Reklama

Co jest dobre dla dziecka?

Jednym z największych rodzicielskich błędów jest założenie, że wiemy, jaka metoda wychowawcza jest najlepsza. Tymczasem dziecko nie potrzebuje metod, lecz uwagi i miłości opiekunów.

Okładka z uśmiechającą się świnką skarbonką nie zapowiada historii przedstawionej w książce Etgara Kereta pt. "Stłuc świnkę". Albo może inaczej - nie zapowiada, że opowieść będzie tak dobra i tak przejmująca. Kilkuletni chłopiec - Joawk, marzy o figurce Barta Simpsona.

Mama z pewnością by mu taką kupiła, jednak tata uważa, że nie jest dobrze rozpieszczać syna i zaspokajać jego zachcianki. Chce, by potomek otrzymał prawdziwą lekcję wychowania, kupuje więc świnkę-skarbonkę, dzięki której Joawk uzbiera kwotę potrzebną na zabawkę. Mało tego - syn na nią sam zarabia, wypijając co rano kakao, którego nienawidzi.

Reklama

Priorytety się zmieniają 

Świnka skarbonka nie jest ciekawa. Bo jak się nią bawić? I jeszcze łatwo można ją stłuc, wszak jest z porcelany. Kiedy jednak chłopiec nadaje jej imię - Pesahson - okazuje się, że zimny przedmiot ma wiele zalet. Przede wszystkim cały czas się uśmiecha, nie hałasuje, nie miga kolorowymi światełkami, nie ma baterii, które rozlewałyby się w środku, ani sprężynek. Trzeba tylko uważać, żeby nie spadł na podłogę.

Dni mijają, Pesahson tuczy się monetami. Tata dumny z siebie przychodzi do syna z młotkiem - czas na wyciągniecie ciężko zarobionych pieniędzy. Przerażony Joawk prosi o ojca, o możliwość zarobienia jeszcze jednego pieniążka, wypicia porannego kakao - chociaż tak go nie lubi, że zdarza mu się po nim wymiotować. Tata zgadza się na taką propozycję. Egzekucja zostaje odwleczona.

Dorosły nie zauważa natomiast, dlaczego syn woli katować się niechcianym napojem, niż pozwolić by świnka poszła pod młotek. Tymczasem dziecko zdążyło pokochać swojego porcelanowego przyjaciela i chce uratować go przed unicestwieniem. W środku nocy chłopiec ucieka przez okno, by zanieść Pesahsona na pole ze ścierniskiem. Zostawia tam swojego przyjaciela, bo woli się go wyrzec, niż unicestwić.

Dzieci mocno kochają 

Czy ojciec Joawka chciał dla swojego syna źle? Nie. Czy dając mu zdrowy napój do pica, wiedział, że go maltretuje? Nie. Czy chciał, żeby dziecko cierpiało? Z pewnością nie - jednak wszystkie te rzeczy wydarzyły się za sprawą rodzica.

Często nie wiemy, co jest dla dziecka dobre, bo go nie znamy. W codziennej pogoni nie zauważamy, że zmieniają się priorytety naszych podopiecznych. Zmienia się ich sposób myślenia i odbiór rzeczywistości. Z każdym dniem stają się bardziej niezależni i podejmują własne decyzje, tak jak bohater książki, który wolał stracić przyjaciela niż sprawiać, żeby ten przestał istnieć.

Ostatnią ilustracją w opowieści "Stłuc świnkę" jest rysunek, gdzie Joawk przykrywa kocem śpiącego tatę. Ten obrazek mówi więcej niż słowa - kocham cię, więc troszczę się o ciebie. Zresztą wszystkie stworzone przez Davida Polonsky’ego rysunki mają wielką moc. Ciemne i mroczne pokazują, że świat dziecka nie zawsze bywa kolorowy.

Epilog  

Na końcu opowiadania jest zamieszczonych kilka słów od autora, przeznaczonych raczej dla dorosłych. Tu proza brzmi jak poezja, ale naznaczona jest olbrzymim cierpieniem, z którym od czasów II wojny światowej zmagają się pokolenia.

Dla mnie, oprócz wartości emocjonalnej i wizualnej książki, jest jeszcze jedna - sentymentalna - związana ze wspomnieniem z dzieciństwa. Dostałam porcelanowego słonia skarbonkę. Uwielbiałam go i postanowiłam oszczędzać pieniądze.

Jednak myśli o rozbiciu figurki była dla mnie nie do zniesienia. Kiedy więc nagromadziło się trochę monet, a nawet papierowych pieniędzy, przewracałam słonia do góry nogami i wytrzepywałam drobne, dopóki nie wypadały. Te papierowe z kolei wyciągałam maminą pęsetą. Słoń żył. A czy nauczyłam się oszczędzać? To już całkiem inna historia.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: książki dla dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy