"Seksmisja" ciągle żywa...
Rozmowa z Juliuszem Machulskim, reżyserem i producentem filmowym, jednym z najbardziej rozpoznawalnych twórców polskiego kina. Jego obrazy takie jak "Vabank" czy "Seksmisja" na trwałe zagościły w sercach polskich widzów, ale także w naszym codziennym słowniku. Słyszymy je na ulicy, odnajdujemy w Internecie.
W tym roku mija 30 lat od powstania "Seksmisji". W 2008 roku została ona wybrana przez czytelników magazynu FILM Polską Komedią Stulecia. Jak długo powstawał scenariusz filmu? Czy z procesem jego realizacji na planie filmowym wiąże się jakąś anegdota?
Juliusz Machulski: - Pomysł na scenariusz miałem w październiku 1977 roku. Scenariusz zacząłem pisać w kwietniu 1981, a skończyłem w listopadzie tego samego roku. Zdjęcia zaczęły się w październiku 1982, bo przeszkodził stan wojenny. Skończyliśmy je w maju 1983. Premiera odbywa się w maju 1984. Od pomysłu do premiery minęło 6 i pół roku.
Anegdot było dużo. Nie sposób wszystkich opisać. Jedna z nich to taka, że szympansica, która występowała w jednej z pierwszej scen filmu, zarobiła za dzień zdjęciowy więcej niż Jurek Stuhr. Trzeba było zapłacić za nią, za jej małe, za trenera i rodzinę trenera. To były paradoksy PRL-u.
Cytaty z "Seksmisji" weszły na stałe do języka codziennego - można je znaleźć w Internecie, często słyszymy je w rozmowach. To właśnie one zostały wykorzystane w kolekcji Empiku "Seksmisja". Ten film wciąż żyje! Czy pisząc scenariusz wiele lat temu przewidywał Pan, że tak będzie? Jaka jest Pana metoda na pisanie dialogów? Korzysta Pan ze swoich zapisków zasłyszanych rozmów czy też kultowe cytaty od podstaw powstają w Pana głowie w momencie tworzenia scenariusza?
- Większość tych tzw. kultowych dialogów powstała na planie. Niektóre z nich jak: "Kopernik była Kobietą!" czy "Sekcja specjalna zawsze lojalna!" były już w scenariuszu, ale inne powstawały ad hoc, pod wpływem chwili. W tej grupie znalazły się: "Nasi tu byli", "Ciemność, widzę ciemność" czy "Późne rokokoko".
Konwencja science fiction w momencie realizacji filmu była doskonałym sposobem na grę z widzem, ale także i cenzurą. Czy jako widz chętnie sięga Pan po filmy tego gatunku? Prosimy o kilka tytułów.
- Zawsze lubiłem filmy science fiction: "Planeta małp", "Fahrenheit 451", "Odyseja Kosmiczna 2001", "Obcy", "Łowca Androidów", "Gwiezdne wojny"... - ale to wszystko były filmy na serio. Ja od początku chciałem zrobić z "Seksmisji" komedię.
W starych recenzjach filmu można było natrafić na porównania do "Gwiezdnych Wojen" George’a Lucasa. Kariera znanej na całym świecie "space opery" rozpoczęła się 36 lat temu. Czy pierwsze części serii były dla Pana inspiracją przy pracy nad "Seksmisją"?
- Byłem zafascynowany "Gwiezdnymi wojnami", ale wydaje mi się, że "Seksmisja" to przy nich film kameralny.
Możemy liczyć na powrót bohaterów filmu - Maksa i Alberta - na wielkim ekranie?
- Nie będzie dalszego ciągu. Mimo, że druga część "Seksmisji" została napisana. Doszedłem do wniosku, że nie chcę wystawiać na szwank legendy "Seksmisji 1". I odpuściłem. Może gdyby powstała wcześniej..., ale po latach uznałem, że to nie ma sensu - vide "Ojciec Chrzestny 3".
Znane, lubiane i często powtarzane motywy - teraz zostały utrwalone w kolekcji Empiku "Seksmisja", która powstała w ramach projektu Empik Art Unlimited i jest dostępna w wybranych salonach Empik.