Koszmarek...
Eh, gdybym miała talent pana Talki, napisałabym o tym książkę...
Zaczęło się to dnia 29 grudnia 1993, a właściwie nawet parę miesięcy wcześniej, gdy poczułam pierwszy ruch dziecka...
- Auć!!! - wrzasnęłam, bo to było bolesne kopnięcie.
I tak zostało do końca ciąży. Synuś nudził się w brzuchu, więc kopał w niego zapamiętale... Bolało!!! Mąż mówił ,że mały będzie piłkarzem, a ja myślałam, że seryjnym mordercą...
Gdy się urodził, poznawałam go z daleka. Takiego rozwrzeszczanego dziecka nie było na całej planecie! Darł się bez przerwy! Spał minutę, krzyczał 59 minut. I tak na okrągło!!!
Gdy zaczął chodzić, wszystko fruwało. Amstaf sąsiadów uciekał z piskiem na widok mojego słodkiego misia, bo mój misiu tłukł go czym popadło i wyciągał mu z pyska żarcie... Bokser cioci także podkulał króciutki ogonek i chował się za kaloryfer.
Najbardziej bałam się jeździć tramwajem. Moje dziecko wyło, tłukło rączkami w podłogę, krzyczało... Ludzie patrzyli na mnie jak na złą matkę. Skąd mogli wiedzieć, że codziennie próbuję zmienić mojego synka w aniołka! Codziennie!!! I zero rezultatów...
Mój synek miał rok i dwa miesiące, gdy przespał całą noc, czyli od 23 - ej do piątej rano jednym cięgiem. O piątej rano, nadmienię, wstaje do dziś, choć ma już 13 lat!
Mój synek był chodzącym koszmarem! Po kilku miesiącach jego istnienia na Ziemi stwierdziłam, że nie mogę zrobić tego ludzkości i już nigdy nie urodzę...
Po sześciu latach urodziłam drugiego syna. Aniołek! Najgrzeczniejszy chłopczyk świata !
A mój ",koszmarek" Mareczek pewnego dnia niczego nie popsuł, nikogo nie ugryzł, nikogo nie opluł... Myślę - chory... Pobiegliśmy do przychodni, a lekarka rodzinna na to:
- Spodziewałam się tego...
- Czego?!
- Zgrzeczniał!
- To niemożliwe!
- A jednak...
To było około 4 klasy...
Dziś ,,koszmarek" jest gimnazjalistą. Świetnie się uczy. Jest inteligentny i bystry. Jestem z niego prawdziwie dumna!!! Na szkolnych zebraniach puchnę z dumy, bo nauczyciele go bardzo chwalą!
Czasem zrywam się w nocy cała zlana potem, bo mi się śni, że Marek coś zbroił...
Tak jak w pierwszej klasie podstawówki gdy zamknął nauczycielkę w klasie i zwiał z kluczem. Wrzucił go do studzienki ściekowej...
Ale kto by wspominał stare czasy... ? ;)
Cóż, nadal wychowuję, ale to już nie ta męka, co kiedyś. Dziś zbieram plony z tego, co wtedy zasiałam... Naprawdę sama siebie podziwiam, że nie udusiłam go w nerwach... Miłość matczyna czyni cuda...
Uwielbiam swojego ,,koszmarka". Cudowne, spokojne, mądre dziecko!!!
Katarzyna z Gorzowa Wielkopolskiego