Reklama

Na kocią łapę czy w małżeństwie?

Coraz częściej w polskich mediach podnoszona jest kwestia wyboru sposobu wspólnego życia, dokonywanego przez młode Polki i Polaków.

Coraz częściej w polskich mediach podnoszona jest kwestia wyboru sposobu wspólnego życia, dokonywanego przez młode Polki i Polaków.

"Ślub to czysta formalność. Niszczy coś dobrego" - powiedzieli "Polityce" Zuzanna i Michał. "Konkubinat to czas próby. Może się okazać, że partnerzy mają zupełnie inne temperamenty, inaczej patrzą na świat" - wyznali Edyta i Bartek dla tego samego pisma. Czy życie w konkubinacie to naprawdę najlepsze wyjście? Czy może tylko sposób na pewniejszy wybór przyszłego współmałżonka?

Zamieszkać razem? To dzisiaj nic prostszego. Wystarczy kasa na wynajęcie mieszkania... Nikt o nic nie pyta, nie trzeba się meldować. Rodzice? Choćby nawet chcieli protestować, nie mają nic do gadania. Przecież decyzję o wyborze swoistej wspólnoty podejmują ludzie pełnoletni!

Reklama

- Nie pytaliśmy się nikogo o zgodę - mówi 24-letnia Paulina. - Jesteśmy przecież dorośli. Ja kończę studia i już pracuję. Paweł pracuje już od kilku lat. Mamy pieniądze, stać na wspólne mieszkanie... Kochamy się, więc wybraliśmy takie a nie inne życie.

Paulina dodaje, że z początku nie było łatwo. Najtrudniejsze było poznawanie wzajemnych reakcji w tzw. sytuacjach trudnych, takich jak choroba, drobne i mniej drobne konflikty z rożnych powodów itp. - Paweł zdał te wszystkie testy, ja chyba też. Teraz jednak coraz częściej myślimy o małżeństwie, bo chcemy mieć dzieci, a one musza mieć ojca i matkę - dodaje z przekonaniem Paulina. Czy ma rację?

Prawdopodobnie tak, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele przeszkód w życiu ich potomków może spowodować fakt, że będą dziećmi pary bez ślubu. Taka jest rzeczywistość i nie można jej zmienić. Paulina ma również świadomość tego, czego uczono jej na zajęciach z psychologii, że prawidłowy rozwój dziecka we współczesnym świecie wymaga życia w tzw. normalnej rodzinie.

Innego zdania jest Marina, która napisała, że mieszka z facetem, ale dzieci jej "nie interesują". "Nie chcę i nie będę miała dzieci. Takie czasy, taki mój wybór. Czy słuszny? Nie wiem, ale nie chcę, by dzieci matki, która ledwo zarabia na siebie, musiały męczyć się na tym świecie" - pisze Marina.

Jak więc widać z tego krótkiego przeglądu poglądów na temat wspólnego życia dwojga, swoistym kluczem do tej wspólnoty pozostają ... dzieci. I tu dochodzimy do kolejnego, sądzę że bardzo ważnego zagadnienia: co w dzisiejszych czasach powinno być celem dla dwojga kochających się ludzi? Wyłącznie miłość wzajemna, prowadząca do zaspokajania wszelkich przyjemności? Wspólnota wykluczająca jakakolwiek prokreację? Czy może miłość prowadząca do spłodzenia i wychowania potomstwa?

Zapraszam do dyskusji.
Ewa

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy