Reklama

Katarzyna z Krakowa:

Moje życie biegnie teraz trochę innym torem. Zaczęło się od tego, że 14 lutego w Walentynki mój chłopak poprosił mnie o rękę, oczywiście zgodziłam się bez zastanowienia! Był to najcudowniejszy dzień w moim życiu, ponieważ wychodzę za mąż za największe szczęście na tej planecie.

Sobota. Poranne słońce wkrada się przez okno, a promyki delikatnie muskają moją twarz. Jeszcze lekko zaspana uśmiecham się sama do siebie - moje życie jest cudowne - myślę...Poranna toaleta, śniadanko (koniecznie lekkie) - przecież muszę wyglądać pięknie na własnym ślubie!!! Żadnych ciasteczek, kanapek z musem czekoladowym. Mam nadzieję, że jakoś przetrwam.

Reklama

Teraz przyszedł czas na przymiarkę w sklepie z sukniami ślubnymi. Szczerze mówiąc efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania - wyglądam dokładnie tak jak to sobie wyobrażałam jeszcze jako mała dziewczynka. Mój wybranek nie może mnie zobaczyć- wierzę, że jeśli Pan Młody ujrzy swoją wybrankę w sukni przed ślubem przyniesie to ich małżeństwu pecha. Ileż mam jeszcze na głowie...Weselne menu, nauki przedmałżeńskie, listę gości trzeba też dopieścić. Nikt nie może przecież poczuć się urażony. Chciałabym, żeby wszystko potoczyło się bez żadnych problemów - w końcu to jedyny taki dzień w życiu i chciałabym żeby było jak w bajce.

Wreszcie chwila dla siebie. Oddaje się rozmyślaniom. Czasami myślę sobie, że jestem naprawdę szczęściarą. Poznaliśmy się dwa lata temu i od tego momentu staliśmy się nierozłączni. Nigdy, naprawdę nigdy nie miałam wątpliwości, że to ten jedyny!!! A teraz będziemy już zawsze razem! Czy czegoś więcej potrzeba do szczęścia? Z rozmyślań wyrywa mnie telefon. Dzwoni mój wybranek. Przez żołądek do serca - może coś w tym jest? Przygotowałam pyszną, romantyczną kolację + oczywiście czerwone wino. Dzwonek. Spoglądam przez wizjer i widzę tylko ogromny bukiet róż. Otwieram i...widzę moje szczęście.

Praca została nagrodzona w konkursie "Wtedy odnalazłam szczęście"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama