - nie pozwoliłem."
Czasami awantury w teatrze odbywały się z powodów natury estetycznej. Gdy grupa wielbicieli lub klakierów chciała oklaskać swą ulubioną aktorkę, przerywając jej występ, wrzawę podnosili jej przeciwnicy i zaczynała się "walka na argumenty". Jedni buczeli, gwizdali, inni bili brawo, zdarzało się nawet, że dochodziło do bijatyk. Burdy w teatrach nie były tylko specjalnością naszego kraju. Jak donosi Elabon podobne incydenty z rzucaniem jajek włącznie miały miejsce także w innych krajach Europy. Na ilustracji poniżej możemy zobaczyć publiczność z kategorii "przygotowanych", trąbki, dzwonki i plakaty mówią same za siebie.
Zastanawiam się, do czego te pomarańcze na ilustracji poniżej roznoszone przez sprzedawczynie, czy do jedzenia, czy do rzucania.